(Polemika dotyczy wpisu: https://milionerstwo.pl/o-monopolu-microsoft/)
Microsoft był i jest przykładem monopolu naturalnego, który powstaje wtedy, gdy jakaś firma robi coś lepiej, taniej, szybciej i więcej od innych, a równocześnie konsumenci dobrowolnie są gotowi za to zapłacić tyle, że obu stronom się taka transakcja opłaca.
Autor wpisu, do którego odnosi się ta polemika, Marcin Sochoń, uważa, że twierdzenie, iż monopol Microsoft, nie jest monopolem prywatnym, czyli „naturalnym” jest błędem, ponieważ „to nie jest żaden prywatny monopol a Microsoft ma tyle wspólnego z wolnym rynkiem, co Morawiecki z wybitnym ekonomistą”. Innymi słowy, autor uważa, że Bill Gates zbudował swój monopol nie dzięki wolnemu rynkowi i temu, że stworzył najlepszy/optymalny system, operacyjny, lecz w jakiś inny sposób. W jaki? Autor o tym autor co prawda wspomina, ale robi to ogólnikowo, mając podświadomie na myśli system ochrony własności intelektualnej (IP), patentowy, oraz układy korupcyjne które pomogły Gatesowi i jego firmie osiągnąć pozycję lidera, monopolisty.
To prawda, Bill Gates wykorzystał system patentowy i inne formy ochrony własności intelektualnej, ale przecież nie dlatego zdobył monopol. Gdyby chodziło tylko o ochronę IP, to takich samych „patentów” mógł użyć ktoś/każdy inny. To, że Paul McCartney jest sławnym kompozytorem rozrywkowym nie zawdzięcza on istnieniu systemu ochrony praw autorskich, lecz swojemu talentowi.
Mimo iż jestem wydawcą książkowym, który każdą wydaną przez siebie książkę opatruje charakterystycznym znakiem ©, symbolizującym ochronę praw autorskich, wcale nie uważam, że ktoś kto skomponował melodię, nakręcił film czy napisał powieść ma prawo do czerpania z tego tytułu monopolistycznej renty do końca życia czy nawet dłużej. Żyjemy w jednak warunkach, w których gros systemów prawnych chroni i utrzymuje prawa autorskie, czyli tzw. własność intelektualną, dlatego czy tego chcemy, czy nie – musimy prawo respektować. Istnieją co prawda ludzie, którzy oddają światu bezpłatnie wytwory swej pracy i kreatywności, ale większość korzysta z praw autorskich, więcej, często z nich żyje. Po prostu, akceptują przysługujący im przywilej. Wolno im. Wolno każdemu.
Do grupy tych ostatnich należy Bill Gates i jego koledzy z Microsoft. Ochrona prawna nad tym, co robili i zrobili, pod żadnym względem nie przewyższała ochrony, z jakiej skorzystać mogą inni.
Zasługą Gatesa było to, że przewidział i stworzył coś, czego nie dokonał przed nim nikt inny. Mam na myśli fakt, że posiadanie komputera przez każdego człowieka może być faktem; że pecety trafią pod strzechy. Na tym pomyśle zbudował system wiedzy, który mu realizację pomysłu umożliwił. Tym systemem był system operacyjny DOS. Jeśli nawet Gates nie był pionierem masowej komputeryzacji (PC), ani twórcą DOS, to właśnie on, i nikt inny przed nim, stworzył warunki do spełnienia się takiej wizji. Dlatego zarobił miliardy dolarów, które – jak podkreśla autor notatki – pomogły mu został monopolistą. Taka ewentualność była dostępna każdemu innemu twórcy. Pieniądze dostępne były tylko niewielu.
Autor ma pretensje do Gatesa, że jego system operacyjny jest/był marny, lichy, zawodny i „czipny”. Że na takim dziadostwie budować monopol to wstyd. Może tak, a może nie. Wybaczcie mi państwo to pyszałkowate zwierzenie, ale w powyższym kontekście ma ono znaczenie.
Otóż, kiedy 25 lat temu budowałem wydawnictwo książkowe Fijorr Publishing, którego wizją była popularyzacja wiedzy z zakresu austriackiej szkoły ekonomicznej, wolnego rynku, wolności i libertarianizmu (dziedzin stosunkowo słabo znanych, dla których brakowało rzetelnej literatury) nie raz stawałem przed dylematem: czy produkować piękne, ozdobne, dopracowane graficznie, perfekcyjnie przetłumaczone z oryginału niemieckiego, w twardej, eleganckiej oprawie nieskazitelne edytorsko dzieła w cenie po 150 – 200 zł każdy, wydawane z częstotliwością 5 tytułów rocznie, czy może wydawać brzydsze, gorzej złożone, nierzadko z błędami literowymi, byle szybko i tanio. Czułem jednak, że ludzie, moi ewentualni czytelnicy bardziej byli spragnieni nowości, wolności, wiedzy o ASE niż walorów estetycznych i formalnych. Wybrałem to drugie. Nasłuchałem się krytyk, jak tak można, że przecież Mises to przy najmniej twarda okładka, a na niej pozłacane czcionki, jedwabny papier etc. ale jednak większość była za, co odczułem bezpośrednio po tempie wzrostu sprzedaży wynoszącym w okresie początkowym ok. 10 – 12 proc. miesięcznie. Wiedziałem, że krytycy mieli rację, też wolałbym lepiej i piękniej, ale nie dałem rady. Nie potrafiłem jednocześnie zrobić perfekcyjnie, pięknie, tanio i dużo.
Czy można mieć pretensje do producenta FIAT-a, że w porównaniu do Rollce Royce’a te jego cinquecento, pinto, puno i in. to naprawdę cienkocienko? Pojazdy Henry Forda, czy później volskwagen w porównaniu z wozami bugatti, mercedesem benz 500K, czy nawet czeską tatrą 30, to była raczej tandeta, ale dzięki niej miliony Amerykanów czy Europejczyków stać było na własny samochód.
Jestem przekonany, że Gates wiedział, jak jego windowsy powinny działać. Rozważył jednak kompromis: umożliwić ludziom posiadanie taniego peceta, i to już, czy dopracować OS, ale wtedy stać na niego będzie tylko wybranych, i to dużo później.
Trzecim tytułem Microsoftu do monopolu było stworzenie systemu, ale i marketingu, który pozwolił Gatesowi pokonać znacznie bardziej pomysłowych, mniej zawodnych i bardziej szpanerskich produktów marki Apple. Czy należy Czarodzieja z Redmond (w stanie Waszyngton) za to potępiać?
Wbrew tezie autora noty uważam zatem, że Bill Gates w pełni zasłużył na monopol, jaki stworzył. Gdyby był dokładniejszy i miał więcej inwencji, Brin, Page, czy Linus Torvalds nie zagroziliby mu pewnie przez następne pół wieku. Co prawda pomógł im w tym Bill Clinton, podjudzony przez Ellisona, Andreessen, Clarka i paru innych zawistnych konkurentów, którzy nie potrafili Gatesa pokonać na rynku, jestem jednak przekonany, że gdyby nawet Gates nie został niesłusznie oskarżony o monopolizację, gdyby nadal zarządzał MS, to i tak prędzej czy później straciłby swój monopol. Takie jest piękno wolnego rynku: jeśli nawet ktoś zdobędzie absolutną przewagę nad innymi, przy równości szans i braku przemocy natknie się na kogoś od siebie lepszego. I to ten Lepszy zawłaszczy jego dotychczasowy monopol w pokrewnej dziedzinie.
Epilog
Oskarżanie Gatesa o konszachty z państwem, o ustawiane przetargów rządowych, jest kompletnym absurdem. To właśnie państwo, politycy, rząd zniszczyli potęgę Gatesa. On nie musiał ustawiać przetargów. Nikt nie było od niego lepszy. Jak chodzi o ścisłość, to spółka Apple zawsze miała (i do dzisiaj ma) lepsze układy z Białym Domem i establishmentem. MS nie musiał niczego ustawiać. Miał wyłączność. Analizy argumentów technicznych nie podejmuję, niech autor krytyki, jeśli tyle wie, sam zbuduje konkurencyjny system i zoabczy, czy łatwo jest stworzyć monopol, czy nie.
To, że firmy software’owe pisały oprogramowanie pod Microsoft było skutkiem, a nie przyczyną monopolu. Kiedy Bill Gates został zmuszony do porzucenia informatyki na rzecz filantropii, firmy te przerzuciły się na Apple Inc. i zbudowały potęgę firmy śp. Steve Jobsa.
Twierdzenie, że użytkownicy pecetów byli zmuszeni przez MS do korzystania z windows jest absurdem. Zmusić może jedynie IRS, Pentagon FBI czy NKWD. Na wolny rynku sprzętu komputerowego ludzie sobie wybierają to, co wolą.
Zresztą ludzie głupi nie są. W gospodarce rynkowej, gdy konsument ma wybór zawsze wybiera to co woli. I właśnie dlatego, najpierw monopol Microsoft powstał, a potem, gdy pojawił się google, czy FB upadł.
Amen!
Jan M Fijor
Z ekonomicznego punktu widzenia M$ był lepszy bo jego system, w porównaniu z absurdalnie wtedy drogimi systemami typu UNIX był znacznie tańszy, a więc dostępniejszy. Niestety jakość tego systemu kulała przez długie dekady. Przeciętna blondynka, która nie widziała nigdy stabilności i bezpieczeństwa UNIXów i tak uważała, że system jest spoko, a że czasami (eufemizm) na Windows95 wyskoczył legendarny niebieski ekran śmierci, to już pewnie jej wina, bo nie tak myszą machnęła. Dopiero jak miliony wqrzonych na maksa właścicieli nagrywarek klnących na niestabilność Windowsów zdychających bez żadnej poważniejszej przyczyny, zaczęli szukać alternatywy, zobaczyli Linuksa, Maca i ponownie UNIXy Niestety, wtedy już było za późno i każdy, kto był konkurencją dla M$ ze strony technicznej był niszczony przez złego Billa G na drodze ekonomicznej i brudnych praktyk biznesowych, przy pomocy FUDu (polecam lekturę Wikipedii) i to były wtedy wyjątkowo wredne praktyki biznesowe. Dopiero, gdy wqrzeni geecy postanowili zadziałać społecznie i pokazać, że można jednak zrobić lepszy system, FUD przestał działać, bo nie dało się walczyć z milionami programistów na całej planecie pracujących po godzinach na konto Linuksa – to technicznie, ani fizycznie, ani ekonomicznie niewykonalne. Pomimo ograniczonej ilości godzin każdego z nich, razem zaliczyli więcej roboczogodzin od programistów M$a i zoptymalizowali obsługę sprzętu pomimo utrudniania przez producentów sprzętu. To poprawiło i wydajność i szybkość programowania, jak i dostępność Linuksa na typowym sprzęcie. Dzisiaj instalując np. Kubuntu nie potrzebujesz już instalować sterowników do typowego biurowego komputera a oprogramowanie biurowe już jest na pokładzie. Żeby było fajniej nawet nie musisz instalować systemu. Możesz uruchomić wersję live, jeśli tylko masz sensowną ilość pamięci liczoną w GigaBajtach. Wspomnę jeszcze o pakiecie biurowym. Microsoft Office ZAWSZE ma problemy sam ze sobą. Co z tego, że twój dokument działa u Ciebie, jak u twego pracodawcy nie musi, bo np. prezentacja z PowerPointa97 nie miała opcji ustalania interwałów dla każdego slajdu, a na PP2000 skutkowało to natychmiastowym przeskakiwaniem slajdów. To jest autentyczny przypadek z obrony pracy dyplomowej. Tymczasem Open Office zwykle nie ma tego problemu, bo format jest znacznie bardziej stały co do założeń. W OO zmienia się głównie układ przycisków, ale nie sam format, bo i po co? W OO nie ma dziwacznych promocji jak w M$O365, że po określonym okresie czasu program działa jak koniec promocji. Wiem, że trochę zanudzam technikaliami, ale dla przeciętnego zjadacza arkuszy, makra to i tak jakaś abstrakcja (do dzisiaj nie potrzebuję), a funkcje matematyczne i tak są bardzo zbliżone do tego co masz w M$ Office. Tłumaczenie, że Nie odpowiada ci inny office ma rację bytu, gdy ktoś ci nie pokaże, jak przestawić przyciski, żeby były podobne w układzie, do tego co jest M$ Office. To naprawdę wykonalne. A format danych? Zawsze możesz z marszu wygenerować PDFa za pomocą 1 ikonki na pasku. To wydrukuje ci każda drukarnia!
Odnośnie zmuszania, znam co najmniej 2 drogi do zmuszenia kogoś do użycia Windows:
1. Dogadać się z rządem, żeby wymusił to na drodze legislacyjnej. Bill G. tak nie zrobił.
2. Dogadać się z największymi producentami komputerów, żeby instalowali Windows i wliczyli go w cenę sprzętu. Tak zrobił Bill G.
Kiedyś 1 Francuz chciał kupić sprzęt bez systemu – nie da się. Gdy próbował zażądać zwrotu pieniędzy za system, którego instalację odrzucił i udowodnił to ponad wszelka wątpliwość, producent i tak miał to kompletnie w dupie i nawet pozew cywilny nic nie dał I weź mi teraz powiedz, że klient nie jest zmuszany do kupna Windows, skoro nie ma jak zrobić czegokolwiek ze zmową producent-dostawca oprogramowania.