Kryzys: od czego zacząć? (1)

Jest takie stare powiedzenie giełdowe, żeby uciekać z parkietu, gdy do inwestowania zachęcają fryzjerzy i premierzy. Po ostatnich zachętach do kupowania na giełdzie ze strony prezydentów Trumpa, Macrona, Putina, premierów Morawieckiego czy pani premier May, można być pewnym, że kryzys gospodarczy już blisko.

Szczypta dobrej ekonomii

Czy można się przed skutkami kryzysu gospodarczego zabezpieczyć?

Można, ale trzeba to zrobić na wiele miesięcy, a nawet lat zanim kryzys wybuchnie. Był na to czas w 2016 i 2017 roku. Pisałem o tym, ale oczywiście wszyscy pokazywali mi kółka na czole, uznając za czuba. Taka wspaniała prosperita, a ja majaczę o krachu. Cóż, trudno, czasu nie cofniemy. Teraz pozostaje już tylko łagodzenie skutków, oraz – co jest równie ważne, działania umożliwiające wykorzystanie sytuacji – na kryzysach, jak pewnie słyszeliście, można nieźle zarobić.

Zacznijmy od spraw najważniejszych, czyli od kredytów, od długów.

Wbrew zachętom ze strony różnej maści keynesistów i innych ignorantów, w okresach recesji, załamania czy krachu nie należy konsumpcji zwiększać, lecz ją maksymalnie ograniczać. Analogicznie, trzeba maksymalnie ograniczyć własne zobowiązania, zwłaszcza te najbardziej dotkliwe. Do grupy tych ostatnich należą kredyty na kartach kredytowych, w parabankach, czy firmach oferujących łatwy i szybki (a zwykle z tego powodu drogi) kredyt.

Ostatnie 10 lat to okres tzw. niskich stóp procentowych. Odnosi się to jednak wyłącznie do depozytów, oraz kredytów hipotecznych, budowlanych czy innych długów niekonsumpcyjnych. Polityka niskich stóp procentowych z jednej strony zachęcała do zadłużania się, z drugiej, zniechęcała do oszczędzania. W zdrowej gospodarce, kredyt i inwestycje powstają z oszczędności. Pod nieobecność oszczędności kredytowanie odbywa się przy pomocy kreacji pieniądza przez bank centralny. Popularnie mówi się na to drukowaniem pieniędzy.

W normalnych warunkach pieniądz powstaje w trakcie produkcji. W języku dobrej ekonomii mówi się wtedy, że każdej podaży (produkcji) towarzyszy  popyt (czyli dochód zarobiony na tej produkcji). Drukowaniu pieniędzy produkcja nie towarzyszy. Jeśli zatem nie ma produkcji nie ma i popytu, który ona ze sobą niesie, wówczas pieniądz powstaje z powietrza i jest wart tyle, co to powietrze.

Więcej pieniędzy przy tej samej ilości towarów oznacza spadek siły nabywczej tych pieniędzy, a ten przekłada się na wzrost cen i niszczenie bogactwa.

 

Pierwszy krok

Ponieważ w Polsce oprocentowanie kredytu (czyli koszt pieniądza) jest płynne i podąża za stopą inflacji, czyli za spadkiem siły nabywczej, w miarę nasilania się inflacji kredyt jest coraz kosztowniejszy. W warunkach banku centralnego ustalającego stopy procentowe wedle widzimisię szefa Rady Polityki Pieniężnej (która działa na usługi NBP, czyli rządu, premiera), odsetki płacone przez bank od zdeponowanych pieniędzy (w tym również lokat) są niskie, za niskie, znacznie niższe niż rynkowe koszty kredytu.

Dlatego pierwszym krokiem na drodze do zabezpieczenia się przed skutkami krachu finansowego jest maksymalne pozbycie się długów, najpierw właśnie tych wysokooprocentowanych. Spłacając dług oprocentowany na 10 procent pieniędzmi zdeponowanymi w banku na 1 lub 2 procent, na każdej spłaconej złotówce zarabiamy od 9 do 8 procent.

Spłacony kredyt nie oznacza wprawdzie dodatkowych wpływów (dochodu), jest jednak równoważny z niższymi kosztami ponoszonymi przez kredytobiorcę. Właśnie w tym  tkwi korzyść z nadpłacania pożyczek.

W następnym odcinku o sposobach (prawie) bezbolesnego nadpłacania kredytu.

 

Jan M Fijor

Menger.pl

Tags: długi, inflacja, kredyt hipoteczny., kryzys

Related Posts

Previous Post Next Post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

0 shares