Agnieszka Dziemianowicz-Bąk krytykuje zakup kolekcji Fundacji Książąt Czartoryskich za kwotę 100 milionów euro.(http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,21183585,zwykly-kowalski-dostanie-500-zl-a-czartoryski-500-mln-ten.html?utm_source=dlvr.it&utm_medium=twitter) Chociaż nie mówi tego wprost, to z emocjonalnego tonu jej wypowiedzi, można domniemywać, że zbiór ten powinno posiadać i użytkować polskie społeczeństwo na dotychczasowych zasadach, albowiem majątki i bogactwa, jakie zgromadziła szlachta w okresie I Rzeczpospolitej pochodziły z okrutnego wyzysku polskich chłopów. W kontekście słusznego oburzenia Agnieszki Dziemianowicz-Bąk należy więc postawić pytanie, czy minister kultury dokonując powyższej transakcji działał w interesie polskiego społeczeństwa oraz czy nie sprzeniewierzył się narodowej i społecznej polityce swej partii, która działa pod szyldem „PRAWO i SPRAWIEDLIWOŚĆ”?
Oto, co na temat okrutnego wyzysku i niewolniczego traktowania chłopów w Rzeczpospolitej Szlacheckiej pisze w swych wspomnieniach poeta Stanisław Doliwa Starzeński (1784 – 1851), autor, wywodzący się ze średniej szlachty:
„Mój ojciec miał dawnego i zaufanego przyjaciela, Józefa Morawskiego, pisarza latyczowskiego; trudno by znaleźć dwa tak godne i zbliżone do siebie charaktery. Z poufałych ich rozmów, którym byłem przytomny, gdy na mnie jak na dziecię nie uważano, często ze zgrozą dowiadywałem się o bezprawiach i zbrodniach bogatej naszej szlachty. Zwierzanie się tych dwóch przyjaciół i ubolewanie nad tym stanem rzeczy wraz z wykazem czynów, o których rozprawiali, to wszystko tkwi dotąd w mojej pamięci.
Raz trafiło mi się słyszeć, gdy czytali wyjątek z listu kasztelana markowskiego do rządcy dóbr jego, z którego ten wypis pamiętam: „Już mi Waszeć zabiłeś pod batogami kilku chłopów, między tymi był kołodziej bardzo zdatny i grabarz potrzebny memu skarbowi. Pamiętaj Waszeć, abym w tej materii nie pisał mu powtórnej admonicji etc?.
XVIII wieczni chłopi (rzeźba Petera d’Aprix, udostępniono na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)To lekceważenie życia bliźniego dlatego, że ten bliźni urodził się chłopem, wszystkie na koniec zbrodnie i okrucieństwa, które opisał Swetoniusz w życiu dwunastu cezarów, znaleźlibyśmy powtórzone w dziejach naszej bogatej szlachty, i to już za panowania Poniatowskiego. I tak Dobrzycki, starosta grodzki żytomierski, a zatem najwyższy sędzia kryminalny w województwie wołyńskim, sam wykonywał na winowajcach własne wyroki, zawsze obecny przy torturach, na które przy inkwizycjach ciągniono obżałowanych. Jego to był wynalazek zapalonymi świecami kazać pod pachą piec tych, na których inne tortury nie mogły wymóc wyznania winy. Nieszczęsnym kobietom, szczególnie tym, które posądzono o namowę do rozpusty szlacheckich dziewcząt, obrzynano piersi, przykładając potem do ran rozpieczone żelazo. Złodziejów przekonanych o wykradanie pasiek kazał żywcem zakopywać w mrowiska, skąd po kilku dniach kościotrupy wyciągano i w tym stanie na szubienicach zawieszano. Wyrównywali w okrucieństwach Dobrzyckiemu na Wołyniu między innymi Denisko, a na Podolu Jaszowski, Stadnicki, Dulski, Markowski i wielu tym podobnych.
W tym względzie mogła pierwsze miejsce trzymać bogata i liczna familia Potockich; ta miała swoich tronów i Kaligulów. I tak mikołaj Potocki, starosta kaniowski, na rozpuście i pijatyce trwoniąc życie, własną ręką kilkadziesiąt ludzi zabił gwałtownie albo w mękach życia pozbawił. Jego krewny, Franciszek Salezy Potocki, wojewoda ruski, prawdziwy tygrys, utopić kazał swoją synową, z domu Komorowską, i to za namową żony, istnej hieny. Wprawdzie za tę zbrodnię opłacił się pieniędzmi, za które później Komorowscy kupili tytuł hrabiów austriackich. Niecna rozpustnica, Radziwiłłowa, wojewodzina wileńska, przysłanego do niej litwina Czeczejkę za przymówienie się nieco ostre sama na śmierć osądziła i kata sprowadziwszy ze Stanisławowa do Białego Kamienia, gdzie mieszkała, w swoich oczach rzeczonego szlachcica Czeczejkę ściąć kazała. Czapski, starosta knyszyński, dla swojej fantazji miał zwyczaj wsadzać w beczkę gwoździami nabitą tych, których winnymi sobie osądzi, i takie beczki dla rozrywki toczyć przed sobą albo spuszczać z góry kazał. Wprawdzie niby za te okrucieństwa, ale w istocie, aby Knyszyn po Czapskim posiadł, hetman Branicki zyskał na nim banicję, co hetmanowi jako krewnemu króla udało się bez zachodu. Chorąży litewski Radziwiłł, mieszkający w Białej, podobny z wielu względów do tyrana Ludwika XI, trawił czas na wymyślaniu nowych tortur dla mniemanych winowajców swoich i lubował się w słuchaniu jęczeń tych nieszczęsnych, których w podziemnych lochach trzymał, nazywając ich najlepszymi swymi śpiewakami. W Litwie Żaba, podkomorzy upicki, miał chowane niedźwiedzie, którym na pastwę rzucał niemowlęta swoich chłopów, a szczenięta swoich psów gończych oddawał włościankom, aby je piersiami własnymi karmiły.
Ta szlachta, tak pastwiąca się nad swymi chłopami, kłóciła się między sobą, podzielona na partie, i z zebraną tak zwaną drobną szlachtą pomagała do zajazdów możniejszym, wichrzyła na sejmikach i zrywała sejmy, Ale nie tylko właściciele dóbr; każdy podług swych wyuzdanych chuci pastwił się nad chłopami. Lada ekonom kluczowy czy folwarczny nigdy nie tłumaczył się z zadawanych chłopom katowni. U każdego z tych tak zwanych oficjalistów nahaj, czyli kańczug boćkowski, w Krasickiego satyrach opisany, był honorowym znakiem, który zwykle nosił za pasem.
W czasie posuchy w każdej niemal wsi pławiono stare kobiety, uważając one za czarownice, a nierzadko za wyrokiem ławników żywcem palono…”
Powyższy fragment pochodzi z książki Romana Kalety pt. „Sensacje z dawnych lat”
Tytuł pochodzi od redakcji bloga Milioner plus
Założyciel mojej rodziny zabił ekonoma z powodu jego pastwienia się nad chłopem który napił sie wody zamiast kosić łan zboża. Historia przekazywana z pokolenia na pokolenie musiał uciekac i osiadł się w okolicach Zbaraża. 🙂
Dowiedziałem się niedawno z ust dobrze poinformowanej osoby, o czymś, co jest podobno tajemnicą poliszynela, że rodzina Czartoryskich z pieniędzy uzyskanych za sprzedaż rodzinnej kolekcji dzieł sztuki Państwowi (kto to taki, ten Państew), zasiliła kasę fundacji wspierającej rządzącą partię. To by wyjaśniało, dlaczego Państew odkupił coś, co i tak było jego własnością. Z litery istniejącego prawa, Czartoryscy i tak nie mieli praw do kolekcji. Sprzedając ją, nadal tych praw nie mają, ale przynajmniej dostali kilkaset milionów złotych za friko. Czy trudno im się dziwić, że są Państwowi wdzięczni. W planach kolejne dzieła sztuki do wykupu: Wawel, kolumna Zygmunta, Łazienki i in. Wreszcie naród polski posiadać będzie to, co mu się od wieków należało. Wszak na kontach Polaków leżą bezczynnie setki miliardów złotych.