W ostatnich czasach weszło w modę zainteresowanie stanem psychicznym obywateli krajów wysoko rozwiniętych. W krajach o niskim PKB, wlokących się w ogonie postępu ekonomicznego, ludziom brak czasu i energii na roztrząsanie tych spraw, jako że tyrają od rana do nocy nad oddalaniem widma głodu od siebie i swoich rodzin. W nagrodę za to nie cierpią na otyłość ani związane z nią choroby cywilizacyjne, nie dręczą ich pytania czy czują się szczęśliwi? spełnieni? czy otoczenie ich rozumie? Są w sumie zdrowi psychicznie, z wyjątkiem nielicznych osobników, których obalane drzewo rąbnęło w głowę.
W odróżnieniu od nich my, dzieci pokoju, demokracji, liberalizmu i dobrobytu nieustannie wyrywamy sobie włosy z głów, walimy tymi ostatnimi o ścianę, męczymy dusze egzystencjalistyczną udręką, wpadamy w hiobowe nastroje i najeżdżamy apteki w poszukiwaniu środków antydepresyjnych, pigułek nasennych i używek obiecujących nam relaks. Trudno jest nam się wyluzować, a jeszcze trudniej zasnąć. Dręczą nas nieustannie problemy nie tylko naszych krajów, ale także (prawdziwe lub wyimaginowane) problemy ludzi krajów odległych, których ani nie znamy, ani nie rozumiemy i na które nie mamy najmniejszego wpływu. Czy jest na to jakieś lekarstwo? Czy istnieje skuteczna terapia oferująca powrót do równowagi psychicznej?
Oferta jest tu bogata. Większość terapii wymaga wieloletnich regularnych sesji w gabinecie psychologa, gdzie płacisz ciężkie pieniądze za to, żeby ktoś cię wysłuchiwał. Kwestia czy rzeczywiście cię słucha, czy być może krąży myślami wokół pieczeni na kolację lub nadchodzącego urlopu, tego do końca nikt nie wie.
Za dawnych czasów sesje psychoterapeutyczne miały charakter amatorski i odbywały się w knajpie będącej przystanią ludzi spragnionych wynurzeń i wymądrzania się. Konsumowane tu napoje wysokooktanowe wprawiały bywalców w przyjazny nastrój sprzyjający wzajemnemu zrozumieniu. W tego typu lecznicy, kiedy zaszumiało ci w głowie, czułeś że terapia poskutkowała i przechlane pieniądze nie poszły na marne. Ostatnio terapia ta obumiera, wypierana przez przemysł farmaceutyczny i ekspertów z dyplomami wmawiających nam, że alkohol uszkadza wątrobę. Ostateczny cios zadał jej ostro egzekwowany zakaz prowadzenia pojazdów po pijaku, a jak człowiek na chwiejnych nogach ma wrócić do domu, kiedy forsę przeznaczoną na taksówkę wydał na postawienie towarzystwu ostatniej kolejki? Krótko mówiąc, niepożądane skutki uboczne zniechęciły wiele osób do tej wielce skutecznej terapii uhonorowanej czasem i tradycją.
Innym miejscem do wygadania się za darmo był oczywiście konfesjonał, ale tam strach przed Bogiem powstrzymywał pacjenta od koloryzowania, a poza tym nie bardzo szło tu roztrząsać dotkliwe sprawy polityczno-ideologiczne. Nieostrożnie wypowiedziana opinia mogłaby narazić człowieka na podwojenie pokuty.
W tej niepokojącej sytuacji, kiedy fala niepokoju i frustracji przybiera epidemiczne proporcje a związane z nią leczenie jest drogie lub niebezpieczne (chemia może łatwo prowadzić do uzależnienia), zdecydowałam się wstąpić na mównicę i rzucić z niej garść rad opartych na zdrowym rozsądku i wieloletnim doświadczeniu życia i ludzi. Proponuję potraktować je na serio, mimo że udzielam ich bezpłatnie, a wiadomo: nikt nie szanuje tego, co mu łatwo przychodzi.
A więc do dzieła:
Skuteczne leczenia wymaga na wstępie postawienia prawidłowej diagnozy, a zatem zacznijmy od odpowiedzi na pytanie co nas właściwie dręczy?
Informacje napływające do mnie z Polski i innych krajów są pełne skarg na niekompetentne, rządy, panoszącą się korupcje, kłamliwość środków masowego przekazu i głupotę elektoratu złożonego z samych imbecyli (z kilku szlachetnymi wyjątkami w osobach moich korespondentów).
Odpowiedź jest prosta: „Już starożytni Rzymianie”… a jeszcze przed nimi Grecy czy Babilończycy, mieli te same problemy i odkąd człowiek wymyślił pismo, odnotowywał te boleści na tabliczkach klinowych, papirusach i ścianach płaczu. Czyli nic nowego pod słońcem, sytuacja się nie zmienia od tysięcy lat i nie ma co żywić nadziei, że zmieni się na twojej wachcie. Pogódź się z nią jak z przykrym zjawiskiem przyrody, takim jak susza czy gradobicie i przestań się nią przejmować. W krajach demokratycznych rządzi większość, którą z definicji są głupole. Co pięć czy ileś tam lat możesz dać upust swoim emocjom głosując na partię opozycyjną, która prawdopodobnie przegra, a jak wygra to i tak wkrótce skompromituje się w twoich oczach i wtedy zatęsknisz do „starych dobrych czasów”. Zapomnij o polityce. Zaparz sobie kawę, nalej drinka, pogrąż się w książce, albo idź na spacer posłuchać śpiewu ptaków.
Drugim źródłem pesymizmu i rozpaczy jest ogólny stan świata: konflikty narodowe i międzynarodowe, toczone lub grożące nam wojny, haniebne postępki obcych mocarstw. Głód, smród i zarazy. Czujemy się w ich obliczu bezsilni.
Tu musisz sobie uświadomić, że tak się działo od zarania dziejów. Teraz po prostu wszystkich się o tym natychmiast informuje. Cierpimy na nadmiar informacji, które wciskają się nam nieproszone do mózgów wszelkimi możliwymi drogami. Mózg, jak komputer, ulega przeładowaniu i wysiada.
Jeszcze do niedawna (w kategoriach historycznych) mieszkaniec Poręby Dolnej wiedział stosunkowo dobrze co się dzieje w Porębie Górnej, bo zachodził tam w soboty podrywać miejscowe dziewczęta. Od czasu do czasu starszyzna zaglądała do powiatu. Baby zapuszczały się aż do Krakowa i wracały pełne najnowszych wieści o tym, po ile sprzedaje się tam jaja, a po ile grzyby. Warszawa mogła być dla nich równie dobrze na księżycu. Teraz ich wnukowie maja telefony komórkowe i telewizory i oczekuje się od nich, że przejmą się losem zaginionej indonezyjskiej łodzi podwodnej, czy wybuchem wulkanu na Karaibach. Ile w końcu ten łeb ludzki może pomieścić?
Nakłada się jeszcze na to problem fałszywych informacji: ile z tego co słyszysz czy czytasz jest prawdą? Jakie masz możliwości sprawdzenia? Odpowiedź brzmi: żadne, a dotyczy to często także autorów doniesień, którzy wysłani gdzieś na krótko spojrzą pobieżnie na sprawę, przepytają kilka miejscowych osób, z których każda „łże jak naoczny świadek” i na tej podstawie produkują reportaże, którym naiwnie dajesz wiarę. Utrzymywanie stałych korespondentów w odległych zakątkach świata, w nadziei, że coś ciekawego może się tam kiedyś wydarzyć, wymagałoby środków niewspółmiernych do możliwości finansowych nawet wielkich korporacji – jak choćby BBC.
A wierutne kłamstwo, czy niewinna ignorancja to dopiero początek; dochodzi tu jeszcze tendencyjne przedstawianie spraw.
W czasach kiedy pracowałam jako tłumacz przyszło mi kiedyś towarzyszyć Jerzemu Urbanowi na spotkaniu ze studentami uniwersytetu w Oxfordzie. Nie byle to jaka uczelnia, reprezentująca nie byle jaki intelekt. Nie darmo też jest wylęgarnią przyszłych światowych liderów. Drżałam na myśl o tym, co zrobią z Urbanem, który w tych czasach (stanu wojennego) był rzecznikiem ogólnie znienawidzonego rządu Gen. Jaruzelskiego. Tymczasem okazało się wręcz odwrotnie: Urban już na wstępie wytrącił krytykom broń z ręki przyznając bez zastrzeżeń, że jego wypowiedzi są tendencyjne, choć nigdy nie kłamie! Stanowisko rzecznika wymaga przedstawiania rządu w jak najlepszym świetle; za to mu płacą i to robi. Podobnie jak autorzy reklam Cola-Coli wychwalający pod niebo jej smak i ożywcze działanie bez zwracania uwagi na fakt, że psuje zęby.
Pamiętaj, że większość serwowanych ci informacji ma charakter tendencyjny i traktuj je ze zdrową dozą sceptycyzmu. Nie zapominaj także o tym, że środki masowego przekazu pracują na rzecz ich właścicieli. Gazety i kanały telewizyjne muszą mieć odbiorców – inaczej przestają istnieć. Odbiorcy dzielą się na różne kategorie i znajomość ich psychiki jest nieodzowna dla zapewnienia właścicielowi sukcesu komercyjnego. Zdawaj sobie sprawę z tego, że media manipulują tobą i celują w twoje czułe miejsca – przesądy, wrażliwość na krzywdę lub (najczęściej) umiłowanie sensacji.
Frapujący nagłówek z pierwszej strony brukowca (zwanego teraz elegancko „tabloidem”) „Nagi wikary gwałci matkę trojga” przyciąga uwagę i stanowi dla wielu nieodpartą pokusę go zakupu gazety.
Inne pismo sprzedaje tę samą historię pod tytułem „Ksiądz nadużywa seksualnie parafiankę wmawiając jej, że to bierzmowanie”. Równie ciekawa afera, z którą warto się bliżej zapoznać.
Poważne pismo lewicowe opatrzy tę wiadomość nudnym nagłówkiem „Czas ukrócić wybryki seksualne kleru”, a prasa katolicka uderzy w bęben martyrologii: „Kapłan oszczerczo oskarżony o nieświęte egzorcyzmy”.
Ta sama historia, ale jak się do niej ustosunkujesz? Czy cię rozśmieszy? Zirytuje? Czy po prostu uśpi?
Pozwól więc, że ci wypiszę receptę:
- Przestań się zadręczać i uśmiechnij się na myśl że wszystko jest chwilowe: rządy przychodzą i odchodzą; hałaśliwe i destrukcyjne akcje prowadzone na rzecz LGBTQ+, Black Lives Matter, obalanie pomników i zakaz wyrażania kontrowersyjnych poglądów znikną z naszej kultury jeszcze szybciej, niż zniknęła moda na spodnie-dzwony.
- Skoncentruj się na tym, na co masz wpływ: posadź kwiatki na osiedlu, zadzwoń do znajomych, uśmiechnij się do sąsiada.
- A jak już nie wytrzymujesz? To odwołaj się do metody uprawianej przez Iana, znanego bałaganiarza, którego dom kawalerski przypominał wysypisko śmieci z dzielnicy slumsów. Spytałam go raz, czy nie irytuje go ten bród, smród i chaos Odpowiedział mi, że rzeczywiście często go to to wkurza.
– No i co wtedy robisz?
– Nic. Kładę się i czekam, aż mi przejdzie.
Idź za przykładem Iana. Jak cię coś wkurza, to połóż się i poczekaj, aż ci przejdzie.
Magda Hannay
magda.hannay.net (Translating Services)