Opowieści o ludziach, którzy z pucybuta przedzierzgnęli się
w milionera czyta się chętniej niż o ludziach, którzy przeszli drogę
w przeciwnym kierunku. Wystarczy jednak drobne zaniedbanie,
pech, nieuwaga by stać się bohaterem tragedii. Podobny los spotkać
może każdego. I nie pomogą nawet ogromne pieniądze.
Seria błędów w zarządzaniu, nieuzasadniona pewność siebie,
lekceważenie konkurencji doprowadziło do upadku jedną z najszybciej
rozwijających się linii lotniczych, Lakers Airways. Co
prawda, przewoźnik zbudowany przez Fredie Lakersa był w skali
potentatów lotnictwa cywilnego karłem, ale nawet potentaci nie
są z teflonu, o czym świadczy spektakularna upadłość gigantycznego
przewoźnika lotniczego, PANAM.
Arogancja, rozrzutność i złe zarządzanie doprowadziły do upadku tę największą na
świecie prywatną linię lotniczą, której majątek w okresie prosperity
sięgał kilku miliardów dolarów, a udział w rynku był większy
niż trzech następnych linii (American Airlines, United i Continental)
razem wziętych. Niewiele brakowało, aby w połowie
lat osiemdziesiątych XX wieku, niemal w szczycie rozkwitu,
zniknął z powierzchni Ziemi kolos przemysłu komputerowego,
International Business Machine, popularny IBM. Spod młotka
aukcyjnego uratował firmę cud; odważna decyzja o całkowitej
reorganizacji firmy i utalentowany prezes.
Zrobienie pieniędzy, zgromadzenie fortuny to tylko ułamek
problemu dostatniego (materialnie) życia. Znacznie poważniejszym
problemem jest utrzymanie wysokiego poziomu przez całe
życie. Powiem więcej, utrzymanie majątku, tak, aby nie przeżyć
własnych pieniędzy to ogromne wyzwanie. Nie wszyscy milionerzy
wyszli z niego obronną ręką.
Gwiazdy światowych estrad, Nat King Cole i Elvis Presley zostawili po swojej śmierci długi.
Tylko dzięki ciężkiej pracy, w przypadku pierwszego, córki, Natalie,
w przypadku drugiego, żony Priscilli udało się zmonetyzować ich
sławę i popularność. Albo taki Mike Tyson. Zarobił w trakcie
swojej kariery ponad 300 milionów dolarów, a mimo to na stare
lata musi się włóczyć po świecie i ciężko pracować na utrzymanie
swoje i swojej rodziny, z fortuny zostały mu właściwie długi.
Przekonanie o tym, że pieniądz robi pieniądz to medialne
uproszczenie, niemające pokrycia w rzeczywistości. Pieniądz,
czyli produkcja/usługi przynoszące pieniądze są prawie wyłącznie
dziełem przedsiębiorcy, czy grupy przedsiębiorców,
którzy potrafią swoim majątkiem, czyli właśnie pieniądzem
umiejętnie zarządzać. Takimi właśnie ludźmi, trzymając się
tylko wspomnianych powyżej dziedzin jest Michael Dell (Dell
Computers); Rollin King i Herb Kelleher z Teksasu, założyciele
linii lotniczej Southwest Airlines, która po kryzysie z 11 września
2001 roku, jako jedyna linia amerykańska, notowała zyski;
miłujący przygody i ryzyko Richard Branson z Virgin Airlines;
czy niepokorny Irlandczyk, Tony Ryan z Ryanair, który wypowiedział
zwycięską wojnę europejskiej elicie lotniczej, dając tym
samym początek rewolucji cenowej i taniemu lataniu po Europie.
To są wszystko utalentowani przedsiębiorcy. To oni, a nie
ich pieniądze „zarobiły” na sukces firm, które stworzyli, usuwając
w cień czy w nicość potężnych konkurentów z ich potężnymi
pieniędzmi. Mówienie, że pieniądz robi pieniądz jest łatwym
usprawiedliwieniem własnej niemocy, braku talentu, czy
lenistwa. To wygodne stwierdzenie, uzasadniające brak wiary
w sukces, czy naiwność.
„Masa krytyczna”
Czy zatem jesteśmy skazani na pracę do grobowej deski?
Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Jeśli chcemy do ostatnich
naszych dni żyć godziwie, nie obawiać się przykrych zrządzeń losu,
czy nie przeżywać stresów i niespodzianek musi nas być na to stać.
Zgromadzenie „masy krytycznej”, a więc takiej ilości zasobów, aby nam ich wystarczyło może być
bardzo trudne. Nie chcę nikogo straszyć, zwracam jednak uwagę,
że pozostawienie pieniędzy samym sobie, żeby ponadto produkowały
nowe pieniądze świadczy o dużej naiwności. Samo, jak mawiają starzy górale,
to najwyżej grzmi albo się błyska.
Przykład
Wyliczyliśmy, dajmy na to, że do godziwego życia w okresie obniżonej zdolności
zarobkowania (niech się to nawet nazywa emerytura) potrzeba nam
netto 100 tysięcy złotych rocznie. Zakładając, że statystyczna lokata bankowa
przynosi nam 3 procent, zaś obligacje skarbowe około 6 procent; przyjmijmy
średnio 4,5 procent. „Masa krytyczna” dla tego przykładu wynosi około
2,8 miliona złotych. Musimy, bowiem pamiętać, że do zapłacenia mamy
„podatek Belki”6. Problem w tym, że opieramy się na średniej. Na przykład,
obecnie7amerykańskie banki płacą na lokatach rocznych około 0,25–0,4 procenta,
zaś obligacje skarbowe mają rentowność około 2,5 procenta. Gdyby to
na nas trafiło, zabrakłoby nam, co najmniej 45 tysięcy złotych rocznie.
Dopóki istnieje bank centralny i ręcznie kieruje polityką
pieniężną, musimy być na takie niespodzianki przygotowani.
W razie czego mamy kilka alternatyw:
1. możemy obniżyć swoje aspiracje i zrezygnować z części
wydatków;
2. dorobić brakującą kwotę, albo naruszyć (skonsumować)
część kapitału;
3. znaleźć kogoś, kto nas finansowo wesprze.
Innego wyjścia nie ma. Dopóki nie wiemy, jak długo będziemy
żyć, dopóty trzeba którąś z możliwości wybrać. Jest, co
prawda, możliwość zainwestowania „masy krytycznej” w tzw.
annuities, czyli rentach dożywotnich, które wypłacać nam będą
stałą kwotę do końca życia. I to jest dobra wiadomość. Gorsza
jest taka, że takie annuities niestety słabo płacą. Aby uzyskać
100 tysięcy dolarów potrzebna jest „masa krytyczna” rzędu
3,2 miliona złotych. Jest jeszcze gorsze zło: żeby więcej zarobić,
trzeba się pogodzić z tym, że zainwestowanych pieniędzy już
nigdy nie odzyskamy. Firma ubezpieczeniowa, bo najczęściej
tam kupujemy renty, zobowiązuje się wypłacać pieniądze posiadaczowi
annuity do końca życia, nawet jeśli nasz żywot byłby
tak długi, że ubezpieczyciel musiałby do interesu dołożyć. Odbija
sobie stratę na tych, którzy żyją krócej i nie zdążą wycofać
całości zainwestowanego wkładu.
Jest jeszcze jedno wyjście; można wykupić renty dożywotnie (annuities)
w zagranicznych bankach czy innych instytucjach finansowych,
ale wtedy dochodzi nam ryzyko kursu walutowego. Przykładowo,
100 tysięcy złotych to dzisiaj około 30 tysięcy amerykańskich
dolarów. Jednakże spadek kursu dolara wobec złotego naraża nas
na spadek kwoty w złotych. Nie jest to jakieś dramatyczne ryzyko,
ale różnica w kursie dolara wynosiła w ciągu minionych
8 lat około 110 procent (na 1 dolarze w 2008 od 2 do 4,25 złotych w 2016).
Pewnym pocieszeniem dla amatorów aktywnego rentierstwa,
czyli inwestowania jest obowiązujący w większości krajów świata
system podatkowy, który hojniej wynagradza osoby zarabiające na inwestycjach, ale…
cdn.
(fragment mojej książki z 2013 roku, Licz na siebie, Fijorr Publishing)
Panie Janku, to u Pana już 2018r? Ale ja jestem zacofany 🙂
Nie, to tylko cena dolara w 2018 roku.