Terror klimatyczny. Bilans się nie zamyka (Dokończenie)

Od milionerstwo.pl:

Autor niniejszego eseju, David Stockman, to wieloletni kongresmen amerykański, później członek gabinetu Ronalda Reagana odpowiedzialny za politykę budżetową.  Stockman jest  uznawany za twórcę fundamentów reaganomiki, która postawiła gospodarkę USA, po kilkunastu latach głębokiego kryzysu, na nogi.  David Stockman pracował przez wiele lat na Wall Street, następnie zarządzał potężną korporacją, od kilku lat prowadzi blog davidstockmanscontracorner.com.  Jest też autorem dzieła z historii gospodarczej USA p.t. Wielka Deformacja (tł. Jerzy Strzelecki, Fijorr Publishing, Warszawa 2015). Oryginał niniejszego tekstu opublikowany został w listopadzie 2021 na portalu: www.internationalman.com. Wszystkie wykresy i tabele pochodzą od autora. Tytuły polskiego pracowania pochodzą od redakcji.

Cześć V i ostatnia:

Bilans, czyli krok do przodu, w stronę szkockich cliffów 

Określanie propozycji zawartych w Green Deal terminem Terror Klimatyczny nie ma w sobie cienia przesady. Jest to niewątpliwy rezultat prób wyeliminowania emisji CO2 ze współczesnego systemu energetycznego i gospodarczego, które dosłownie wdychają i wydychają skamieniały węgiel.

Sam pomysł przekształcenia dzisiejszej gospodarki w system oparty na alternatywnych źródłach energii jest tak dalece irracjonalny, że aż przeczy zdrowemu rozsądkowi. A jednak właśnie w tym kierunku prowadzą nas przywódcy COP26 i ich megafony w MSM[1].

Po pierwsze, należy sobie wreszcie uświadomić, że zwolennicy zmian klimatycznych zasadniczo kłamią na temat tego, ile „zielonej energii” obecnie zużywamy, a zatem fałszują zakres przesunięcia systemu zaopatrzenia w energię z paliw kopalnych, co byłoby konieczne, aby uzyskać zerową emisję CO2 netto do roku 2050. Na przykład powszechnie twierdzi się, że 12 proc. zużycia energii pierwotnej w Stanach Zjednoczonych (2020 r.) przypada na „odnawialne źródła energii”, co oznacza przyzwoity start na drodze eliminowania zależności systemu od paliw kopalnych. W rzeczywistości, nawet się do tego punktu nie zbliżamy. Dzieje się tak, ponieważ „odnawialne źródła energii” i zielona energia definiowane jako energia słoneczna i wiatrowa nie są w najmniejszym stopniu tym samym.

Według DOE[2], Stany Zjednoczone zużyły w 2020 r. 11,6 kwadrylionów[3] (quadów) BTU[4][5] energii ze źródeł odnawialnych, ale aż 7,3 kwadrylionów, czyli 63 proc. całego zużycia stanowiły paliwa niekopalne starego typu, w tym:

  • Energia wodna: 2,6 quadów;
  • Drewno: 2,5 quady;
  • Biopaliwa: 2,0 quady;
  • Energia geotermalna: 0,2 quada

Oczywiście nie ma nic złego w paliwach niekopalnych, które w pewnych przypadkach mogą być całkiem skuteczne, ale to nie one będą częścią „zielonego porządku[6]” mającego wyprzeć niektóre lub wszystkie z 73 quadów energii pochodzącej z paliw kopalnych zużytych w 2020 r., ponieważ większość w/w źródeł jest już na wyczerpana lub ich ekspansja nie wchodzi w grę. Widzieliśmy już na przykład, że elektrownia wodna – która była ulubioną energią Nowego Ładu w latach 30. – została już dawno wyczerpana. Nawet 80 proc. długich rzek w USA, gdy chodzi o hydroenergię, to rzeki przeklęte. Od dziesięcioleci ekolodzy nie zezwalają na jakikolwiek nowy ważny projekt hydroelektryczny zlokalizowany na którejś z nich. W rzeczywistości produkcja hydroelektryczna wynosząca w 2020 roku 291 miliardów kWh była znacznie poniżej szczytowego poziomu 356 miliardów kWh zarejestrowanego w 1997 r., a nawet nie przekroczyła 304 kWh wygenerowanych w 1974 r.

Nie słyszymy też, żeby Wyjce Klimatyczne dopominały się o zwiększenie energii ze spalania drewna! W rzeczywistości opowiadają się za czymś przeciwnym: masowym sadzeniem drzew, co ma „kompensować” emisję dwutlenku węgla. Podobnie, większość z quadów energii przypisywanej biopaliwom to etanol wytwarzany ze sfermentowanej kukurydzy. Jednakże każdy istotny wzrost zużycia etanolu – poprzez jeszcze bardziej obowiązkowe mieszanie go z benzyną – zniszczyłby prawdopodobnie większość silników spalinowych na autostradach,  zmieniając jednocześnie rozległe obszary produkcji żywności w Iowa i Nebraska w farmy paliwowe.

Na koniec rozważmy ukryte implikacje dotyczącą niewielkiej ilości z 0,2 quada przypisywanego energii geotermalnej. Tak się składa, że ​​energia geotermalna, która jest tak blisko idealnego źródła energii odnawialnej, że bliżej się nie da, jak zauważył niedawno jeden z analityków, posiada ogromne ALE:

– jest co prawda praktycznie bezemisyjna, nie emituje dużych ilości szkodliwych gazów;

– nie generuje odpadów radioaktywnych;

– nie wymaga wycinania dziewiczych lasów;

– nie zajmuje dużo miejsca;

– nie niszczy nam panoramy, czy krajobrazu;

– nie prowadzi do samounicestwiania ptaków, np. poprzez rozbijanie się ich korpusów w zderzeniu z przeszkodą;

– jest uzupełniana przez naturalne ciepło Ziemi;

– dostarcza mocy przy obciążeniu podstawowym o wydajności rzędu 90 proc.

– i może nawet, jeśli to konieczne, być przełączana z miejsca w miejsce w poszukiwaniu najwyższej skuteczności!

Geotermia jest również jednym najtańszych, obecnie dostępnych źródeł wytwarzania energii. Żadne inne odnawialne źródło energii nie może dorównać tej imponującej liście zalet ani nawet się do niej zbliżyć. Dlaczego zatem nie ma jej więcej? Tym bardziej, że kiedyś było jej  od liku. A no z tego powodu, że o ile odnawialne źródła energii, takie jak wiatr i energia słoneczna, można wykorzystać w większym lub mniejszym stopniu prawie wszędzie, wysokotemperaturowe zasoby geotermalne można znaleźć tylko tam, gdzie występuje zbieżność dużego przepływu ciepła i korzystnej hydrologii, a… te zbiegi okoliczności występują tylko w kilka miejscach globu!

To rozumowanie prowadzi nas do jedynych tak zwanych „odnawialnych źródeł energii”, które w rzeczywistości można rozszerzać na dużą skalę, mianowicie: energii słonecznej i wiatrowej.

Jeśli chodzi o tę pierwszą, należy zauważyć, że zużycie jej w USA w 2020 r. wyniosło zaledwie 1,2 quada, czyli mniej niż połowę energii pierwotnej dostarczanej ze spalania drewna (w tym niewielka ilość przemysłowego zużycia bioodpadów np. w celulozowniach itp.). Niestety, po dziesięcioleciach wielkich subsydiów i niekończącej się promocji rządowej, energia słoneczna wciąż jest cieniem tego co było paliwem wykorzystywanym po raz pierwszy przez jaskiniowców!

Problem z energią wiatrową jest nie mniej zaporowy. W przypadku 3,0 quadów energii pierwotnej przypisanej wiatrom w 2020 r. praktycznie 100 proc. zostało wykorzystane przez przedsiębiorstwa użyteczności publicznej do wytwarzania energii elektrycznej do sieci konsumpcyjnej. W konsekwencji, tylko 90 proc. energii wiatrowej trafia do mieszkań, zakładów przemysłowych oraz/lub samochodów elektrycznych. Różnicę, czyli 10 proc. całości wolumenu stanowią straty BTU na liniach przesyłowych i dystrybucyjnych (straty T&D). A kiedy uwzględnimy fakt, że 64 proc. pierwotnego zużycia energii słonecznej było również wykorzystywane przez przedsiębiorstwa energetyczne, i także szło w straty T&D, otrzymujemy zaskakujący fakt, mianowicie, że w 2020 roku, tylko 3,4 quadów energii słonecznej i wiatrowej wytworzyło faktycznie energię elektryczną netto dla użytkowników końcowych w gospodarce USA. Ta niewielka liczba stanowi tylko 4,9 proc. z 69,7 quadów  energii netto ze wszystkich paliw (po odjęciu odpadów z instalacji komunalnych ze wszystkich źródeł paliw) wykorzystywanych w 2020 roku przez całą gospodarkę amerykańską. Jednakże, nawet ten niewielki ułamek był możliwy dzięki ogromnym dotacjom rządowym, które zasiliły produkcję i konsumpcję dwóch „zielonych paliw”.

W przypadku energii wiatrowej, na przykład, istnieje dotacja federalna w wysokości 2,5 centa za każdą kWh, co stanowi 69 proc. średniej ceny hurtowej energii wiatrowej, do czego dochodzi 30. procentowa ulga podatkowa na inwestycje w pierwotne instalacje farm wiatrowych. Co prawda, nikt nie pobiera opłat za wiatr, lecz energia wiatrowa jest szalenie  kapitałochłonna; współczynnik CapEx[7] stanowi 70 proc. kosztów energii wiatrowej w całym okresie użytkowania farmy, co oznacza, że ​​kolejne 21 proc. kosztów energii musi być  finansowane przez fiskusa.

Nieuchronnie powraca zatem pytanie: w jaki sposób dojść do – powiedzmy – zastąpienia przynajmniej 50 procent paliw kopalnych zieloną energią, i to przed rokiem 2035?. Tylko wtedy  bylibyśmy zdolni osiągnąć zerową emisję CO2 netto do roku 2050. I to pod warunkiem, że Joe Biden zwiększy marnotrawne subsydia powyżej obecnego poziomu! Czegoś takiego nie da się uczynić.

Jedynym praktycznym sposobem dostarczenia energii wiatrowej i słonecznej do końcowych sektorów gospodarki jest masowa konwersja zielonych BTU na energię elektryczną i jej dystrybucja poprzez nieszczelną sieć energetyczną. Nie trzeba dodawać, że proces ten byłby obarczony przeszkodami i zagrożeniami, o których Wyjce Klimatyczne nawet nie wspominają. W rzeczywistości, jak pokażemy poniżej, przekształcenie połowy obecnego zużycia paliw kopalnych na energię wiatrową i słoneczną wymagałoby niemal podwojenia całkowitego zużycia energii pierwotnej w sektorze użyteczności publicznej z 35,7 quadów z roku 2020, do prawie 66 quadów według przybliżeń na rok 2035. Co ważniejsze, 10,6 proc. udziału energii pierwotnej z elektrowni, lub 3,8 quadów zaksięgowanych w 2020 r. dla energii słonecznej i wiatrowej, wzrośnie prawie o 67 proc., do 44,0 quadów do 2035 r. (patrz obliczenia poniżej). Oznacza to, że w ciągu zaledwie najbliższych 15 lat produkcja energii słonecznej i wiatrowej musiałaby wzrosnąć prawie 12-krotnie. Koszt dotacji, która by taki przyrost mocy sfinansowała (w tym drastycznie rosnące ceny detaliczne mediów dla konsumentów) byłby naprawdę oszałamiający

Teraz kolejna sprawa. Biorąc pod uwagę nieodłączną niestabilność i zawodność energii słonecznej i wiatrowej, sieć elektryczna stałaby się niebezpiecznie delikatna i narażona na przerwy w dostawie prądu, i to głównie w okresach szczytowego zapotrzebowania na elektryczność i niskiej produkcji energii słonecznej/wiatrowej. Dzieje się tak dlatego, że z chwilą, gdy wyeliminujemy połowę, to jest ok. 11 quadów, energii kopalnej wykorzystywanej obecnie przez przemysł energetyczny, pozbędziemy się mocy, która jest zasadniczo dostępna przez 100 proc. czasu, z wyjątkiem okresów planowych przeglądów i bardzo okazjonalnych nieplanowanych przerw.

Z drugiej strony, kiedy dwie trzecie sieci jest zasilane energią słoneczną i wiatrową, jak to przewiduje COP26 na rok 2035 w ramach reżimu zerowego CO2 netto, dochodzi do zmiany charakteru systemu elektroenergetycznego. Pod nieobecność zasilania podstawowego, system musiałby być wyposażony w ogromne zbiorniki z pompami wodnymi, ​​sprężonym powietrzem lub akumulatorami, aby uzupełniać je w dni bezwietrzne, czy pochmurne. Co więcej, trzeba by niwelować różnice między porami dnia i skokami zapotrzebowania sezonowego. Procesy kompensacyjne stałyby się znacznie dotkliwsze, gdyż prawie cała gospodarka, jak wyjaśniam poniżej, stałaby się zelektryfikowana.

Problem polega oczywiście na tym, że produkcja energii elektrycznej, aby można ją było przechowywać i doraźnie pobierać, jest z natury nieefektywna i marnotrawna. Dzieje się tak zwłaszcza w przypadku przechowywania przy użyciu przepompowni, jedynego praktycznego pomysłu na przechowywanie i tworzenie kopii zapasowych systemu na dużą skalę. Oczywiście to rozwiązanie polega na spalaniu wielu BTU podtrzymujących pompowanie wody pod górę do zbiornika — tak, aby śluzy można było otworzyć w celu zregenerowania tej samej energii hydroelektrycznej, gdy zajdzie taka potrzeba w późniejszym terminie.

Ogólnie szacuje się, że zakres dostępnych rozwiązań w zakresie magazynowania skutkowałby rozproszeniem od 10 do 40 proc. pierwotnej zielonej energii dostarczanej do systemu energetycznego. Tak więc nie tylko poniesione zostałyby ogromne koszty na sfinansowanie magazynowania energii, nastąpiłaby także utrata BTU w procesie ładowania i opróżniania magazynu. Wymagałaby ona większej ilości pierwotnej zielonej energii, by zrekompensować zmarnowane BTU!

Jeśli więc strata energii spowodowana systemami magazynowania 32,2 quadów przyrostowych energii słonecznej i wiatrowej wyniosłaby, licząc konserwatywnie, średnio 25 proc. potrzeba będzie kolejnych 8 quadów pierwotnej mocy słonecznej i wiatrowej, aby zaspokoić przewidywane zapotrzebowanie na energię w roku 2035. Oznacza to, że do 2035 r. system energetyczny będzie potrzebował 44 quady energii słonecznej i wiatrowej lub 11,5 razy więcej mocy niż jego rzeczywista produkcja energii ekologicznej w 2020 r.

Aby rozwiać wątpliwości, rozważmy skutki przesunięcia 50 proc. paliw kopalnych, wykorzystywanych w sektorze transportu, do produkcji energii elektrycznej zasilanej energią słoneczną i wiatrową. W 2020 roku sektor transportu zużył 24,23 quady energii pierwotnej, z czego paliwa kopalne — produkty naftowe i gaz ziemny — dostarczyły 22,85 quadów, czyli 94 proc. całości. W 2020 roku, całkowite zużycie energii pierwotnej w sektorze transportu było oczywiście poważnie obniżone z powodu uziemienia linii lotniczych przez większą część roku, oraz dramatycznego ograniczenia podróży samochodowych zarówno w celach wypoczynkowych, jak i służbowych. Znacznie bardzie adekwatną wydaje się baza zużycia za rok 2019, kiedy całkowita konsumpcja wyniosła 28,6 quadów, co stanowiło 0,41 proc. rocznego tempa wzrostu w stosunku do poziomu z roku 2000.

Dla celów analizy przyjmijmy zatem, że do 2035 roku utrzymuje się umiarkowane tempo wzrostu, co skutkuje rocznym zużyciem energii pierwotnej w sektorze transportu. na poziomie 30,53 quadów Jeśli połowa z tego (15 quadów) miałaby zostać przeniesiona z paliw kopalnych na energię słoneczną i wiatrową, wymagałoby to kolejnych 8,3 quadów zielonej energii. Taki jest rachunek przy założeniu, że wydajność energetyczna od wtyczki do wału napędowego wynosi około 72 proc. dla pojazdów elektrycznych (EV) w porównaniu do 39 proc. od zbiornika do wału napędowego w optymalnych warunkach jazdy dla pojazdów z silnikami spalinowymi; przyjmijmy zatem średnio poziom 35 proc. Mamy więc zysk, który jest częściowo ograniczany przez fakt, że 10 proc. pierwotnej energii elektrycznej wytwarzanej w sieci jest tracone w procesie T&D[8].

Postulowana dekarbonizacja samego tylko sektora transportowego o 50 proc. wymagałaby zatem, aby 3,8 quadów energii słonecznej i wiatrowej wykorzystywanej przez amerykański sektor użyteczności publicznej w 2020 r. osiągnęło 12,1 quadów do 2035 r. I to bez uwzględnienia efektu przemieszczenia w pozostałych czterech sektorach. To zresztą wcale nie jest żadna połowa. Przejście na pojazdy EV i dystrybucji 3 razy więcej quadów energii przez system komunalny spowoduje spustoszenia w zarządzaniu obciążeniami. Dzieje się tak, ponieważ gwałtowny wzrost liczby podróży w okresie świątecznym spowoduje szczytowe obciążenia, które drastycznie przekraczają poziomy codzienne. Na przykład w przypadku podróży lotniczych w ciągu typowego roku, obroty w przeliczeniu na statystycznego pasażera w lipcu wynoszą prawie 140 proc. tego, ile wynoszą one w martwym sezonie, czyli w lutym.

Wyobraźmy sobie upalny, ale pochmurny i bezwietrzny dzień Święta Niepodległości, 4 lipca. Na normalny wzrost popytu na klimatyzację i popyt komercyjny nakłada się ogromna flota pojazdów elektrycznych jeżdżących po wakacyjnych drogach i korzystających ze stacji ładowania. Wyobraźmy sobie skutki tego tłoku; np. już w obecnym, rekordowa roku liczba podróżnych, którzy wyruszyli w trasę w świąteczny weekend 4 lipca wyniosła….47 mln osób.

Taki tłok nie stanowi problemu dla istniejącego układu zasilania paliwem silnikowym; średnie zapotrzebowanie w taki dzień wynosi około 9 milionów baryłek dziennie. Równocześnie, zapasy dostępnego paliwa silnikowego wahają się od 220 do 260 milionów baryłek – plus 50 milionów baryłek, które kierowcy wożą w zbiornikach swoich 285 milionów pojazdów w tym kraju. Tak więc przy ponad 300 milionach baryłek, czyli zapasie wystarczających na 33 dni zasilania w systemie wahań obciążenia szczytowe są łatwo absorbowane przez system.

Nie trzeba dodawać, że energia elektryczna to zupełnie inna materia. Nie może być ona przechowywana w postaci, w jakiej została wyprodukowana. Z powyższego wynika, że musi zawsze odpowiadać natychmiastowemu zapotrzebowaniu, w przeciwnym razie sieć się zawali. Jedynym rozwiązaniem jest przechowywanie dyspozycyjnej energii elektrycznej w innej postaci – w zbiornikach z pompą, lub w bateriach. Jest to jednak potwornie drogie. Co więcej, w przeciwieństwie do zdecentralizowanych zapasów paliw silnikowych, które są skutecznie uzupełniane przez rynek, stworzenie ogromnej, możliwej do wysłania nadwyżki w elektrycznej sieci energetycznej dla szczytowego zapotrzebowania na pojazdy elektryczne byłoby naprawdę trudnym zadaniem. Aby zastąpić 50 proc. zapotrzebowania na paliwo silnikowe, potrzeba na amerykańskich drogach około 140 milionów pojazdów elektrycznych, w porównaniu do dzisiejszej floty 1,4 miliona pojazdów elektrycznych typu plug-in,

Sektor transportu też nie jest jakiś wyjątkowy. Obecnie sektor przemysłowy odpowiada za 22,1 quadów (2020) zapotrzebowania na energię pierwotną, z czego 19,7 quadów zasilają paliwa kopalne. Paliwa te zasilają różnego rodzaju urządzenia do spalania, elektrownie i maszyny napędzane silnikami spalinowymi, a także surowce dla przemysłu przetwórstwa chemicznego.

I znowu, w oparciu o stosunkowo niewielką stopę wzrostu zapotrzebowania na energię pierwotną w sektorze przemysłowym (ponieważ gros produkcji zostało przeniesiona do Chin itp.), przewidujemy do 2035 roku zapotrzebowanie na energię pierwotną na poziomie 23,2 quadów, oraz że 12,9 quadów będzie musiało pochodzić z energii słonecznej i wiatr za pośrednictwem sieci elektrycznej, trzeba bowiem nimi zastąpić 50 proc. obecnego zużycia paliw kopalnych. Zatem, po dodaniu do powyższego szacowanego przyrostu popytu ze strony sektora transportowego, potrzebowalibyśmy łącznie 25,0 quadów energii słonecznej i wiatrowej – czyli prawie 6,6 razy więcej niż wynosi obecny poziom jej produkcji – tylko po to, by zaspokoić znacznie zwiększony popyt na sieć elektryczną z konwersji na energię ekologiczną.

Bilans staje się jeszcze bardziej skomplikowany, gdy dodamy do niego sektor mieszkaniowy i komercyjny. Przykładowo, sektor mieszkaniowy jest już mocno zelektryfikowany dzięki elektrycznemu oświetleniu, klimatyzacji i sprzętom AGD. W konsekwencji, o ile zapotrzebowanie na energię pierwotną sektora gospodarstw domowych wynosi ok. 6,54 quadów, w rzeczywistości zużywa on 11,53 quadów, gdyż 5 milionów quadów pośredniego zużycia energii kosztuje dostarczanie jej poprzez sieć elektroenergetyczną. Popyt gospodarstw domowych jest już mocno przesunięty do godzin, dni i szczytowych pór roku. Po zakończeniu fazy zazieleniania gospodarki stanie się on jeszcze większy. Obecnie, 5,7 quadów z 6,5 quadów zużycia energii pierwotnej (tj. pozaenergetycznej) w 2020 roku pochodziło z paliw kopalnych. Jeśli do 2035 r. połowę z tej ilości przekształcimy na energię słoneczną i wiatrową – zmuszając większość użytkowników mieszkań do zamiany ogrzewania gazowego na ogrzewanie elektryczne – będziemy potrzebować prawie 4 quady dodatkowej energii słonecznej i wiatrowej, aby zaspokoić zwiększone zapotrzebowanie mieszkańców na sieć elektryczną. Oznacza to, że najbardziej chimeryczny pod względem zapotrzebowania na energię sektor — czyli 130 milionów gospodarstw mieszkaniowych w Ameryce — stałby się praktycznie całkowicie elektryczny. Skutkiem tego, aż 9,0 quadów z całkowitego zapotrzebowania na energię zużywaną w mieszkaniach, wynoszącą 12,0 quadów (wliczając w to obecne zużycie energii elektrycznej), do roku 2035 stanowiłoby zasilanie przez sieć elektryczną.

Czy wywoła to jeszcze bardziej rażący rozdźwięk między zawodną energią słoneczną i wiatrową po stronie paliwowej sieci elektrycznej a zmiennym zapotrzebowaniem po stronie użytkownika? Na pewno tak. Jest to szczególnie realne, gdy do całego opisu dodamy dwa ostatnie jego elementy, popyt i podaż. Zważywszy, że sektor komercyjny rozwija się dziś w tempie około 0,6 proc. rocznie, do roku 2035 całkowite zużycie energii pierwotnej wyniesie 5,3 quadów, zaś zapotrzebowanie na energię pierwotną w postaci energii wiatrowej i słonecznej wzrośnie, aby zastąpić połowę aktualnych paliw kopalnych, które odpowiadają za 88 proc. popytu na energię pierwotną, wyniosłyby 2,9 quadów.

Zapotrzebowanie na energię pierwotną w samym sektorze użyteczności publicznej wynosi około 37,0 quadów (2019) i nie rośnie od lat. Biorąc to pod uwagę, w prognozie na rok 2035 obecne kopalne i niekopalne źródła energii użytkowej, bilans przed uwzględnieniem oszacowanych powyżej przesunięć przemieszczeń w czterech końcowych sektorach gospodarki, zakładając optymistycznie, że do tego czasu nie nastąpi utrata mocy jądrowej lub wodnej, przedstawiałyby się następująco:

  • Energia jądrowa: 8,2 quady;
  • Hydroelektryczna: 2,6 quadów;
  • Biopaliwa: 1,2 quady;
  • Obecna energia wiatrowa i słoneczna: 3,8 quadów;
  • Obecne zapotrzebowanie na paliwa kopalne: 21,2 quady;

Łącznie więc pierwotna energia pierwotna z sieci wynosi 37,0 quadów

W przypadku energetyki zastąpienie połowy z 21,2 quadów paliw kopalnych energią słoneczną i wiatrową nie będzie aż tak wymagające. Dzieje się tak, ponieważ statystycznie  tylko 37 proc. energii paliw kopalnych spalanych w kotłach użytkowych kończy jako wyjściowa energia elektryczna; dzieje się tak z powodu utraty energii w turbinach parowych —w przypadku energii słonecznej lub wiatrowej, które nie korzystają z turbin parowych strata taka nie występuje. W związku z tym zastąpienie około 11,0 quadów paliw kopalnych, które w innym przypadku byłyby zużywane przez sektor użyteczności publicznej, wymagałoby jedynie około 4,0 quadów mocy słonecznej i wiatrowej (przed uwzględnienie kosztów magazynowania jej na zapas).

Ogólnie rzecz biorąc, transformacja sektora użyteczności publicznej wymagałaby zasadniczych przemian, a to doprowadziłoby nas jedynie do połowy drogi od aktualnego status quo do zerowej emisji netto w 2050 roku. Zastanówmy się zatem, jak wygląda  podsumowanie tego, co byłoby wymagane w odniesieniu do wprowadzenia w sektorze użyteczności publicznej do 2035 roku całkowitej energii słonecznej i moc wiatrowa:

  • Produkowana obecnie energia słoneczna i wiatrowa: 3,8 quadów;
  • Wymiana sektora transportowego: +8,5 quadów;
  • wymiana mieszkaniowa: +3,9 quadów;
  • wymiana sektora przemysłowego: +12,9 quadów;
  • wymiana sektora handlowego: +2,9 quady;
  • wymiana w sektorze użyteczności publicznej: +4,0 quady;
  • zapasowa pamięć masowa: +8,0 quadów;
  • Łącznie energia słoneczna i wiatrowa, 2035: 44,0 quady;
  • Wielokrotność poziomu z 2020 roku: 11,6X

Nie trzeba dodawać, że z gospodarczego punktu widzenia powyższe zadanie byłoby jedną wielką porażką. Po prostu nie sposób przejść z 3,8 quadów energii słonecznej i wiatrowej po dekadach miernej koniunktury do poziomu 44,0 quadów w mniej niż 15 lat. Jasne i proste! Taka zmiana uczyniłaby Stany Zjednoczone zakładnikiem scentralizowanej, zmonopolizowanej sieci energetycznej, która byłaby równocześnie niebezpiecznie niestabilna, niezrównoważona i narażona na nieustanne katastrofy i inne czarne łabędzie.

Aby powrócić do naszego paradoksu rozbitego okna, wiązałoby się to również z demontażem i zniszczeniem wysoce zdecentralizowanego systemu zaopatrzenia w paliwo opartego na wykorzystaniu kompaktowych pakietów BTU o wysokiej gęstości produkowanych przez Matkę Naturę podczas ponad 400 milionów lat pierwotnego globalnego ocieplenia w Mezozoiku i w okresach późniejszych. Wartość tych rozbitych okien energetycznych byłaby oszałamiająca: 100 milionów pojazdów z silnikami spalinowymi zezłomowanych przed końcem ich okresu użytkowania; 35 milionów domowych urządzeń grzewczych opalanych olejem lub gazem zniszczonych i zastąpionych ogrzewaniem elektrycznym; miliony zdemontowanych przemysłowych komór spalania i maszyn opartych na silnikach spalinowych; oraz prawie 14 quadów doskonale zachowanych mocy produkcyjnych pochodzących z energii paliw kopalnych w sektorach komercyjnym i użyteczności publicznej wyrzuconych na złomowisko.

Krótko mówiąc, czy głusi na rozsądek politycy i aktywiści ekologiczni, którzy zgromadzili się w Glasgow, mają pojęcie o ekonomicznym i ludzkim chaosie, jaki zamierzają rozpętać?

Nie, i to nawet w najmniejszym stopniu!

Jak na ironię całej tej sytuacji, Sleepy Joe, poprowadził tłum lemingów w stronę szkockiego klifu, niezbyt daleko od miejsca tego jednego najgłupszych zgromadzeń politycznych,

jakie kiedykolwiek zorganizowała ludzkość, aby zachęcić ich do zrobienia kroku w przód. Równie głupi gospodarz COP26, brytyjski premier Boris Johnson, który ich do tego dopingował, nie dostrzegł ironii całej tej sytuacji.

Opr. jb

[1] Skrót MSM pochodzi od ang. Main Stream Media, czyli media głównego nurtu.

[2] Skrót od: Department of Energy, czyli odpowiednika naszego ministerstwa energetyki.

[3] 1 kwadrylion (quad) to w systemie dziesiętnym 1 000 000 000 000 000 000 000 000.

[4] 1000 BTU to ekwiwalent 1kW.

[5] BTU (British Thermal Unit) to poza systemowa stosowana w Stanach Zjednoczonych jednostka energii odpowiadająca ilości energii, jaka wymagana jest do podgrzania 1 funta (ok. 0460 g) wody o jeden stopień Fahrenheita.

[6] Czyli Green Deal.

[7] CapEx – wydatki kapitałowe potrzebne do budowy produktu i podtrzymania jego działania.

[8] T&D – chodzi o bilans strat w wyniku transmisji (T) energii i jej dystrybucji (D)

Tags: Biden, BTU, energetyka, godziny szczytu, hydroenergetyka, koszt alternatywny, koszty przesyłu, Nowy Ład, paliwa kopalne, przechowanie, straty, transport, USA, ZIP26

Related Posts

Previous Post Next Post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

0 shares