1.Z twierdzenia Miltona Friedmana, że „Inflacja jest zawsze i wszędzie zjawiskiem pieniężnym”, jednoznacznie wynika, iż inflacja występuje tylko i wyłącznie wtedy, gdy tempo wzrostu podaży pieniądza jest wyższe od tempa wzrostu produkcji i realnej podaży towarów na rynek. Przyjmuje się, że głównym czynnikiem inflacjogennym jest niezrównoważony budżet państwa, gdy wydatki budżetowe nie są pokrywane dochodami, a zaciąganymi pożyczkami w postaci emitowanych i sprzedawanych na rynku finansowym papierów dłużnych: krótkoterminowych bonów oraz długoterminowych obligacji. Dodatkowy popyt państwa na pieniądz stanowi konkurencję dla przedsiębiorców o daną podaż oszczędności, z których są finansowane inwestycje produkcyjne, co skutkuje spadkiem inwestycji a w dalszej perspektywie obniżeniem tempa wzrostu produkcji i podaży towarów na rynek. Równolegle dodatkowy wzrost wydatków państwa finansowanych z zaciąganych pożyczek podnosi popyt na towary, co powoduje nierównowagę na rynku towarowym, objawiającą się wzrostem cen.
Błędność w schemacie powyższego rozumowania polega na tym, że gdy zaciągane przez państwo pożyczki są udzielane z oszczędności, czyli z zaoszczędzonych wcześniej zrealizowanych dochodów przez podmioty gospodarcze i gospodarstwa domowe, to nigdy, niezależnie jak wysokie pożyczki zaciągnie państwo na rynku finansowym, nie może wystąpić ogólna inflacja, czyli wzrost ogólnego poziomu cen. Niemożność wystąpienia inflacji wynika z ograniczenia budżetowego, które stanowią zrealizowane przychody/dochody. Dochody powstają w procesach produkcji i są realizowane w postaci przychodów ze sprzedanych wyrobów. Czyli wartość zrealizowanych przychodów jest dokładnie równa wartości wytworzonych wyrobów, dostarczonych na rynek i sprzedania ich jako towary. Oszczędnościom z dochodów odpowiada więc dokładnie ta część towarów, których zakupy finansowane są z zaciągniętych kredytów.
W fazie wzrostu gospodarczego, który jest realizowany w stałym zrównoważonym tempie prawie dokładnie określone są pule i asortymentowe rodzaje wytwarzanych wyrobów dla konsumpcji i na inwestycje. Jednak konsumenci mają całkowicie autonomiczną wolę w preferowaniu zaspokajania swoich potrzeb, gdy mogą je finansować z zaciągniętych kredytów. Dlatego struktura popytu na towary nie musi i rzadko jest dokładnie adekwatna do struktury wytworzonych i dostarczonych na rynek towarów. Szczególnie dotyczy to finansowania wydatków z deficytu budżetowego. Albowiem budżet konkuruje tu przede wszystkim z przedsiębiorcami o oszczędności, z których finansowane są ich inwestycje. Aby pozyskać potrzebną pulę środków pieniężnych na sfinansowanie deficytu budżetowego, skarb państwa może zawsze w tym celu zaoferować odpowiednio wyższą stopę oprocentowania od zaciąganej pożyczki i w ten sposób wyeliminować z realizacji tę część prywatnych inwestycji, z których planowana stopa zwrotu jest niższa od stopy z państwowych papierów dłużnych. Dlatego ci prywatni inwestorzy, którzy przewidują niższe zyski z prognozowanych inwestycji od stopy oprocentowania kredytów, muszą zrezygnować z zaciągania kredytów, które są dla nich nieopłacalne.
Oczywiście, popyt finansowany wydatkami z deficytu budżetowego, chociaż co do wartości jest równy wyeliminowanym z realizacji prywatnym inwestycjom, dotyczy zupełnie innych dóbr. Ta zmiana realnego popytu powoduje zmianę struktury cen i to tym głębszą, im większy deficyt budżetowy zostanie sfinansowany z pożyczek. Bardzo wzrastają wtedy ceny tych towarów, na które skierowany jest dodatkowy popyt finansowany wydatkami z deficytu budżetowego, natomiast głęboko spadają ceny dóbr produkcyjnych przede wszystkim dlatego, że zaciągnięte przez państwo pożyczki zmniejszają środki dla przedsiębiorców, z których finansowane są inwestycje produkcyjne. Tak więc w krótkim przedziale czasowym, gdy skarb państwa emituje nowe papiery dłużne, może to spowodować nawet bardzo głęboką zmianę strukturę cen: ceny dóbr konsumpcyjnych wzrosną, a środków produkcji spadną, jednak ogólna równowaga, czyli przeciętny poziom cen nie zmieni się.
- Gdy z oszczędności finansowane są inwestycje netto, to tworzone są nowe zdolności produkcyjne, które uruchomione i włączone do eksploatacji, dają przyrost produkcji, co powiększa podaż towarów na rynek. W warunkach obiegu pieniądza kruszcowego przeciętny poziom cen nie zmieni się, będzie utrzymywał się na stałym poziomie, jeśli wartość wybijanych i emitowanych na rynek monet kruszcowych będzie adekwatna co do wartości przyrostowi podaży towarów z nowych inwestycji, czyli gdy tempa przyrostów wartości podaży obu strumieni: towarów i kruszcowych monet będą równe. Gdy z odkrytej w 1492 roku Ameryki przez Krzysztofa Kolumba poczęły przez cały XVI wiek płynąć do Hiszpanii i Portugalii obfite strumienie szlachetnych kruszców, które stąd rozchodziły się głównie do Niderlandów, Anglii i Francji, w których stymulowały wzrost produkcji towarów poszukiwanych przede wszystkim przez Hiszpanię, w której, po wypędzeniu Maurów i Żydów pozbyto się przedsiębiorczych i produktywnych społeczności, nie można było w tym kraju uruchomić wytwarzania potrzebnych hiszpańskiemu królestwu produktów i trzeba było je importować z zagranicy płacąc coraz wyższe ceny, bo możliwości wytwórczości i dostaw towarów z ościennych krajów były ograniczone w stosunku do zgłaszanego przez Hiszpanów wzrastającego popytu. A popyt Hiszpanii na zagraniczne towary wzrastał w miarę jak wzrastało wydobycie i przywóz amerykańskich kruszców. a zwłaszcza po odkryciu w 1544 roku bardzo bogatych zasobów srebra w Potosi. Za intensywnym napływem amerykańskich kruszców do Europy nie nadążała ani produkcja mało wydajnego rolnictwa ani też wytwórczość rzemieślnicza, dlatego wzrastały ceny zarówno produktów rolnych jak i wytworów rzemiosła. „Dla przykładu w latach 1475–1620 w Londynie ceny żywności wzrosły – 5,5 razy, artykułów rzemieślniczych – 2,5 razy, płaca murarza zaś – 2 razy.” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Rewolucja_cen)
Gdy w XVII wieku począł zmniejszać się dopływ srebra z Ameryki do Europy, spowodowało to wyhamowanie wzrostu handlu i wytwórczości towarowej. Toteż wiek XVII jest postrzegany jako wiek stagnacji gospodarczej i kryzysu finansowego w Europie.
Na czym polegał i polega problem, gdy tempo wzrostu podaży pieniądza jest niższe od tempa przyrostu podaży towarów? Uważa się, że mechanizm wolnego rynku automatycznie dostosowuje wartość większej podaży towarów do mniejszej wartości w sumie znajdującego się już w obiegu oraz powiększanego o przyrostu wtłaczanego dodatkowo do obiegu pieniądza poprzez odpowiednie obniżenie się cen sprzedawanych towarów. Niestety, teza ta nie jest do końca prawdziwa, albowiem nie uwzględnia zróżnicowania poziomu kosztów, jakie istnieją wewnątrz każdej gałęzi wytwarzającej określony asortyment produktów. Występują dwie przyczyny zróżnicowania kosztów jednostkowych produkcji. Pierwsza, to postępujący stopień fizycznego zużycia środków trwałych, jaki dokonuje się z upływem czasu ich eksploatacji. Tego rodzaju zjawiska doświadcza każdy konsument trwałych dóbr, jakie użytkuje. Gdy zakupi np. nowy samochód, to przez pewien okres będzie mógł eksploatować go bezawaryjnie. Jednak po upływie określonego czasu poszczególne części i zespoły zaczną się zużywać i trzeba je wymieniać na nowe. Im starszy pojazd, tym wymaga częstszych i kosztowniejszych remontów, czyli koszt każdego przejechanego kilometra wzrasta z wiekiem eksploatowanego pojazdu. Druga przyczyna, to postęp techniczno-organizacyjny, jaki dokonuje się w procesach produkcji poszczególnych gałęzi. Efektem wynalazczości wdrażanej do produkcji jest systematyczne obniżanie się realnego kosztu wytwarzanych i dostarczanych na rynek towarów. Materialnym nośnikiem postępu technicznego są przede wszystkim najnowocześniejsze rozwiązania uprzedmiotowione w wytworzonych środkach trwałych. Dlatego przedsiębiorstwo, które eksploatuje nowocześniejsze środki trwałe, ma niższe koszty produkcji, od przedsiębiorstwa, które eksploatuje starsze środki trwałe. Gdyby zestawić jednostkowe koszty produkcji w stosunku do wieku eksploatowanych środków trwałych od najstarszych do najmłodszych, to otrzymalibyśmy rozkład tych kosztów według krzywej opadającej w dół. Przy czym najwyższe krańcowe koszty jednostkowe, jakie mają przedsiębiorstwa eksploatujące najstarsze maszyny i urządzenia, okazałyby się równe cenie sprzedawanych towarów. Jeżeli tak, to w warunkach niedostosowania strumieni popytu do podaży, gdy wartość popytu jest niższa od wartości podaży liczonej według danych stałych cen, mechanizm wolnego rynku doprowadza do równowagi nie w tak uproszczony sposób, jak to powszechnie się uważa, czyli że dostosowawczy spadek cen sprzedawanych towarów, gdy zaistnieje ich wartościowa nadpodaż w stosunku niższego popytu spowodowanego obniżonym przyrostem podaży pieniądza, obniży tylko zyski przedsiębiorcom. Mechanizm dostosowawczy wartościowej podaży do popytu jest bardziej skomplikowany, albowiem poprzez zmianę cen oddziałuje na spadek produkcji i podaży towarów na rynek. I to w sposób bardzo radykalny, bo poprzez bankructwa tych wszystkich przedsiębiorców, którzy produkują w obszarze wysokich kosztów krańcowych. Im wystąpi większa ujemna rozbieżność pomiędzy strumieniami wzrostu podaży i popytu, tym bankrutuje więcej przedsiębiorstw, u których po spadku cen koszty produkcji przekraczają przychody ze sprzedaży. Co gorsze, proces ten działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego i ma charakter kumulatywny. Jego działanie ustaje dopiero wtedy, gdy przeciętne ceny spadną do takiego poziomu, że znikną akumulowane zyski, czyli gdy gospodarka wzrostowa zwinie się do reprodukcji prostej i pogrąży się w stagnacji.
3.Gdy obniżek cen poszczególnych asortymentów towarów dokonuje pojedynczy kupiec, nie ma to żadnego wpływu na stan dynamicznej równowagi branży, bo przeciętny poziom cen nie ulega zmianie. Gdy natomiast skurczy się popyt na towary danej branży, wtedy nie jeden a wszyscy kupcy handlujący towarami tej branży, aby pozbyć się posiadanych zapasów, muszą sprzedawać je po odpowiednio niższych cenach. A cała branża musi przejść do niższej równowagi dynamicznej, czyli obniżyć tempo wzrostu produkcji oraz sprzedawać wytwarzane towary po niższych cenach, dających mniejsze akumulowane zyski.
Już w starożytnej Grecji a później w średniowiecznej Europie doświadczenie przekonywało kupców, że w warunkach nadpodaży obniżanie cen sprzedawanych towarów pozbawia nie tylko zysków, ale też często prowadzi do bankructwa. Więc intuicja podpowiadała, że bezpieczniej i korzystniej jest sprzedawać towary na kredyt, aniżeli upłynniać je po obniżonych cenach. Ponieważ kredytowa sprzedaż była dokumentowana pisemnym zobowiązaniem kredytobiorcy do zapłaty za sprzedane towary na kredyt w określonym terminie, dokument taki z czasem został przekształcony w weksel trasowany i na zasadzie jego indosowania począł krążyć jako parapieniądz do terminu jego wykupy, czyli spłaty kredytu przez dłużnika.
W dalszym rozwoju systemu monetarnego z obiegu weksli wyewoluował pieniądz nietowarowy w postaci papierowych banknotów oraz bankowego pieniądza depozytowego, którego wartość ma formę zapisów na rachunkach deponentów w banku. Skutkiem tej ewolucji było też zastąpienie formy kredytu towarowego, jakiego wcześniej udzielał kupującemu towar bezpośrednio jego sprzedawca, kredytem pieniężnym udzielanym kupującemu przez bank. W rezultacie pieniądz nietowarowy z biegiem czasu wyparł całkowicie z obiegu pieniądz towarowy, jakim były krążące wcześniej w obiegu monety srebrne i złote. W ten sposób dynamika rozwoju gospodarczego została uwolniona od ograniczeń uzależniających ją od tempa wzrostu podaży kruszców szlachetnych na cele monetarne.
4.Obecnie jednak w dalszym ciągu nieprzezwyciężonym problemem przez naukę ekonomii są systematyczne zaburzenia związane ze wzrostem gospodarczym, przejawiające się kryzysami powodującymi coraz głębsze okresowe spadki produkcji, dochodu i zatrudnienia. Przyczyna ma charakter systemowy. Wynika ze sposobu kreacji nietowarowego pieniądza, który uniemożliwia dostosowywanie i koordynowanie strumieni wzrostu produkcji i podaży towarów na rynek oraz równoległej emisji kreowanego i wtłaczanego do obiegu pieniądza.
Chociaż pieniądz nietowarowy emitowany jest przez banki komercyjne na bazie udzielanych kredytów, dla których nie mają one pokrycia w zdeponowanych oszczędnościach z wcześniej zrealizowanych dochodów, de facto kreatorami nowego pieniądza są kredytobiorcy zarówno ci spośród konsumentów, którzy finansują z tych kredytów wydatki konsumpcyjne w tej części, dla której nie posiadają pokrycia w otrzymywanych dochodach, jak i ci spośród przedsiębiorców, którzy finansują z kredytów inwestycje produkcyjne. Konsumentów do zaciągania kredytów konsumpcyjnych zachęca przede wszystkim niski koszt ich oprocentowania: im niższa stopa procentowa tym więcej chętnych do powiększania bieżącej konsumpcji z kredytów obciążających przyszłe dochody. Przedsiębiorcy natomiast zaciągają kredyty produkcyjne dopiero wtedy, gdy mogą realizować satysfakcjonujące ich odpowiednio wysokie zyski oraz gdy występują tendencje dalszego wzrostu zysków. Chodzi o zyski netto, czyli po odliczeniu od zysków brutto kosztów, jakie stanowi płacone oprocentowanie od zaciągniętych kredytów. Ponieważ kredytobiorcy są liczni, a ich decyzje finansowe są woluntarystyczne, więc prywatna bankowość, która działa w znacznym rozproszeniu, nie jest w stanie oddziaływać na konieczne harmonizowanie decyzji i poczynań wszystkich podmiotów, aby zapewnić zrównoważony wzrost gospodarczy. „Forma pożyczki nie ma znaczenia, ponieważ firmy, chcąc finansować inwestycje długoterminowe, mogą w tym celu wykorzystać pożyczki pośrednio, a nie bezpośrednio. Na przykład zamiast sfinansować zakup krótkoterminowych zapasów z własnych funduszy, firma może zaciągnąć pożyczkę w banku. Uwolnione w ten sposób fundusze może z kolei wykorzystać do sfinansowania inwestycji długoterminowych. Banki nie są w stanie zapobiec pośredniemu wykorzystaniu pożyczanych przez nie funduszy. Wszystkie kredyty na rynku są powiązane i w żaden sposób nie da się oddzielić jednych form od innych [W przypisie 27: W latach dwudziestych, kiedy banki pod wpływem doktryn jakości kredytu próbowały odciąć dopływ kredytu na giełdę papierów wartościowych, giełda zaciągała pożyczki w instytucjach niebankowych, które rozrosły się za sprawą trwającej latami inflacji kredytu bankowego].” (Murray N. Rothbard: „Wielki Kryzys w Ameryce. Wyd. Instytut Ludwiga von Misesa, Warszawa 2010, str. 61 – 62. Podkreślenie – LO).
Autor wyżej cytowanego fragmentu tekstu w innym miejscu swej książki stwierdza: „Jakościowy aspekt kredytu jest istotny o tyle, że mechanizm cyklu gospodarczego może zostać uruchomiony jedynie przez pożyczki bankowe oferowane przedsiębiorcom, a nie rządowi lub konsumentom” (Tamże, w przypisie 1 na str. 140. Podkreślenie – LO). Z powyższego twierdzenia jednoznacznie wynika, że ponieważ banki komercyjne kreują nowy pieniądz poprzez udzielania kredytów ex nihilo, więc to one udzielając przedsiębiorcom pożyczek na cele produkcyjne powodują inflację oraz powstawanie i nadmuchiwanie baniek spekulacyjnych! Należy się więc dziwić, że autor takiej krytycznej „enuncjacji” o destruktywnej roli kreowania nowego pieniądza przez prywatną bankowość nie pogłębił swej analizy i nie postulował pozbawienia banków komercyjnych prawa do kreowania nowego pieniądza na bazie udzielanych kredytów ex nihilo.
Jest jeszcze inny mocny argument, przemawiający przeciw dalszemu pozostawianiu prawa kreacji nowego pieniądza w gestii prywatnej bankowości. Mianowicie, kiedy gospodarka pogrążona jest w stagnacji kryzysowej, wtedy przedsiębiorcy nie są w ogóle zainteresowani zaciąganiem kredytów na cele produkcyjne, albowiem to jedynie „zyski są czynnikiem motywującym przedsiębiorców do aktywności” (Tamże, str. 173. Podkreślenie – LO). Wtedy w celu wyrwania gospodarki ze stagnacji konieczny wzrost popytu jest aktywizowany deficytowymi wydatkami finansowanymi z emisji państwowych papierów dłużnych, które kupują przede wszystkim banki komercyjne i upłynniają nie tylko znajdujące się w bankach rezerwy pieniężne, ale kreują też nowy pieniądz, bo tylko w ten sposób można przejść do nowego cyklu wzrostu, czyli tworzyć i nadmuchiwać kolejną bańkę spekulacyjną!
Prywatna bankowość kreując nowy pieniądz i wtłaczając go udzielanymi kredytami do obiegu, działa jak piroman, który benzyną podsyca wywołany przez siebie pożar. Z kolei bank centralny, podnosząc stopę procentową dla „schłodzenia rozgrzanej koniunktury”, działa jak straż pożarna! Może taka zabawa gospodarką dla finansistów jest nie tylko dochodowa, ale i bardzo interesująca i pożądana, albowiem w ten sposób mogą „dowodzić swojej przydatności zapewniającej wysoki prestiż zawodowy”, jednak robią to kosztem szerokiego ogółu ludzi, którzy swoją pracą tworzą dobra, które „banksterzy” bezpodstawnie przywłaszczają sobie oraz w sposób przestępczy marnotrawią! Należy więc postawić zasadnicze pytanie: jak długo jeszcze będzie tolerowana taka jak dotąd zabawa gospodarką przez finansistów, którzy z braku wyobraźni nie potrafią czy też nie chcą dla ochrony swoich niezasłużonych a lukratywnych zysków zreformować nieprawidłowego funkcjonowania najważniejszej instytucji w gospodarce, jaką jest pieniądz i jego kreacja?!
Leon Otlikowski