Klimatyczny terror. Bilans się nie zamyka (IV)

Od milionerstwo.pl:

Autor niniejszego eseju, David Stockman, to wieloletni kongresmen amerykański, później członek gabinetu Ronalda Reagana odpowiedzialny za politykę budżetową.  Stockman jest  uznawany za twórcę fundamentów reaganomiki, która postawiła gospodarkę USA, po kilkunastu latach głębokiego kryzysu, na nogi.  David Stockman pracował przez wiele lat na Wall Street, następnie zarządzał potężną korporacją, od kilku lat prowadzi blog davidstockmanscontracorner.com.  Jest też autorem dzieła z historii gospodarczej USA p.t. Wielka Deformacja (tł. Jerzy Strzelecki, Fijorr Publishing, Warszawa 2015). Oryginał niniejszego tekstu opublikowany został w listopadzie 2021 na portalu: www.internationalman.com

Problemy z zastępowalnością

Poniższy wykres dramatycznie podkreśla, dlaczego polowanie na czarownice CO2 jest tak śmiertelnym zagrożeniem dla przyszłego dobrostanu i dobrobytu ludzi. Nawet po dziesięcioleciach promocji zielonej energii i ogromnych dotacjach ze strony państwa, czyli podatników, odnawialne źródła energii (OZE) stanowią zaledwie 5 proc. pierwotnego światowego zużycia energii w 2019 roku, ponieważ:

– są one nadal bardzo niekonkurencyjne (kosztowne) w stosunku do zainstalowanej bazy energii paliw kopalnych, jądrowej i hydroelektrycznej;

– pod względem zdolności do dostarczania pracy do gospodarki, ze względu na nieciągłość energii wiatrowej i słonecznej oraz fakt, że zgodnie z konwencją, rządowi mierniczy  ubruttowiają odnawialną energię elektryczną dostarczaną odbiorcom końcowym trzykrotnie w celu uwzględnienia strat mocy wytwarzania ciepła oraz strat przesyłowych i dystrybucyjnych w sieci elektroenergetycznej – nie uwzględniają one nawet tego 5 procentowego udziału odzwierciedlonego na wykresie.

Pierwotna globalna produkcja energii

Z kolei 84 procentowy udział przypisywany ropie naftowej, gazowi naturalnemu i węglowi jest w praktyce znacznie większy. Dzieje się tak, ponieważ większość głównych źródeł hydroenergetycznych została wyczerpana dawno temu i dlatego nie wpływają one znacząco na wzrost potencjału energetycznego[1]. Przykładowo, w ciągu ostatnich 10 lat produkcja energii wodnej w USA wzrosła tylko z 275 miliardów KWh do 288 miliardów KWh, czyli zaledwie o 0,24% rocznie. Podobnie moce jądrowe znajdujące się poza Chinami przestały rosnąć dekady temu z powodu ogromnego oporu politycznego i regulacyjnego. Dodatkowo,  Niemcy są w trakcie zamykania swych ostatnich elektrowni jądrowych z floty, która kiedyś generowała 170 000 GW godzin rocznie (2000), a teraz wytwarza tylko 75 000 GW godzin, przy celu zerowym do roku 2030. Nawet w USA, energia jądrowa pozostaje martwa w wodzie, a roczna produkcja wzrosła z 754 miliardów KWh w 2000 roku do zaledwie 809 miliardów KWh w 2019 roku.

Poza tym, Wyjce Klimatyczne nie mówią o stopniowym zastępowaniu trzech kopalnych źródeł energii pierwotnej energią słoneczną i wiatrową, gdyż istniejące elektrownie osiągną kres swojej użyteczności w ciągu najbliższych 50 lat. Wręcz przeciwnie, zerowa emisja CO2 netto będzie wymagała masowego, wcześniejszego wycofywania i demontażu znajdujących się wciąż w doskonałym stanie, pracujących elektrowni oraz dziesiątek milionów sprawnych pojazdów z silnikami spalinowymi.

Perspektywa zastąpienia zieloną energią istniejących mocy paliw kopalnych w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat jest miejscem, w którym zaczynają się prawdziwe schody. Aby jednak w pełni zrozumieć nadciągającą katastrofę, należy przypomnieć, że keynesowska rachunkowość dotycząca PKB z natury zaciemnia prawdziwe koszty gospodarcze drastycznie w dół. Jednym słowem, w przeciwieństwie do rachunkowości biznesowej, keynesowskie rozliczanie PKB opiera się wyłącznie na wydatkach, bez względu na zmiany w bilansie, takie jak opłata księgowa za demontaż doskonale sprawnej i działającej elektrowni węglowej. W takim przypadku właściciel elektrowni przyjąłby na siebie wartość zmarnowanych aktywów, lecz opłata reprezentująca utratę wartości netto firmy, a tym samym bogactwa społecznego – nigdy nie pojawiłaby się na rachunkach PKB.

W rzeczywistości keynesowska rachunkowość PKB jest współczesną wersją słynnego „błędu rozbitego okna” Frederica Bastiata[2]. Wydatki kapitałowe brutto są dodawane do całkowitego PKB bez kompensacji amortyzacji i odpisów aktywów. Dlatego, jak przypuszczamy, działacze na rzecz zmiany klimatu mają zawroty głowy wywołane rzekomymi korzyściami zastąpienia energii pochodzącej ze spalania paliw kopalnych i zastąpienia jej OZE. Tymczasem wywołany taką zamianą wzrost gospodarczy i przyrost miejsc pracy dzięki ekologicznym inwestycjom nie bierze pod uwagę utraconej wartości tych wszystkich aktywów i utraconych miejsc pracy poniesionych w wyniku zamykania wydajnych kopalń węgla oraz/lub elektrowni opalanych paliwami kopalnymi.

Nie mówimy tu o małych kwotach

Aby zbliżyć się chociaż do kompletnie niedorzecznego celu COP26, jakim jest osiągnięcie zerowej emisji netto CO2 do 2050 r., musiałyby zostać wycofane z eksploatacji i przestać działać na długo przed osiągnięciem swego zwykłego ekonomicznego życia elektrownie opalane paliwami kopalnymi, jednostki grzewcze, zakłady przetwarzania chemicznego i pojazdy z silnikami spalinowymi warte dosłownie dziesiątki bilionów dolarów Przykład: pomimo niekończącej się gadaniny w Waszyngtonie o zielonej energii i dziesiątek miliardów dotacji rocznie, w tym darowizn w wysokości ponad dwóch miliardów dolarów rocznie dla zamożnych nabywców pojazdów elektrycznych Tesla, Elona Muska, zużycie paliw kopalnych w sektorze energetycznym — jedyny sektor, w którym dało się zauważyć jakakolwiek obecność zielonej energii – prawie wcale nie spadła.

Zamiast tego, w latach 2000-2019 produkcja z węgla i ropy naftowej spadła z 2090 miliardów kWh do 1004 miliardów kWh, czyli o 52 proc., co zostało prawie że zrekompensowane ogromnym skokiem w produkcji energii pochodzącej ze spalania gazem ziemnym. W szczególności, produkcja gazu ziemnego wynosząca 601 mld kWh w 2000 r. wzrosła do 1586 mld kWh do 2019 r., co oznacza wzrost o 164 proc.

Skutkiem tego, wskazówka pokazująca poziom ogólnego wytwarzania opartego na paliwach kopalnych prawie nie drgnęła, spadając z 2691 mld kWh w 2000 r. do 2590 mld kWh w 2019 r. Powraca zatem pytanie: w jaki sposób ci idioci spodziewają się osiągnąć ze światowego sektora energetyki publicznej zerową emisję CO2, skoro w ciągu ostatnich dziewiętnastu lat tempo produkcji paliw kopalnych spadło o śmieszne 0, 20 proc. rocznie?

Co więcej, jak sugerowaliśmy powyżej w odniesieniu do bilansów globalnych, nie ma żadnej możliwości, by oczekiwać jakiegokolwiek materialnego zastąpienia produkcji energii z paliw kopalnych energią jądrową lub hydroelektryczną. Te dwa sektory łącznie wyprodukowały 1097 mld kWh w 2019 r., ale jeśli już, to ich produkcja prawdopodobnie w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat spadnie.

W odniesieniu do ubiegłorocznej[3] produkcji hydroelektrycznej o wartości 288 miliardów kWh wszystkie rzeki w USA, które można było wykorzystać – a przynajmniej te, na których zatamowanie pozwolili ekolodzy – zostały wykorzystane. Istnieje wprawdzie niewielki margines produkcji ze źródeł niekopalnych, reprezentowany mianowicie przez energetykę jądrową, jest to jednak miejsce, w którym szykują się ogromne kłopoty. Faktem bowiem jest, że ostatni reaktor jądrowy w USA oddano do użytku w 2016 roku; mowa o Tennessee Watts Bar Unit 2, który był towarzyszem innego nowszego systemu energetycznego, Watts Bar Unit 1, oddanego do użytku w…1996 roku! Tak, zgadza się. W ostatnim ćwierćwieczu uruchomiono w sumie dwie elektrownie jądrowe, co oznacza, że ​​94 działające komercyjne reaktory jądrowe 56 elektrowni jądrowych w 28 stanach są mocno wiekowe — do ich likwidacji w normalnym trybie pozostało od 25 – 40 lat.

O ile nie nastąpi całkowity zwrot polityczny w odniesieniu do energetyki jądrowej, 809 miliardów kWh wytworzonych w 2019 r., co stanowiło prawie 20 proc. całkowitej produkcji energetyki, będzie najprawdopodobniej maleć w starzejących się elektrowniach szybciej niż powstaną elektrownie nowe, których budowa wymaga zezwoleń, planów, procesu budowalnego, co zwykle trwa dłużej niż dekadę. Jest też trochę biomasy i produkcji geotermalnej, ale to też nigdzie się nie rozwija. Łączna produkcja z tych źródeł wyniosła 72 mld kWh w 2019 r., co wskazuje na niewielki spadek z 75 mld kWh w 2000 r. Jest wreszcie  kwestia wzrostu produkcji. Nawet przy umiarkowanym wzroście PKB, takim jak w ostatniej dekadzie, mimo nieustannej poprawy skuteczności wykorzystania energii elektrycznej w gospodarce amerykańskiej, całkowita moc wyjściowa wzrosła z 3951 mld kWh w 2009 r. do 4127 mld kWh w 2019 r., co odpowiada stopie wzrostu rzędu zaledwie 0,44 proc. rocznie. Z drugiej strony, kontynuacja tego skromnego trendu wzrostowego – który byłby minimalnym zyskiem zgodnym z wymaganiami zrównoważonego wzrostem PKB – skutkowałaby całkowitym zapotrzebowaniem na moc wyjściową do 2035 roku na poziomie 4427 mld kWh, czyli o 300 mld kWh wyższym niż poziomy obecne.

I oto znaleźliśmy w szafie trupa

Całkowita produkcja energii słonecznej i wiatrowej w 2019 roku wyniosła zaledwie 367 miliardów kWh (czyli 8,9 proc. całkowitej produkcji energetyki). Oznacza to, że prawie aż 82 proc. dzisiejszej tak zwanej zielonej energii potrzebne będzie tylko po to, aby zapewnić przewidywany wzrost potrzeb systemu. Nie zastąpi to nawet produkcji jądrowej, która najprawdopodobniej będzie spadać z powodu przechodzenia na emeryturę i starzenie się reaktorów, czy, tym bardziej 2590 miliardów kWh produkcji opartej na paliwach kopalnych funkcjonujących nadal w krajowej sieci energetycznej. Powtórzmy:  dopóki większa część z 2590 miliardów kWh mocy nie zostanie zamknięta, idea zerowej emisji CO2 netto jest niespełnialną mrzonką.

Jednocześnie, podniesienie obecnego wolumenu produkcji zielonej, czyli 367 miliardów kWh, chociażby do połowy zapotrzebowania na energię w roku 2035, czyli do ponad 2200 kWh, wymagałoby bilionów dotacji podatników. A to po prostu nie wydarzy się w ciągu kilku kolejnych niedziel. Co więcej, to nawet nie jest cała połowa. Produkcja zielonej energii, a zwłaszcza energii z wiatru, który w 2019 r. odpowiadał za czterokrotnie większą produkcję niż energia słoneczna (295 miliardów kWh w porównaniu do 72 miliardów kWh), ma wysoce nieciągły charakter oparty na wahaniach sezonowych i dziennych siły wiatru. W skali kraju wydajność elektrowni wiatrowych jest zwykle najwyższa wiosną, a najniższa w okresie od połowy do późnego lata, podczas gdy wydajność zimą (od listopada do lutego) kształtuje się na poziomie mediany rocznej. Jednak ten wzorzec może się znacznie różnić w zależności od regionu, głównie w oparciu o lokalne warunki atmosferyczne i geograficzne. W rezultacie, współczynnik wydajności elektrowni wiatrowej — miara rzeczywistej produkcji energii elektrowni jako procent jej maksymalnej wydajności — jest bardzo ściśle powiązany z dostępnymi zasobami wiatru i średnią jego prędkością. Na przykład w Nowej Anglii mediana współczynnika wydajności w styczniu wynosi około 32 proc., znacznie powyżej rocznej mediany, podczas gdy współczynnik wydajności w lipcu jest bliższy 14 proc., znacznie poniżej rocznej mediany. Jednym słowem, aby uzyskać tę samą wydajność i niezawodność jaką charakteryzują się  elektrownie zasilane gazem lub węglem, zielone elektrownie muszą zostać drastycznie rozbudowane zarówno pod względem maksymalnej mocy wyjściowej, jak i rezerwowych jednostek magazynowych. Jak pokazano poniżej, dla większości regionów kraju mediana miesięcznych współczynników mocy wiatru waha się między 25 a 35 procent.

Nie trzeba dodawać, że niskie współczynniki wydajności oznaczają wysokie całkowite koszty energii elektrycznej dostarczanej do sieci. Analitycy stosują koncepcję zwaną LCOE (Levelized Cost of Energy)[4], która jest aktualną wartością kosztu produkcji energii w całym okresie życia elektrowni podzieloną przez aktualną wartość energii elektrycznej wytworzonej w całym okresie życia. Z kolei zastosowanie tego kompleksowego środka umożliwia oszacowanie „kosztów nałożonych” na sieć ze względu na niskie współczynniki obciążenia i zawodność energii wiatrowej i słonecznej. Tak więc, w porównaniu z LCOE wynoszącym 36 USD za megawatogodzinę mocy dla elektrowni opalanej gazem w cyklu łączonym, sam narzucony koszt wynosi 24 USD za megawatogodzinę w przypadku wiatru i 21 USD za megawatogodzinę w przypadku instalacji słonecznych. W związku z tym koszt finansowania wzrostu mocy oraz przesunięcia znacznych ilości produkcji opartej na paliwach kopalnych byłby oszałamiający. Według niedawnego szczegółowego badania Instytutu Badań Energetycznych, oto obliczenia LCOE dla różnych źródeł paliw:

LCOE na wyprodukowanie 1 megawatogodziny

Gaz ziemny w cyklu mieszanym: 36 USD

Energia jądrowa: 33 USD

Hydroenergetyka: 38 USD

Elektrownie na węgiel: 41$

Farmy wiatrowe na lądzie: 85 $

Fotowoltaika słoneczna: 89 USD

Morskie farmy wiatrowe: $132

Te różnice między konwencjonalnymi i ekologicznymi źródłami wytwarzania energii są oszałamiające i zaprzeczają natrętnej propagandzie Wyjców Klimatycznych, którzy kłamliwie utrzymują, że energia słoneczna i wiatrowa są tańsze niż istniejące, tradycyjne źródła energii.

W ostatniej, piątej części eseju wykażemy, że rzeczywisty scenariusz jest o wiele bardziej zniechęcający, niż sugerowałyby nawet te różnice w kosztach całkowitych. Dzieje się tak, ponieważ drugą częścią zielonego planu jest przekształcenie wydajnej krajowej floty 285 milionów pojazdów IC na energię elektryczną. To oczywiście spowoduje, że szczytowe wahania zapotrzebowania na moc w sieci będą znacznie bardziej ekstremalne – a nawet gwałtowne – w miarę jak gwałtownie spada niezawodność sektora energetycznego opartego na zielonych źródłach energii. I to jest kierunek w jakim zmierza cała ta pseudo-rewolucja, do której zmierzamy.

Od milionerstwo.pl: Tytuły odcinków i podtytuły pochodzą od redakcji.

[1] Dane liczbowe, o ile nie zaznaczono inaczej, dotyczą rynku energii w USA.

[2] Chodzi o książkę Federica Bastiata p.t. Co widać i czego nie widać (Fijorr Publishing, Warszawa 2010) przykład analizy zysków i strat wywołanych naprawą rozbitego okna, w której strata właściciela okna kompensowana jest zyskiem przypadającym szklarzowi, który okno wymieni, bez uwzględnienia tego, że przed rozbiciem okna, było ono sprawne, a jego właściciel poniósł  już raz koszty instalacji szyby.

[3] Autor niniejszego eseju odwołuje się do danych z roku 2020.

[4] Z ang. uśredniony koszt energii.

Tags: CO2, koszty, LCOE, Musk, OZE, Tesla, Watts Bar

Related Posts

Previous Post Next Post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

0 shares