W normalnych warunkach, gdy wartość pieniądza zagrożona jest inflacją, a konkretniej cena złota, niezależnie od waluty, rośnie. Złoto bowiem jest idealnym hedge’m, czyli zabezpieczeniem przed wzrostem cen wywołanym spadkiem siły nabywczej pieniądza, czyli właśnie inflacją. Niestety, a może nawet stety, warunki są nienormalne i dlatego każdorazowemu rajdowi na Wall Street towarzyszy spadek ceny złota.
Ostatnie tygodnie to zamieszanie na rynku obligacji i niepokój wywołany zejściem się krzywej rentowności obligacji dwuletnich i 10 letnich, co zwykle zwiastuje nadejście recesji. To także wieści o rosnącej inflacji w USA, i nie tylko tam, trudno się zatem, dziwić, że indeksy giełdowe runęły w dół. Towarzyszyła temu silna zwyżka ceny złota, które w pierwszej dekadzie sierpnia sięgnęło poziomu $1535 za uncję troy niespotykanego od 6 lat. Zaczęto już nawet wróżyć powrót do rynku niedźwiedzia, czyli bessy, której pierwszym zwiastunem były gwałtowne spadki notowań w grudniu 2018. I oto stał się cud…
W połowie sierpnia 2019, prezydent Trump wywiesił białą flagę w wojnie celnej/handlowej z Chinami, ogłaszając, że wycofuje się z większości ceł nałożonych na produkty chińskie importowane do USA. Powodem takiego kroku, jak już pisałem, ma być rzekome ratowanie bożonarodzeniowego sezonu zakupowego zagrożonego wyższymi cłami. Pomijam fakt, że jeszcze tydzień wcześniej Stany Zjednoczone – zapowiadał Donald Trump – nie tylko są stroną zwycięską tej wojny, ale także Chińczycy drogo za nią zapłacą. decyzja wycofania się z ceł powinna zostać powitana z zadowoleniem przez cały świat. Wszelkie globalne wojny handlowe i gospodarcze kończą się z reguły prawdziwymi wojnami światowymi.
Nawet przeciwnicy Trumpa zadęli w fanfary. Wydawało się, że może wreszcie ktoś prezydentowi zdołał wytłumaczyć, że wojna celna jest złem dla wszystkich stron biorących w niej udział.
Niestety, kolejne wydarzenia wskazują na to, że Donaldowi Trumpowi nie chodzi o dobrobyt klasy średniej i pokój na świecie, lecz o powstrzymanie spadających notowań na Wall Street; bessa i recesja w obecnej chwili oznaczają bowiem przegraną w nadchodzących wyborach (2020). I właściwie tylko o to mu chodzi. Aby poprawić swoje szanse spotkał się z prezesami sześciu największych banków wchodzących w skład FED i uzgodnił plan działania, co z prawnego punktu widzenia jest przestępstwem, federalnym, zmową, za którą wszyscy ci panowie powinni pójść do kryminału. Ale jak znam życie, nie pójdą.
Efektem spotkania jest uzgodnienie strategii mającej przynieść Trumpowi zwycięstwo. Jej założenia, że zakończenie wojny celnej z Chinami, oraz dalsze poluzowanie polityki monetarnej, a więc obniżenie stóp procentowych, które ma polegać na zwiększeniu podaży taniego pieniądza, czyli tradycyjnym zadrukowaniu papieru. To ma być pewna recepta na wzrost indeksów giełdowych. Odpryskiem tej strategii są naciski na inne banki centralne: Bank of Japan, Europejski Bank Centralny, NBP i kilkadziesiąt innych. Być może to jest powodem gwałtownego zwrotu w sprawie zniesienia wiz do USA dla Polaków. A wszystko po to, aby Trump nie przegrał.
Pomijając motywy tego postępowania chcę zaznaczyć, że w związku z takim obrotem spraw, pojawia się szansa dla tych, którzy nie zdążyli kupić złota przez rajdem lipcowo -sierpniowym: jeszcze nie wszystko stracone. Wspomniana zmowa i perspektywa wzrostu notowań na Wall Street sprawią, że cena złota najprawdopodobniej ulegnie chwilowej korekcie w dół. Złoto stanieje. Jeśli tak, czy warto je kupować?
Tym bardziej warto. Wznowienie drukowania pieniędzy, obniżka stóp procentowych, co niewątpliwie nastąpi na wrześniowym posiedzeniu FED, a tym samym wzrost inflacji (więcej drukowanego pieniądza) spowoduje tąpniecie dolara i silne wzrosty cen. Powróci niepokój o przyszłość gospodarki i narastającego długu. Świadoma część inwestorów powróci do złota, które poszybuje w górę. Koniec roku to najprawdopodobniej powtórka z tego, co działo się w końcu roku 2018. Ci, którzy wykorzystają obecną korektę zanotują znaczne zyski. Ale to jeszcze nie to, co czeka cierpliwych i rozsądnych w roku 2020, który będzie rokiem recesji, a może nawet początkiem głębokiej globalnej zapaści gospodarczej. W takich warunkach złoto będzie jedyną alternatywą i ratunkiem przed pauperyzacją.
Jan M Fijor
milionerstwo.pl
Koniec drugiego akapitu – powinno być rynku niedźwiedzia.
Dziękuję, już poprawiłem.
„W takich warunkach złoto będzie jedyną alternatywą i ratunkiem przed pauperyzacją” Co Pan myśli w takim wypadku o rządowych obligacjach? Nie będą one kolejna alternatywą przed globalną zapaścią ?
Obligacje to dzisiaj strach. Odradzam gorąco.
Dzień dobry. A jaki procent majątku tj wartości netto poleca Pan trzymać w złocie ? I co Pan myśli o ewentualnej inwestycji w CHF oraz srebro w sztabkach lub złocie?
Wyznaję następujące zasady;
1. Majątek jest zawsze netto.
2. Udział metali szlachetnych w majątku brutto to zwykle do 10 procent łącznie
monety, sztabki, certyfikaty etc.
3. Jeśli chodzi o gotówkę, to doradzam dywersyfikację w 2-3 różnych walutach
CHF, EUR, USD, GBP, PLN.
4. Udział gotówki nie powinien być niższy niż 30 procent.
Ukłony
To razem 40 %- a co Janku do 100 % ?
Akcje, obligacje skarbowe, obligacje korporacyjnej, bony oszczędnościowe, biznes, private
placing, nieruchomości komercyjne i setki innych narzędzi inwestycyjnych.
Pozdrawiam
Razem 40 % – a reszta janku do 100 % ?
Reszta to 60 proc. a co w tej części będzie zależy od potrzeb, wieku, stanu zdrowia, aspiracji, tolerancji ryzyka, dochodów, czasu etc.
https://www.wnp.pl/praca/hiszpania-zanotowala-najwiekszy-wzrost-bezrobocia-od-czasu-kryzysu,352298_1_0_0.html
Janku – czy to juz pierwsze oznaki kryzysu?
Trudno mi to wyjaśnić. Z moich naocznych obserwacji wynika odmienny obraz.
Sklepy są pełne, ludzie inwestują, remontują domy, ceny nieruchomości zaczęły rosnąc,
tego nie było tutaj od 5-6 lat.
Jeśli nastąpił trwały wzrost bezrobocia to znaczy, że być może odbija im się czkawką
kryzys globalny. Poczekamy, zobaczymy.