Leon Orlikowski
1.Steve Keen profesor ekonomii na Kingston University w Londynie w rozmowie z Sebastianem Stodolakiem („Wydumana ekonomia” w „Dziennik Gazeta Prawna”, 9-11 grudnia 2016 r.) uprzystępnia polskim czytelnikom, którzy interesują się kłopotami współczesnej nauki ekonomii, swoją totalną krytykę tej nauki, jaką zaprezentował w swej książce „Debunking economics” (tłumaczenie na język polski jest bardziej adekwatne do zawartej w książce treści: „Demaskując ekonomiczne mity”). Już w pierwszym zdaniu wywiadu stwierdza, że współczesna ekonomia głównego nurtu „to stek bzdur i wydumanych fantazji”. Natomiast w dalszej części twierdzi, że aczkolwiek „Lubimy myśleć o sobie jako o jednostkach samokrytycznych, a jednak ta nasza samokrytyka jest ograniczona. (bo) Ważniejsza jest dla nas wiara w mity i opowieści.” I nagle w tym miejscu zaskakuje czytelnika następującym stwierdzeniem: „To nie jest takie złe, bo tej cesze zawdzięczamy zdolność do podbicia naszej planety czy rozwój gatunku. Bez wierzeń, opowieści i mitów to by się nie wydarzyło” (sic! – LO). Ale jako pryncypialny adept nauki uważa, że „Niemniej w nauce nie powinno być na nie miejsca, a ekonomia, która do miana nauki aspiruje, to istne poletko uprawiania mitów.” Dlatego odrzuca „niemal wszystko”, co robią współcześni ekonomiści!
Według Keena „Właśnie ze względu na skrajnie nierealistyczne założenia ekonomia wymaga gruntownej reformy.” Uważa, że „Ostatnia szkoła ekonomiczna, która miała prawdziwy kontakt z rzeczywistością, to francuscy fizjokraci z XVIII wieku. Mówili tak: by coś wyprodukować, potrzebujemy darmowej energii, jej źródłem jest słońce, które pozwala na uprawy rolne, których pochodną jest produkcja innego typu. To jedyna teoria niesprzeczna z zasadami termodynamiki”. Współczesna ekonomia jest oderwana od fizyki. Sugeruje więc, „by gmach teorii ekonomii wybudować na nowo, rozpoczynając właśnie od ogólnych realistycznych z punktu widzenia fizyki zasad.”
Każdy solidny uczeń szkoły średniej, który przyswoił sobie elementarną wiedzę z zakresu fizyki, ma świadomość, że zasady tej nauki to wyabstrahowane, wyidealizowane elementy, fakty i zdarzenia z otaczającego nas świata materialnego. Wystarczy przypomnieć, że Galileusz swoje prawa ruchu formułował z doświadczeń przy takich założeniach, że ciała o różnej ciężkości spadają na ziemię w absolutnej próżni i ich spadek nie jest wyhamowywany nawet najmniejszymi cząsteczkami rozproszonej materii, jaką jest otaczająca ziemię atmosfera, a dla spadku kuli po równi pochyłej przy założeniu, że w czasie toczenia się kuli nie ma tarcia z równią pochyłą. A Izaak Newton sformułował swoje prawo grawitacji przy założeniu, że siła przyciągających się ciał działa w absolutnej próżni oraz że masy tych ciał są skoncentrowane w centralnych ich punktach. Ponadto do końca życia martwiło go to, że nie potrafił rozstrzygająco uzasadnić, czy siła grawitacji potrzebuje upływu czasu do zadziałania, czy działa bezczasowo. Kolejne pokolenia adeptów tej nauki też nie rozstrzygnęły tego dylematu Newtona. Gdyby kierować się kryteriami stosowanymi przez Keena, to zarówno galileuszowskie prawa ruchu jak i prawo grawitacji Newtona, trzeba by uznać za mity. Jednak dzięki tym „mitom”, współczesna fizyka może precyzyjnie wytyczać trajektorie lotów kosmicznych do najbardziej oddalonych od Ziemi planet układu słonecznego i otrzymywać wcześniej niedostępne informacje o tych obiektach.
Gdyby Keen był pilnym uczniem college’u, którego niewątpliwie ukończył, to wiedziałby też, że źródłem energii, jaką współczesna gospodarka pozyskuje z takich kopalin jak ropa naftowa, węgiel i gaz, jest również nasze słońce, z którego wypromieniowana przed milionami lat energia została uwięziona, zakumulowana w tkankach żyjących wówczas biogatunków roślinnych i zwierzęcych, a następnie zmagazynowana pod ziemią do naszych czasów. Są to jednak zasoby energii nieodnawialnej, które w określonej, nawet nieodległej przyszłości zostaną niewątpliwie wyczerpane. Właśnie dlatego coraz pilniej współczesna gospodarka i nauka zwraca się do ekonomicznego pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych: z turbin wiatrowych i wodnych oraz z paneli słonecznych i biomasy. Można się tylko dziwić, że tego wszystkiego nie dostrzega Keen i przywołuje doktrynę francuskich fizjokratów, jako tą jedyną zbudowaną na „prawdziwym kontakcie z rzeczywistością” (sic!). Czy on w ogóle uświadamia sobie, że doktryna fizjokratów została wyprowadzona, zbudowana na bazie XVIII-wiecznego prymitywnego rolnictwa? Od tego czasu w świecie dokonał się ogromny postęp gospodarczy i cywilizacyjny! Chyba Keen nie ma zamiaru kogokolwiek przekonywać, że do postępu tego przyczynili się fizjokraci, albo też nie chce zawrócić światowej gospodarki do biedy, jakiej większość ludzi doświadczała w poprzednich wiekach.
Już Karol Marks zauważył, że ludzkiego działania, które przejawia się w gospodarowaniu, nie da się ująć w tak ścisłe formuły i prawa, w jakie ujmuje fizyka obiektywną rzeczywistość. Prawidłowości, jakie ustala i formułuje ekonomia, to nie ścisłe prawa a prawa-tendencje, których występowanie orientuje podmioty gospodarcze do nakierowywania swych działań na osiąganie najbardziej efektywnych rezultatów. Takim prawem-tendencją jest pojęcie równowagi w ekonomii. Steve Keen nie rozmija się z prawdą w tej części zdania, w której stwierdza, że „wierzy się, że rynki dążą do stanu równowagi”, ale dalsza część twierdzenia zawarta w tym zdaniu: „i nawet mogą go osiągać”, już jest fałszywa i nieuprawniona. Jest nieuczciwą manipulacją. Taką manipulacją jest też jego twierdzenie, że „od ponad 100 lat wszystkie zjawiska ekonomiczne upycha się w teorię równowagi”. Keen zamiast pastwić się nad niedoskonałościami ekonomicznych narzędzi, jakimi posługuje się oficjalna nauka ekonomii, większy szacunek zdobyłby, gdyby sam podjął wysiłek nad rozwiązaniem „problemów teoretycznych”. Ale na to go widocznie nie stać, a tylko na tropienie i krytykowanie „wiary w mity i opowieści”! I chociaż tak zajadle krytykuje współczesną ekonomię, to przecież sam nie może się uwolnić od myślenia jej kategoriami, gdy stwierdza, że „Kapitalizm napotyka ograniczenia popytowe, a nie podażowe. Normalna sytuacja w kapitalizmie to niedobór popytu, nie jego nadmiar” oraz, że „Trzeba tworzyć na różne sposoby popyt. Jeśli nie tworzymy popytu, marnujemy potencjał, który w gospodarce tkwi”. Otóż to! Sam jednak nie ma żadnego pomysłu i nie zgłasza propozycji, jak, w jaki sposób ten popyt skutecznie i efektywnie tworzyć!
Z niedorzeczności, jakie wygaduje i wypisuje Keen, można odnieść wrażenie, że jakąś wiedzę ekonomiczną on posiada, ale jest to wiedza chaotyczna, nieuporządkowana, źle i niesystematycznie poszufladkowana, z której nie potrafi on racjonalnie i logiczne korzystać. Przede wszystkim nie ma on zdolności do prowadzenia pogłębionej analizy nad nowymi zdarzeniami i zjawiskami, jakie pojawiają się w szybko zmieniającej się współczesnej gospodarce. Jest to zdolność, którą powinni posiadać, ale nie zawsze posiadają, adepci każdej dyscypliny naukowej, Ci, którzy zdobyli jakąś wiedzę w czasie studiów i nie potrafią jej aktualizować w stosunku do szybko dokonujących się zmian, swoją ignorancję starają się ukrywać w ten sposób, że podnoszą sztandary druzgocącej krytyki przeciwko temu wszystkiemu, czego wcześniej się nauczyli.
Keen pod koniec udzielanego wywiadu stwierdza, że ekonomia jest „Próbą zrozumienia działania kapitalizmu”. On osobiście nie chce walczyć z kapitalizmem, ale „chce go zrozumieć”! Otóż, nie rozumie kapitalizmu, bo nie rozumie ekonomii, nauki, której mieni się adeptem! To, że nie rozumie on zupełnie własnej dyscypliny naukowej, świadczy następująca jego wypowiedź: „Rząd nie ma żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o wydawanie pieniędzy. Wcale nie musi swoich wydatków finansować z podatków, jedyne ograniczenia wydatków państwowych mają charakter funkcjonalny. Tak jak banki muszą zachować proporcje między kapitałem a kwotą pożyczek, tak państwo musi każdy wydatek ocenić pod względem efektu społecznego, jaki ten będzie ze sobą niósł. Mamy tutaj zatem funkcję użyteczności, która musi być spełniona. Tworzyć nowy pieniądz poprzez wydatki może każdy rząd dopóty, dopóki ma dodatni bilans handlowy, czyli więcej eksportuje, niż importuje. Dopóki jest popyt na nowy pieniądz”. Jednak wyjątkiem tutaj są Stany Zjednoczone. „Ponieważ dolar jest globalną walutą rezerw. (więc) Mogą drukować dolary właściwie bez końca. Za nabywane dolary płacą tym, co drukują”.
W wyżej cytowanych wypowiedziach są pomieszane fakty częściowo prawdziwe z faktami skonfabulowanymi. Otóż nie jest prawdą, że rząd nie ma żadnych ograniczeń w wydawaniu pieniędzy. Ograniczeniem jest dług, jaki powstaje z tytułu emisji i sprzedaży rządowych obligacji, za które na rynku finansowym pozyskiwane są pieniądze na finansowanie wydatków rządowych. A więc o rozmiarach wartości emitowanych obligacji i zaciąganego długu przez rząd decydują nie tylko potrzeby i społeczna użyteczność wydatków rządowych. ale przede wszystkim zdolność państwa do obsługi długu z bieżących wpływów podatkowych. Fakt ten Keen zupełnie ignoruje! Po drugie, mechanizm tworzenia pieniędzy z tytułu realizowanego przez kraj dodatniego bilansu w handlu zagranicznym jest zupełnie inny niż to twierdzi Keen. Emisja nowego krajowego pieniądza na bazie pozyskiwanych walut zagranicznych z tytułu realizowanych nadwyżek w obrotach handlu zagranicznego, należy nie do rządu a do banku centralnego danego kraju. Podmioty gospodarcze, które zrealizowały owe nadwyżki obcych walut, wymieniają je w bankach handlowych na nowo emitowany przez bank centralny pieniądz krajowy. Na bazie więc pozyskanych obcych walut jest kreowany i emitowany przyrost obiegu pieniądza krajowego. Tak więc rząd nie ma żadnego bezpośredniego wpływu na wzrost obiegu pieniężnego z wymiany obcych walut z tytułu realizowanych nadwyżek w handlu zagranicznym na nowo emitowany pieniądz krajowy. Może jednak oddziaływać na wzrost krajowego obiegu pieniężnego na bazie realizowanych nadwyżek walutowych w sposób pośredni przez podnoszenie ceł na import oraz udzielania dopłat do eksportu, co w pierwszym wypadku będzie obniżało wartość importu oraz odpływ z kraju obcych walu, a w drugim aktywizowało eksport i wzrost napływu obcych walut i tym samym per saldo powodowało wzrost do kraju wartości obcych walu, które wymieniane na pieniądz krajowy, będą powiększały jego obieg w kraju. Nie jest też tak, że ponieważ dolary są globalną walutą rezerw pieniężnych, więc Stany Zjednoczone mogą dolary drukować w sposób dowolny. Ograniczeniem dla druku dolarów jest popyt zagranicznych kontrahentów handlowych na wzrost rezerw w tej walucie. Obok dolara do walut o statusie międzynarodowym, w których są tworzone rezerwy dla rozliczeń obrotów w handlu zagranicznym, należą: euro, angielski funt, szwajcarski frank, japoński jen oraz ostatnio w tym gronie coraz większe miejsce zdobywa chiński juan (renminbi).
2.Jeżeli chodzi o współczesnego, nietowarowego pieniądza głównym problemem jest zmiana dotychczasowego paradygmatu jego kreacji. Wiadomo, że nietowarowy pieniądz wyewoluował z pieniądza-towaru. Obecny pieniądz jest kreowany na bazie udzielanego oprocentowanego kredytu przez banki komercyjne rządowi, podmiotom gospodarczym oraz gospodarstwom domowym (osobom prywatnym). Paradygmat sposobu kreacji współczesnego pieniądza kredytowego ukształtował się pod wpływem tezy wysuniętej przez Johna Maynarda Keynesa, że w gospodarkach krajów wysoko rozwiniętych występuje stała nadpodaż oszczędności z realizowanych dochodów w stosunku do popytu na nie. Na rynku skutkuje to niedostatecznym popytem efektywnym na oferowana podaż towarów. Bazując na takiej tezie Keynes sformułował postulat pod adresem polityki gospodarczej rządu: jeśli nie ma dostatecznego popytu na kredyty ze strony prywatnych podmiotów gospodarczych i gospodarstw domowych, to gromadzący się nadmiar oszczędności w bankach komercyjnych winien wypożyczać skarb państwa i finansować deficytowe wydatki budżetu przede wszystkim na realizowanie takich zadań, które dają zatrudnienie pracownikom zwalnianym z prywatnego biznesu i w ten sposób likwidować powstające bezrobocie.
Powstała keynesowska doktryna interwencjonizmu państwowego w gospodarce. Przez pierwsze dwie dekady po II wojnie światowej gospodarka Stanów Zjednoczonych oraz rozwiniętych krajów Zachodu pomyślnie rozwijała się i odbudowywała ze zniszczeń wojennych. Wydawało się, że Keynesowi udało się wreszcie znaleźć skuteczne narzędzie na regulowanie koniunktury gospodarczej. Niestety, z początkiem lat 70. XX wieku w gospodarce światowej poczęło mocno zgrzytać. Kraje o gospodarkach wschodzących zaczęły być przytłaczane brzemieniem niespłacalnych dla nich długów, a w krajach rozwiniętych poczęła szaleć dwucyfrowa inflacja. Odpowiedzialnością za te niepożądane zjawiska w światowej gospodarce i ich szkodliwe reperkusje społeczne obarczona została doktryna keynesizmu. W napastliwej, bardziej emocjonalnej aniżeli merytorycznej krytyce keynesizm został potępiony i oficjalnie przez główny nurt w nauce ekonomii odrzucony oraz zastąpiony doktryną monetaryzmu w wydaniu Miltona Friedman, sztandarowego przedstawiciela tzw. szkoły chicagowskiej.
Cała różnica pomiędzy keynesizmem a monetaryzmem sprowadza się w skrócie do tego, że w polityce gospodarczej państwa keynesizm większą wagę przywiązuje do polityki fiskalnej i budżetowej a monetaryzm do polityki pieniężnej. Z tezy Keynesa, że w gospodarkach wysoko rozwiniętych występuje stała nadpodaż oszczędności, jego zwolennicy wyciągnęli taki praktyczny wniosek, że oszczędności te powinny być przejmowane przez skarb państwa poprzez progresywne opodatkowanie wysokich dochodów i redystrybuowane do gospodarstw domowych otrzymujących niskie dochody, w których nie ma oszczędności, bo cały dochód jest wydawany na bieżące potrzeby bytowe. Taka redystrybucja od wysokich do niskich dochodów będzie aktywizowała ogólny popyt na poziomie wartości oferowanych na rynek towarów i ich sprzedaż po względnie stałych cenach, co będzie z kolei zachęcało przedsiębiorców do realizowania inwestycji oraz wzrostu produkcji oraz w konsekwencji zapewni pomyślny i stabilny rozwój koniunktury gospodarczej. W takiej postaci sformułowany postulat przez doktrynę keynesizmu dla polityki gospodarczej państwa był wdrażany i realizowany w wielu krajach wysoko rozwiniętych nawet do końca XX wieku. . Najwyższa stawka podatku dochodowego w Szwecji wyniosła 61,4% w 1996 (http://www.bankier.pl/wiadomosc/3-kraje-z-najwiekszym-podatkiem-PIT-3103706.html). W skrajnych wypadkach w progresywnym opodatkowaniu jest przejmowane aż do 90 procent przyrostu dochodów. Jednak, gdy poziom progresywnego opodatkowania okazałby się na tyle za wysoki, że zniechęcałby przedsiębiorców w ogóle do inwestowania, to dopiero wtedy rząd powinien wypożyczać niewydawane powstające nadmierne oszczędności prywatne i finansować nimi z tzw. deficytu wszelkie wydatki budżetowe i w ten sposób uzupełniać i pobudzać efektywny popyt umożliwiający zbyt nadpodaży towarów, który jest efektem przyrostu produkcji pochodzącym z nowo zainwestowanych i uruchomionych zdolności produkcyjnych.
Natomiast Milton Friedman uważał, że dla utrzymania równowagi pieniężno-rynkowej konieczne jest, aby do przyrostu wartości podaży towarów dostarczanych na rynek z inwestycji realizowanych i finansowanych z niewydanych na konsumpcję i zaoszczędzonych dochodów, dostosować adekwatny wartościowo przyrost strumienia podaży wyemitowanego pieniądza. Według jego propozycji podaż nowo wykreowanego pieniądza winna wzrastać w tempie 4 – 5 procent średniorocznie. Ponadto monetaryzm postulował też niskie liniowe opodatkowanie wszystkich dochodów, bo jak dowodził, przede wszystkim realizowane oszczędności z tych najwyższych dochodów muszą zostać i zostaną w całości zainwestowane, zlikwidują istniejące wysokie bezrobocie, a zdynamizowana produkcja powiększy dochody i wpływy do budżetu państwa na poziomie wyższym od tego, jaki umożliwia progresywne opodatkowanie, które, jak dowodzi dotychczasowe doświadczenie, hamuje wysoki wzrost produkcji i dochodu.
3.Kiedy nowo wybrany w 1981 roku Ronald Reagan na 40 prezydenta Stanów Zjednoczonych rozpoczął swe urzędowanie od wprowadzania do polityki gospodarczej doktryny monetaryzmu i w pierwszej kolejności dokonał dużej obniżki podatków od najwyższych dochodów; przełożyło się to szybko na wysokie zdynamizowanie produkcji i dochodu. Przez cały okres prezydentury Reagana koniunktura gospodarcza rozwijała się pomyślnie, jak nigdy przedtem była wysoka i przebiegała w sposób niezakłócony jakimikolwiek recesjami. Nadano więc jej miano „reaganomiki”. Jednak niekorzystnym skutkiem reaganomiki był ogromny blisko 3-krotny wzrost długu federalnego – dług federalny wzrósł z 908 mld w 1980 r. do 2,6 bln dol. w końcu 1988 r. (https://www.tygodnikprzeglad.pl/bomba-zegarowa-reagana/) .
Reaganowska polityka gospodarcza inspirowana doktryną monetaryzmu skutkowała też powstaniem i rozwojem globalizacji. Zyski bowiem, które wzrosły o ponad 20 procent po wprowadzeniu obniżek podatkowych (http://www.tkorbiel.republika.pl/ekonomia/POL_GOS.htm) w większości odpływały za granicę, gdzie były inwestowane w krajach o gospodarkach wschodzących, ponieważ dawały tam kilkakrotnie wyższe stopy zwrotu od tych inwestowanych w kraju. Tak wysokie stopy zwrotu od inwestowanego w gospodarkach wschodzących zagranicznego kapitału wynikały z bardzo niskiego wynagradzania zatrudnianej tam siły roboczej. Na przykład na początku lat 80. ub. wieku w Chinach i Indiach oraz w innych krajach Azji Południowo-Wschodniej, które wstępowały wtedy na ścieżki przyspieszonego uprzemysłowienia swych dzienne wynagrodzenie niewykwalifikowanych robotników wynosiło zaledwie jednego dolara. Nieco wyższe płace były w przemyśle, ale wystarczająco bo do dziesięcio i więcej krotnie niższe od wynagradzanych za podobną pracę świadczoną w krajach wysoko rozwiniętych. Niskie koszty pracy w gospodarkach wschodzących pozwalały realizować nie tylko kilkakrotnie wyższe stopy zwrotu od inwestowanego kapitału, ale również umożliwiały duże obniżki cen sprzedaży produkowanych towarów, które eksportowane do krajów wysoko rozwiniętych, swoimi niskimi konkurencyjnymi cenami rujnowały tamtejsze zakłady przemysłowe. Nierentowne zakłady były zamykane, zatrudnieni w nich pracownicy zwalniani, a maszyny i urządzenia wymontowywane oraz wywożone i instalowane w nowobudowanych i rentownych fabrykach w krajach gospodarek wschodzących.
Tak więc niezamierzonym skutkiem „reagonamiki” był nie tylko ogromny odpływ nowo tworzonych kapitałów w Stanach Zjednoczonych jak również i w innych krajach wysoko rozwiniętych, ale również fizyczne przenoszenie funkcjonujących w nich zakładów przemysłowych. Wraz z rozwojem globalizacji nasilała się deindustrializacja krajów Zachodu. Dalszym jej niekorzystnym skutkiem było i jest znaczne obniżenie się tempa wzrostu produktywności oraz wydajności pracy (http://leonorlikowski.bloog.pl/id,353770295,title,O-slabnacym-tempie-wzrostu-produktywnosci-w-USA,index.html) . Dla każdego logicznie myślącego jest oczywiste, że to właśnie sektor szeroko rozumianej produkcji przemysłowej jest tą wiodącą dziedziną, która materializuje nowe idee oraz wdraża postęp techniczny do ludzkiego działania. O wzroście wydajności pracy decyduje dokonujący się postęp w jej uzbrajaniu w narzędzia, przyrządy i wszelkiego rodzaju aparaturę, które wytwarza i dostarcza pozostałym sektorom gospodarki jedynie sektor przemysłu. Konsekwencją obniżania się udziału przemysłu w tworzeniu dochodu jest i musi być spadek tempa wzrostu wydajności pracy oraz realnych dochodów.
4.Milton Friedman, który całą swoją działalność naukową skupiał szczególnie na obiegu pieniądza i słusznie doszedł do wniosku, że inflacja jest przede wszystkim zjawiskiem pieniężnym, bo występuje tylko wtedy, gdy podaż wartości pieniądza jest nieadekwatna, niedostosowana do podaży towarów na rynek, niestety na tym swe poszukiwania zaprzestał i ostatecznie nie dopracował teorii pieniądza nietowarowego. Głównie dlatego, że nie dokonał pogłębionej analizy przez kogo i w jaki prawidłowy sposób pieniądz nietowarowy powinien być kreowany oraz jakim kanałem powinien być ten pieniądz wtłaczany do obiegu. W tym temacie zaakceptował stosowany w praktyce paradygmat: pieniądz obiegowy jest kreowany na bazie udzielanych przez bankowość handlową kredytów, które nie mają pokrycia w zdeponowanych oszczędnościach ze zrealizowanych wcześniej dochodów oraz jest wtłaczany do obiegu przez kredytobiorców, którzy regulują nim płatności za nabywane towary zarówno na cele konsumpcyjne jak i inwestycyjne.
Otóż, pierwsza krytyczna uwaga: trudno zrozumieć i zgodzić się ze sformułowanym przez Friedmana postulatem, aby działająca w dużym rozproszeniu bankowość handlowa mogła bez dokładnej nie tylko globalnej ale przede wszystkim strukturalnej koordynacji dostosować strumień wzrostu podaży pieniądza do strumienia wzrostu podaży towarów na rynek. Druga krytyczna uwaga: zupełnie różne realne efekty daje nowy pieniądz wtłaczany do obiegu poprzez wąski kanał asortymentowy od wtłaczanego bardzo wieloma i rozproszonymi kanałami asortymentowymi. A jeszcze inne realne efekty powstają, gdy kredytowo wykreowanym pieniądzem są finansowane inwestycje produkcyjne i obrót towarowy oraz konsumpcja i finansowanie wszelkich wydatków niekomercyjnych, przede wszystkim z deficytu budżetowego. I jeszcze trzecia krytyczna uwaga: kreacja kredytowego pieniądza powoduje systematyczne i przyspieszone narastanie wartości długu w stosunku do wzrostu nominalnej wartości dochodu. To, że strumień długu wzrasta w stosunku do dochodu jest skutkiem kapitalizowania oprocentowania naliczanego od długu.
Podstawą kreacji i przyrostu podaży nowego pieniądza są udzielone przez banki komercyjne dodatkowe kredyty, dla których nie ma pokrycia w zdeponowanych oszczędnościach, czyli jest to pieniądz stworzony z niczego. Kreacja i wartość podaży kredytowego pieniądza wzrasta ceteris paribus równolegle do produkcji i wartości podaży towarów na rynek. Kredyty te to dług, na bazie którego został wykreowany pieniądz obiegowy. Ma on i musi mieć charakter długu wieczystego, bo gdyby dług został spłacony, to cały wykreowany na jego bazie pieniądz musiałby zostać wycofany z obiegu. Czyli dług ten musi istnieć dopóty, dopóki wykreowany pieniądz znajduje się w obiegu. Jednak dług od wykreowanego pieniądza wzrasta jeszcze dodatkowo i w przyspieszonym tempie, ponieważ jest on oprocentowany i na skutek kapitalizacji nawet części tego oprocentowania (którym obciążony jest skumulowany dług od wykreowanego i znajdującego się w obiegu pieniądza). Oczywiście, im dług jest oprocentowany niższą stopą , tym niższa jej część może być i jest kapitalizowana, a to umożliwia zadłużonym podmiotom obsługiwanie wyższego zadłużenia z bieżących dochodów. Stąd niekonwencjonalne działania banków centralnych w rodzaju przeprowadzanych akcji Quantitative Easing (QE), w wyniku których bankowa stopa procentowa jest spychana do zera i poniżej zera. Spychanie stopy procentowej poniżej zera następuje wtedy, gdy bank centralny skupuje długoterminowe papiery dłużne przed terminem ich wykupu po cenie wyższej od tej, jaka wynikałaby ze zdyskontowania ich emisyjnych nominałów. Jednak taką niską stopą procentową bank centralny może oddziaływać tylko na aktywa banków komercyjnych, przede wszystkim na te, które stanowią ich bazę dla kreacji pieniądza depozytowego.
Jednak banki centralne opierają swe niekonwencjonalne działania na zupełnie błędnym mniemaniu, że gdy banki komercyjne będą zmuszone płacić od swych rezerw obowiązkowych oprocentowanie, to zmusi je to do rozluźnienia kryteriów w zakresie udzielania kredytów konsumpcyjnych dla gospodarstw domowych i produkcyjnych dla przedsiębiorstw, co przełoży się na wzrost akcji kredytowej i pobudzi ogólny popyt oraz ożywi koniunkturę. Błędność tego domniemania polega na tym, że kolejność bodźców powinna być diametralnie odwrotna: najpierw musi wzrosnąć ogólny popyt, w wyniku którego wzrośnie produkcja i dochody wszystkich podmiotów: w gospodarstwach domowych i w przedsiębiorstwach. Dopiero w dalszej sekwencji czasowej można oczekiwać wzrostu popytu na kredyty. Ponadto należy wziąć pod uwagę fakt, że jakkolwiek nisko od zera udałoby się bankowi centralnemu zepchnąć stopę procentową, to banki komercyjne będą zawsze, bo muszą udzielać kredyty obciążone dodatnią stopą procentową, bo w przeciwnym razie ich działalność byłaby deficytowa i musiałyby zbankrutować. Z tego wynika, że bank centralny będzie obciążał wyższą stopą rezerwy obowiązkowe banków komercyjnych, tym z kolei one muszą, aby to zrekompensować obciążać jeszcze wyższą stopą udzielane przez siebie kredyty. Czyli niekonwencjonalne działanie banku centralnego w zakresie QE może tylko dawać skutek przeciwny od zakładanego: nie pobudzać a hamować wzrost popytu i koniunktury gospodarczej!
- Należy podkreślić, że nauka ekonomii różnych nurtów i szkół skupiała i nadal skupia główną uwagę na problemach dotyczących warunków i sposobów dostosowywania struktury podaży do struktury popytu. Niewątpliwie było to uzasadnione w warunkach obiegu pieniądza kruszcowego, który wchodził do obiegu jako towar i posiadał określoną strukturę wlasnych kosztów rzeczowych oraz osobowych. Struktura kosztów złota wydobywanego z głębinowych kopalni różni się zasadniczo od kosztów złota pozyskiwanego z piasków aluwialnych. Były więc różne kanały asortymentów towarowych, przez które przyrost podaży pieniądza kruszcowego był wtłaczany do obiegu. Kanały te zmieniały się wtedy, gdy zmieniały się źródła pochodzenia kruszców monetarnych. Gdy kruszec pochodził z importu, strukturę jego kosztów określał popyt zagranicy na eksportowane towary. W każdym więc przypadku w warunkach obiegu pieniądza kruszcowego, to zmiany struktury kosztów przyrostu podaży tego pieniądza oddziaływały na krańcowe zmiany popytu, i w następstwie dostosowywanie się do niego struktury przyrostu podaży produkowanych towarów.
Koszty kreacji pieniądza nietowarowego są znikome w stosunku do jego siły nabywczej określonej jego nominalną wartością. Strukturę przyrostu popytu określają więc nie jak w warunkach obiegu pieniądza kruszcowego materiale koszty emitowanych monet, a preferencje kredytobiorców, czyli tych podmiotów, które z zaciągniętych kredytów finansują zakupywane towary. Jest to sytuacja zupełnie podobna do tej, w której z nadwyżek eksportu nad importem są pozyskiwane obce waluty i wymieniane na emitowany przez bank centralny pieniądz krajowy, którym jest powiększany wewnętrzny obieg. Różnica jednak polega na tym, że gdy nadwyżka podaży towarów jest wyeksportowana za granicę, to w ten sposób jest ona upłynniona za obcą walutę, na bazie której jest emitowany pieniądz krajowy, który powiększa wewnętrzny obieg, a sprzedawany przyrost podaży towarów za wykreowany kredytowo pieniądz jest upłynniany wewnątrz kraju, którego sposoby zużycia określają preferencje kredytobiorców. Czyli nadwyżkowy eksport nad importem to po prostu „usuwanie” z kraju realnego przyrostu wyprodukowanych towarów w zamian za pozyskiwane obce waluty (udzielanie kredytu zagranicy), a udzielanie wewnątrz kraju nadwyżkowych kredytów w stosunku do wartości dokonywanych oszczędności z dochodów to zużywanie realnego przyrostu wyprodukowanych towarów w kraju.
Z kredytów, którymi jest kreowany przyrost wartości obiegu pieniężnego, może być finansowany dodatkowy wzrost konsumpcji w gospodarstwach domowych oraz część wydatków budżetowych, dla których nie ma pokrycia w dochodach skarbu państwa. Mogą też być finansowane dodatkowe inwestycje produkcyjne w stosunku do tych finansowanych z zaoszczędzonych dochodów. Zarówno finansowanie z dodatkowych kredytów konsumpcji jak i wydatków budżetowych powoduje fizyczne zużycie tej części masy towarowej, która umownie jest składnikiem wartości przyrostu wyprodukowanych i sprzedanych w danym przedziale czasowym towarów. Skonsumowane i zużyte towary fizycznie znikają, nie znika jednak ich wartość, bo pozostaje i jest utrwalona w postaci długu z zaciągniętego na ich zakup kredytu. Natomiast, gdy z dodatkowo zaciąganych kredytów są finansowane inwestycje produkcyjne, to są w ten sposób tworzone dodatkowe, nadwyżkowe zdolności produkcyjne w stosunku do tych realizowanych i finansowanych z zaoszczędzonych dochodów. Wcześniej wykazałem i dowiodłem, że jeżeli stopa akumulowanych zysków a generalnie z kapitalizowanych dochodów z kapitałów kształtuje się na określonym i stałym poziomie, to na takim samym poziomie kształtuje się tempo wzrostu produkcji i dochodu („Pieniądz, procent i równowaga”, 1999 r.; „Pieniądz endogeniczny czy egzogeniczny”, 2006 r. oraz „Produkcja i sprzedaż towarów oraz obieg pieniężny w gospodarce dynamicznej”, 2013 r.). Zrealizowane z dodatkowych kredytów inwestycje dają na rynek dodatkowy wzrost podaży masy towarowej w stosunku do tej dostarczanej z inwestycji finansowanych z oszczędności z dochodów. W rezultacie dodatkowego przyrostu podaży towarów podnosi się stopa wzrostu i rozwija się boom koniunkturalny. Okresowe kryzysy, które występowały przez cały XIX wiek oraz w XX wieku aż do Wielkiego Kryzysu lat 1929 – 1933. to po prostu pękające bańki spekulacyjne wygenerowane przez nadmierne inwestycje finansowane dodatkowo wykreowanymi kredytami.
Bańki spekulacyjne mogą też być generowane w obszarze kredytowego nadwyżkowego finansowania konsumpcji. Występuje to wtedy, gdy kreowany kredytami popyt konsumpcyjny skupia się na wąskim asortymencie towarowym w taki sposób, że tempo wzrostu popytu na dany asortyment towarów wzrasta szybciej od tempa wzrostu podaży. Na skutek takich rozbieżności pomiędzy popytem i podażą wzrastają ceny czynników produkcji, co przekłada się na wzrost dochodowości zaangażowanych przy tej produkcji aktywów. Wzrost dochodowości aktywów przyciąga nowych licznych inwestorów i w ten sposób dokonuje się napompowywanie banki spekulacyjnej. Takim typowym przykładem jest bańka wygenerowana na rynku kredytów hipotecznych, która pękła w 2008 roku i pogrążyła gospodarki przede wszystkim krajów wysoko rozwiniętych w kryzysie, z którego nie mogą się one odbić i przejść wysokiego pożądanego wzrostu. Wszelkie wysiłki, jakie w tym celu są podejmowane w ramach dotąd uznawanego i respektowanego paradygmatu funkcjonowania systemu pieniężno-finansowego okazują się bezskuteczne. Dlaczego tak jest, zostało to wyżej pokazane. Jak można z takiej sytuacji się wydostać, przedstawiłem w tekście: Pora na zmianę polityki pieniężno-budżetowej stymulującej popyt i wzrost gospodarczy (http://leonorlikowski.bloog.pl/id,357279771,title,Pora-na-zmiane-polityki-pieniezno-budzetowej-stymulujacej-popyt,index.html) , a teoretycznie uzasadniłem w/w wymienionych książkach..
P.S. Prof. dr Leon Orlikowski jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. przez niemal pół wieku zajmuje się tematyką pieniądza. Jest jednym z nielicznych w kraju ekonomistów, którzy w swoich zainteresowaniach wychodzą poza marksizm i keynesizm. Nie zawsze zgadzamy się z tezami p. profesora, ale zawsze chętnie zamieszczamy jego teksty czy przemyślenia.
Wystarczy wygooglać autora, żeby wiedzieć, czy warto z nim polemizować. „Ekonomistami”, którzy mieli wpływ na Steve’a Keena, był Minsky (komunista), Marks (to samo) oraz najgorszy z nich, skrajny szkodnik gospodarczy. Keynes. Żadne z mainstreamowych pism nie zamieściłoby wywiadu z kimś, kto nie ma rodowodu lewicowego, czyli kolektywistycznego. zamieszczamy polemikę dlatego, że może ona sprowokować – jakże potrzebną, a prawie nieobecną – dyskusję na temat wyższości gospodarki wolnorynkowej nad sterowanym politycznie interwencjonizmem, czyli faszyzmem.
Ponieważ wciąż wielu ludzi uważa, że ekonomię można sobie wybrać, jak koszulę czy salceson, drukujemy nawet i Keena. im więcej ludzi zrozumiem absurdy socjalizmu/komunizmu/etatyzmu, tym będzie nam się żyło lepiej.
Ukłony
JMF