Największe błędy finansowe (2)

Business Insider Polska z 15 stycznia 2020, alarmuje: funtowi brytyjskiemu i całemu Zjednoczonemu Królestwu grozi katastrofa. Jej powodem jest zbyt niska inflacja, która wynosi – utyskuje autor tego gniota – ledwie 1,4 procenta.

I to jest kolejny poważny błąd, jaki w dziedzinie finansów popełniają Polacy uważając, że

  1. Inflacja jest dobra!

Taki pogląd podziela znakomita większość Polaków, w tym gros polityków, a także ekonomistów. Uważają oni bowiem, że inflacja, czyli – ich zdaniem – wzrost cen jest czynnikiem napędzający wzrost gospodarczy. W jaki sposób rosnące ceny mogą napędzać jakiś wzrost? Wyższe ceny – odpowiadają ci pseudo ekonomiści – wymuszają wyższe płace, a wyższe płace, to przecież jest coś dobrego. To tak, jakby uważać za korzystne stratę jednej nogi, bo przecież można było stracić obie kończyny.

Tymczasem inflacja to nie jest wzrost cen, lecz spadek siły nabywczej pieniądza. Wyższe  ceny są skutkiem spadku siły nabywczej. Z powodu nadmiernie wysokiej podaży pieniądza przez bank centralny i banki komercyjne (czyli te zwykłe) pieniądz traci wartość. Wczoraj za 10 złotych można było kupić 15 jajek, a dzisiaj już tylko 10. Wartość pieniądza spadła o 1/3. Jeśli zarabiamy 4500 zł na rękę, wczoraj i dzisiaj, znaczy to, że zbiednieliśmy w międzyczasie o jedną trzecią, czyli ktoś na skradł 1500 zł. Miesięcznie. Kto? Chciwy producent, czy usługodawca? Nie! Sprawcą tej konfiskaty jest rząd, NBP i wszystkie inne banki – bo te instytucje najczęściej wywołują inflację. Mechanizm jest dość skomplikowany, więc go nie będę tutaj opisywać. Zrobię to przy innej okazji. Ciekawskich odsyłam do lektury książki Henry Hazlitta  Inflacja, wróg publiczny nr 1.

 

Bank centralny, który wspiera inflację, a nawet godzi się na nią wie, że naraża obywateli na ewidentną stratę, robi tak jednak w imieniu państwa, które na tej  kradzieży zyskuje nienależne mu dochody. Niewiele jest krajów, w których władze monetarne przeciwdziałają inflacji. Zwłaszcza, że w mniemaniu przeciętnego, nie znającego ekonomii obywatela, inflacja „czasem nie jest zła”. Na przykład, dzięki inflacji rosną ceny nieruchomości. Kupujesz mieszkanie w 2018 roku za 250 tysięcy, a sprzedajesz je w 2020 za 300 tysięcy. Zarobiłeś 50 tysięcy? Niekoniecznie! Ten wzrost ceny może być tylko i wyłącznie skutkiem spadku siły nabywczej pieniądza.

 

Jak się przekonać o tym, czy nasz zarobek na flipie to inflacja, czy prawdziwy zysk? Trzeba wyliczyć ceny nieruchomości w cenach złota, przed i po transakcji, a następnie je ze sobą porównać. Kupiliśmy mieszkanie za 53 uncje złota, a sprzedaliśmy za…50 uncji. Nie tylko nie zarobiliśmy, ale wręcz tracimy. Złoto jest prawdziwym pieniądzem, którego nie da się łatwo podrobić, dlatego zwykle nie traci ono swej siły nabywczej. Złoto chroni nas więc przed inflacją i m.in. z tego powodu jest tak niechętnie widziane przez kręgi bankierów i polityków. Róbmy im na złość i kupujmy złoto.

Jednakże spadek siły nabywczej pieniądza wywołuje po jakimś czasie protesty, których skutkiem są naciski na podwyżkę płac. Kierują nimi przeważnie związki zawodowe chcące w ten sposób uzasadnić swoje istnienie i wysokie pensje swych aktywistów. Rząd w obawie o spadek poparcia ze strony „mas robotniczych” żądania podwyżek popiera. Aprobują je także Bogu ducha winni pracodawcy prywatni, którzy z kolei chcą kontynuować w spokoju swoją pracę. Sytuacja po jakimś czasie się uspokaja, podwyższone płace kompensują słabszy pieniądz. Nie na długo jednak. Bowiem skutkiem wyższych płac w całej gospodarce są podwyżki cen towarów. I znowu są protesty. Kolejne naciski. Tym razem rząd naciska na bank centralny, a konkretnie na Radę Polityki Pieniężnej, aby podniosła stopy procentowe płacone w bankach, aby ludzie zamiast kupować i dalej podnosić ceny, ograniczyli swą konsumpcję i odłożyli  pieniądze w postaci oszczędności.

Kolejnym grzechem/błędem  jest brak zastanowienia przy wyborze banku, czyli

  1. Nie wybieraj swego banku byle jak, rób to rozważnie.

Przeciętny polski klient banku, kupując rękawiczki za 60 zł. poświęca więcej czasu na wybór ich fasonu czy koloru niż decydując, w którym banku otworzyć konto, na którym zdeponuje kilkadziesiąt, czy nawet więcej tysięcy swoich złotych. Mimo iż upadek banku zdarza się w Polsce, czy w Unii Europejskiej  stosunkowo rzadko, wybór placówki źle zarządzanej, albo kierowanej przez nieprofesjonalną załogę może być źródłem stresów, a nawet  i poważnych strat.

Oto garść kryteriów, które takim zdarzeniom przeciwdziałają.

Najlepszym kryterium wyboru są opinie osób, do których mamy sprawdzone zaufanie, a także takich, o których wiemy, że dbają o swoje zasoby. Nie posługujmy się przy wyborze kampaniami reklamowymi, czy osobami promującymi dany bank. Nie zaszkodzi też sprawdzić saldo banku i stosunek jego aktywów do pasywów. Takie informacje są publikowane w raportach kwartalnych spółek akcyjnych, a większość banków to właśnie takie spółki. Dobrym indykatorem pozycji rankingowej banku są jego notowania na giełdzie i ocena ze strony najważniejszych agencji ratingowych (Standard&Poor’s, Moody’s, Fitch). Bank, w którym trzymamy własne pieniądze powinien mieć, co najmniej rating AA, i to co najmniej przez 10 lat, nieprzerwanie.

 

Kiedyś warto było mieć konto w SKOK-ach, czy małych bankach spółdzielczych, jednakże upolitycznienie tych instytucji sprawiło,  że straciły jakąkolwiek wiarygodność. Odradzam wszystkie te banki, o których się dużo pisze. O dobrym, odpowiedzialnym banku pisze się rzadko. Popularność i rozgłos są dobre w show biznesie. Pieniądze lubią ciszę.

Dobieramy bank wedle swoich głównych potrzeb. Jeśli jesteśmy zaangażowani w sektor rolny, niech to będzie bank o profilu, czy specjalności rolnej. Są banki, które znają się na małym biznesie, i są takie, których interesują klienci milionowi. Uniwersalnie, najlepsze banki, to duże, znane banki holenderskie, brytyjskie, arabskie i, rzadziej: prywatne polskie, amerykańskie i niemieckie. Te ostatnie, wyłącznie pod warunkiem spełniania wszystkich innych kryteriów, w tym nienagannej kondycji. Raz wybranego banku trzeba się trzymać, jak szczenię matki. Pamiętajmy też, żeby dbać w nim o własną pozycję dobrego klienta banku. Nawet jednodniowe spóźnienie w spłacie kredytu czy innego zobowiązania potrafi zrujnować naszą reputację. Pilnujmy, aby nasz profil był zawsze aktualny. Unikajmy spięć i konfliktów z personelem. Bankier, choć trudno w to niekiedy uwierzyć, to tylko człowiek. Jeśli nas lubi, i nam wierzy, może dla nas zrobić więcej, oraz lepiej.

Ilekroć poszukujemy kredytu zaczynajmy od banku, w którym posiadamy swoje główne konto oraz/lub tego, w którym jesteśmy najlepiej i najdłużej znani. W takich bankach łatwiej otrzymać też konto bez opłat. Przy dużej ilości operacji warto posiadać konto rezerwowe w innym banku. Na wszelki wypadek trzymajmy też rezerwę gotówkową pod ręką: w domu, lub innym łatwo dla nas dostępnym miejscu.

Bank nie jest naszym spowiednikiem, a jeśli nawet jest, to nie obowiązuje go tajemnica spowiedzi. Informujmy go zatem tylko o tym, o czym musimy. Odpowiadajmy rzeczowo, mówimy prawdę, ale tylko tę o którą nas pytają.

Cdn.

Jan M Fijor

Milionerstwo.pl

Tags: bank, deflacja, Hazlitt, inflacja, kredyt, nieruchomości, pieniądz, ranking, reputacja, siła nabywcza, złoto

Related Posts

Previous Post Next Post

Comments

    • Michał
    • 17 stycznia 2020
    Odpowiedz

    Drogi Panie Janie,

    Uwielbiam czytać Pana wpisy na blogu, ale czasem lubię też nie zgodzić się z wybranymi tezami. Tak właśnie jest dzisiaj.

    Jestem zdania, że lojalność wobec banków zupełnie nie popłaca i klient lojalny traci najwięcej. Najlepszy dla banku jest „nowy klient”. Tylko taki dostaje atrakcyjne warunki na start, czy to jako osoba fizyczna czy jako przedsiębiorca. Potem jest już tylko gorzej. Lokuję oszczędności w kilku bankach i co kilka miesięcy przeprowadzam roszady, bo każdy prosi o „nowe środki” a starych nie pomnaża. Bankier rzadko kiedy pomaga klientowi nawet takiemu który dysponuje większą gotówką. Za to chętnie namawia na korzystanie z produktów, które dają zarobić jego pracodawcy – karty kredytowe, pożyczki, fundusze strukturyzowane (pewny zarobek w postaci opłaty manipulacyjnej a potem martw się petencie). Moi znajomi prowadzą firmę, która generuje kilkanaście milionów przychodu rocznie i bank nigdy nic extra nie zaproponował, nawet filiżanki gorzkiej kawy 🙂 Który? Taki jeden holenderski, reklamowany przez znanego aktora… Z mojej perspektywy jedyny argument za posiadaniem konta w jednym banku to posiadanie historii transakcji w jednym miejscu na wypadek kontroli US jeśli prowadzimy firmę. Poza tym nie znajduję żadnych argumentów za lojalnością.

    Natomiast co do posiadania złota, oczywiście warto je mieć w słusznej ilości, ale czy na pewno warto nabywać je teraz? Teoretycznie „każdy moment zakupu jest dobry” bo to inwestycja długoterminowa, ale dzisiaj uncja złota kosztuje najwięcej od 5-6 lat. Czy nie lepiej pójść do dilera lub mennicy kiedy nadejdzie korekta, a gazety przestaną się nim interesować? Gdybym chciał kupić kilka fizycznych monet za równowartość np. 30 tys. zł, to ma znaczenie czy kupię 5 monet po 6 tys. zł czy 6 monet po 5 tys. zł.

    Proszę o sprostowanie jeśli źle uważam, może mamy po prostu różne doświadczenia z instrumentami finansowymi. Na tym blogu ja jestem tylko Uczniem, a Pan jest Mistrzem 🙂

    Pozdrawiam,
    Michał

    1. Odpowiedz

      Dziękuję za obszerny list. Gdy tylko znajdę wolną chwilę skomentuję pańskie uwagi.
      Do miłego!

    • Grzegorz
    • 18 stycznia 2020
    Odpowiedz

    Dzień dobry!

    Z czystej ciekawości oszacowałem ile metrów kwadratowych mieszkania w Warszawie można było kupić w danym roku ze jedną uncję złota. Ceny mieszkań przyjąłem z raportu NBP, dotyczącego średnich cen transakcyjnych nowych mieszkań w Warszawie. Cenę złota przyjąłem jako średnią z ceny z 1 stycznia i 31 grudnia danego roku. Zdaję sobie sprawę z niedoskonałości tej metody, ale na szybko daje dość ciekawe wyniki:

    2006 – 0,328 m²
    2007 – 0,251 m²
    2008 – 0,277 m²
    2009 – 0,423 m²
    2010 – 0,478 m²
    2011 – 0,671 m²
    2012 – 0,826 m²
    2013 – 0,732 m²
    2014 – 0,542 m²
    2015 – 0,610 m²
    2016 – 0,639 m²
    2017 – 0,651 m²
    2018 – 0,567 m²
    2019 – 0,611 m² (dane za 3 kwartały)

    Pozdrawiam!

    1. Odpowiedz

      Super robota! Praktycznie byłoby przeliczyć to jeszcze na cenę 1 m kw. w złocie.
      Jestem w podróży, nie mam czasu, ale może pan spróbuje zobaczymy jakie są konsekwencje
      lokaty w złoto. Tu jest jeszcze jedna zmienna, mianowicie: cena złota wyrażana jest dolarach,
      a przy przeliczamy powierzchnię mieszkalną w cenach wyrażonych w PLN i to jest dodatkowy wskaźnik
      koniunkturalny zależny od manipulacji pieniądzem i stopami procentowymi. Bardzo dziękuję za tern wkład
      w życie bloga Milion Plus.

        • Grzegorz
        • 18 stycznia 2020
        Odpowiedz

        Zdecydowałem się wyrazić cenę w polskich złotych, ponieważ finalnie dla Polaków jest to najbardziej istotne. Kurs dolara znacząco wpływa na wyliczenia, jednak z reguły w czasie, gdy dolar się osłabia to złoto rośnie i na odwrót.

        Przeliczenie na 1 m kw. to prosta sprawa:

        lata 2000-2005 – brak wiarygodnych danych, ale na podstawie starych artykułów, dotyczących cen mieszkań można oszacować przedział 2,000 – 3,000 oz/m²

        2006 – 0,328 m² – 3,052 oz/m²
        2007 – 0,251 m² – 3,979 oz/m²
        2008 – 0,277 m² – 3,613 oz/m²
        2009 – 0,423 m² – 2,364 oz/m²
        2010 – 0,478 m² – 2,092 oz/m²
        2011 – 0,671 m² – 1,490 oz/m²
        2012 – 0,826 m² – 1,210 oz/m²
        2013 – 0,732 m² – 1,366 oz/m²
        2014 – 0,542 m² – 1,846 oz/m²
        2015 – 0,610 m² – 1,639 oz/m²
        2016 – 0,639 m² – 1,566 oz/m²
        2017 – 0,651 m² – 1,537 oz/m²
        2018 – 0,567 m² – 1,762 oz/m²
        2019 – 0,611 m² – 1,637 oz/m²

        Jak widać w ciągu ostatnich kilkunastu lat ceny mieszkań wyrażone w złocie, bardzo mocno wzrosły w latach 2006-2008, czyli w okresie ostatniej bańki.

        Po jej pęknięciu z hukiem, ceny wyrażone w złocie spadły trzykrotnie.

        Następnie, w roku 2013, rozpoczął się kolejny wzrost cen, który trwa do dzisiaj. Dzisiaj ceny są ok. 35% powyżej dołka, jednak były momenty, w których, kiedy wzrost przekraczał 50%.

        Co ciekawe, w ostatnim roku ceny mieszkań w Warszawie, wyrażone w PLN podrożały o ok. 8%. Pomimo to, cena wyrażona w złocie jest niższa o 8% od ubiegłorocznej.

        Ceny w PLN ciągle rosną i to coraz bardziej.

        Pytanie co dalej? Pęknięcie bańki i spadek cen poniżej 1 oz/m², równomierny wzrost jednych i drugich aktywów i utrzymywanie ceny mieszkań w okolicy 1,5-1,6 oz/m², a może kolejne 10 lat hossy w mieszkaniówce i znaczny wzrost cen wyrażonych w złocie?

        1. Odpowiedz

          To jest niezwykle pouczająca analiza. Zajmę się dogłębnie tymi wyliczeniami
          i ich konsekwencjami za kilka tygodni. Wkrótce czeka mnie podróż i muszę się
          na niej skupić. Nie zapomnę o blogu. Powiedzcie swoim znajomym, że na nich czekamy.
          Chcemy Wam pomagać zrozumieć, kto mówi prawdę, a kto z was robi wała. Ten blog jest bezinteresowny,
          szczery, bez tajemnic i kokieterii i pamiętajcie: dowiecie sie z niego prawdy, bo ja się po prostu na tym znam.

          Jan M Fijor

            • Grzegorz
            • 18 stycznia 2020
            Odpowiedz

            Mam nadzieję, że podróż przebiegnie bez problemów. Pozdrawiam serdecznie!

            1. Odpowiedz

              Dziękuję, ja też mam taką nadzieję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

0 shares