Piszę ten list z intencją najlepszych życzeń na przyszły rok i podziękowania za wszystkie audycje w Kontestacji.
List ten kieruję przede wszystkim do Pana Janka Fijora ( proszę pozdrowić Kamila ) i Marcina Hugo Kosińskiego. Te Wasze audycje cenię najbardziej ( pozostałe są też z reguły ok ). Bardzo się cieszę, że są ludzie myślący podobnie jak ja.
Kilka słów o sobie powie pewnie dlaczego cenię Kontestację. Mieszkam w niewielkiej gminie w województwie świętokrzyskim. Mam 24 lata. Jestem osobą niepełnosprawną ( problemy z poruszaniem się ). Nie mam w tej chwili rodziny ( rodzice nie żyją ).
Proszę od razu nie myśleć, że jeśli jestem niepełnosprawny to korzystam z opieki socjalnej albo z tzw. grupy niepełnosprawności. Nigdy się o nic takiego nie starałem.
W sezonie letnim ( kiedy mój narząd ruchu jest sprawniejszy ) zarabiałem do tej pory przy zbiorach owoców ( ręce mam ) lub przy drobnych pracach remontowych i montażowych. Z naszej okolicy wyjechała połowa ludności, głównie ludzie młodzi – zostały głównie Panie 70 plus i nie ma ludzi nawet do takich prostych prac jak montaż kranu albo tapetowanie – więc ja na tym korzystam. Wynajmuję zresztą u takiej Pani 70 plus pokoik 10 m.kw. za który płacę 200 zł/mc. Reszta tj. ok. 500 zł zostawała mi na życie, z czego 200 zł szło na jedzenie, drugie 200 zł na inne wydatki ( np. tani internet ) a 100 zł starałem się jak na razie odkładać.
Jak tak patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość to widzę dokoła straszną biedę. Nie chodzi mi o biedę materialną ale o biedę w myśleniu. Obecnie nasz socjalistyczny rząd przeznacza ogromne środki ( zabierane innym ) dla wyciągających po nie ręce. 500 plus, 1000 plus, 1500 plus – plus inne zasiłki dają różnym rodzinom duże środki ,ale proszę mi wierzyć, że jak było dziadostwo w ich mieszkaniach tak jest jeszcze więc ( więcej kupionych śmieci ). Mój pokoik jest zawsze posprzątany i pachnący a ludzie, którzy mają po kilka tys. zł z opieki żyją niemal w chlewikach, gdzie leży pełno brudnych ubrań, śmieci na stole, butelek, itd.
Stale też im mało. Działam czynnie w lokalnym Caritasie i przekonałem wreszcie, że musimy inaczej i innym ludziom pomagać a nie jak do tej pory tylko tym z list opieki socjalnej. Byłem np. z pomocą ( paczką ) u takiej rodziny, która strasznie roszczeniowo była nastawiona, bo np. otrzymali mokre drzewo na opał. Jak ja zbierałem w lecie wyrzucane palety czy deski na zimę to nikt z tej rodziny nie chciał ze mną taskać tych materiałów opałowych.
Ja na tym korzystam – biedy w Polsce nie ma. Przez kilka tygodni wypisywałem np. ogłoszenia długopisem, że przyjmę za darmo używany komputer i udało się ( wprawdzie musiałem odpalić 100 zł ).
Jak pisałem nie starałem się nigdy o coś takiego jak orzeczenie niepełnosprawności. Zawsze, przy okazji, urzędnicy mnie namawiają do wyrobienia sobie grupy, ale ja im tłumaczę, że jeśli ktoś ma mnie zatrudniać jedynie dlatego, że za mną idą pieniądze to taka praca jest nic nie warta i społecznie nieprzydatna. Nie będę rozpisywał się już o patologiach, gdzie zdrowi ludzie z grupami „pracują”, np. w ochronie chroniąc pełnosprawnych.
Nie starałem się nigdy o pomoc socjalną, bo nie mam czasu. Albo pracuję albo studiuję. Pomoc socjalna jest dla tych, którzy non stop mają czas na chodzenie i żebranie w urzędach. Mnie to nie interesuje. Pomoc socjalna działa tak, że możesz np. nie mieć nic do jedzenia ale jak nie będziesz non stop tak wnioskował to nic nie dostaniesz.
Dlatego jedyną „pomoc” jaką mi zaproponowały władze gminy, w osobie Pana Wójta to groźby, że zgłosi mnie do skarbówki za prace na czarno, bo ośmieliłem się swego czasu wczołgać na kulach ( czasami muszę używać ) na jego duże spotkanie wyborcze i powiedziałem co myślę o zadłużaniu gminy, ciągłym podwyższaniu opłat i podatków lokalnych, rozdawnictwie socjalnym. Władza lubi jedynie uzależnionych od niej a ja chcę żyć wolny.
Jak napisałem wyżej „Albo pracuję albo studiuję.” Przy czym nie studiuję na żadnej uczelni, bo nie stać mnie na to nigdy było a co ważne trudno większość szkół wyższych kojarzyć ze studiowaniem. Są to miejsca wkuwania, po których większość zapomina o czym tam było na egzaminie. Zawsze interesowały mnie takie dziedziny wiedzy jak historia, geografia, prawo, matematyka. Zebrałem nawet niezłą biblioteczkę ( nie uwierzycie co ludzie wyrzucają lub chcą wyrzucić na śmietnik ). I to wszystko studiuję. Udało mi się kilka m-cy temu zakupić po okazyjnej cenie materiały do nauki rachunkowości. Co ważne, na umowę zlecenia, za 200 zł netto, od grudnia 2016 r. dzięki temu „studiowaniu” prowadzę księgowość malutkiej spółce mojego znajomego. Myślę, że dzięki temu w przyszłym roku wezmę stopniowo więcej takich firm, albo namówię do formy działalności kilka jednoosobowych działalności na spółki i zacznę powoli budować nowe źródło dochodów. Mam na to czas i to jest mój kapitał.
Opisałem nieco siebie ale tylko po to aby jeszcze raz podziękować za audycje w Kontestacji, szczególnie Wasze. Dla mnie to ważne, że są ludzie, którzy myślą podobnie jak ja, o co w tzw. Polsce B jest niezwykle trudno. Dzięki Wam mam poczucie, że to jak robię i co robię nie jest jakąś aberracją. Pozdrawiam serdecznie raz jeszcze i życzę wszystkiego najlepszego.
Mikołaj A.
PS. Jak uzbieram w lecie coś więcej pieniędzy zrobię przelew na radio.
Dziękuję za mądry list. Wzruszyłeś mnie nim, Mikołaju. I wstrząsnąłeś. Nie chciałbym spłycić twojej myśli, więc daj mi dzień, dwa na przemyślenie. pozdrawiam
Prawdziwi biedni
Biednymi zajmują się w Polsce tysiące oddziałów pomocy społecznej, kilka ministerstw, prezydent RP, liczne agencje państwowe, instytuty pracy płacy i ss, tysiące organizacji dobroczynnych (NGO), w tym wiele finansowanych z budżetu państwa, oraz Kościół. Kilkaset tysięcy ludzi, a może to już nawet w miliony idzie, zajmuje się pomaganiem biednym. Zabierają nam rocznie na ten cel od 50-80 miliardów złotych, dużo więcej niż kosztuje edukacja, wojsko, i wydatki na infrastrukturę Polaków. A mimo to biedy nie ubywa.
Ilu naprawdę biednych ludzi mieszka w Polsce? Ze statystyk wynika, że na granicy poziomu ubóstwa żyje ok. 18 procent Polaków. Ale czy to jest prawda? Bieda biedzie nie równa. Dla jednego biedą jest brak samochodu i konieczność jeżdżenia do pracy autobusem, inny marzy o tym, żeby mieć rower, a jeszcze inny, wodę w domu. Istnieje wprawdzie tzw. minimum socjalne, poziom życia, poniżej którego mówimy o nędzy, ale nawet w takim przypadku trudno określić, kto jest naprawdę biedny.
Minimum socjalne wynosi dzisiaj mniej więcej 500 zł, ale znam kilku ludzi, którzy mając dochód na takim poziomie czuliby się ludźmi zamożnymi, a także takich, którzy uważają się za nędzarzy mając 1500 zł miesięcznie czy nawet więcej. Ochroniarz z sąsiedztwa, zdrowy, dobrze odżywiony kawaler lat 34, nie chce pracować za 1700 zł miesięcznie, bo mu się to wydaje mało i woli wystawać po urzędach i instytucjach charytatywnych, żebrząc o pomoc, którą szacuje na ok. 1400 zł miesięcznie. Narzeka przy tym, że w XXI wieku musi głodować.
Mimo iż bieda jest wciąż zjawiskiem niezdefiniowanym, mało kogo interesuje nawet, jakie są jej prawdziwe przyczyny. Przekonuje się nas w szkole, pracy czy kościele, że bieda to zrządzenie losu, za które pracujący Nowak czy Kowalski musi płacić. Zamiast za pieniądze przeznaczone na walkę z biedą tworzyć miejsca pracy dla potrzebujących, zabiera się tym, którzy pracują, wpędzając ich w poczucie winy za cudzą biedę.
To się właśnie nazywa państwem opiekuńczym i jest modelowym rozwiązaniem od ponad 50 lat.
I chociaż walka państwa z biedą trwa już wiele dziesiątków lat, bieda jak była, tak jest. I wcale jej nie ubywa. Dlaczego? Bo w państwie opiekuńczych biednym warto być. Taki biedny ani się nie namęczy nauką w szkole, ani wiele nie napracuje w zakładzie czy innej agencji pomocy społecznej, nie martwi się, co do garnka włoży, za co odzieje i gdzie zamieszka. Rano obskoczy pomoc społeczną, w południe pójdzie na obiad do kościoła, po południu wystoi w kolejce w gminie, gdzie mu dadzą węgiel, drewno na opał, czy naprawią cieknący od lat dach.
Jeśli się biedny nie opije, albo gdzieś nie zasiedzi, to jeszcze wieczorem zdąży przelecieć babę, zrobić jej kolejne dzieciątko, za które dostanie 500+500+500+ i tak co miesiąc, zanim reszta rodaków nie pójdzie po rozum do głowy i nie zacznie biedować. Ale głupich, co to mają ambicje, uczą się, doszkalają, ryzykują, inwestują, konkurują, nie grają w karty, dbają o dom, oszczędzają, płacą skrupulatnie podatki, modlą się za biednych, a przede wszystkim walkę z biedą fundują, nie brakuje. Czy trudno się dziwić biednym, że chcą być biednymi?
Dopóki bycie biednym będzie opłacalne, dopóty biedy nie będzie ubywało. Bieda to w dużym stopniu stan umysłu i wybór człowieka. W społeczeństwie, w którym nagradza się naukę, dobrą pracę, kwalifikacje, uczciwość, rzetelność, troskę o innych, czy zwykły szacunek dla człowieka, biednymi są prawie wyłącznie ludzie, którzy są zaprzeczeniem tych cnót.
Z niewielkim wyjątkiem.
Mam na myśli grupę ludzi żyjących w nędzy, którzy chociaż by nie wiem jak się starali, nie są w stanie wyrwać się z okowów ubóstwa. Oni biednymi są naprawdę. Mają problemy ze zdrowiem, spotkało ich niepowetowane nieszczęście, skrzywdził ich los niezależnie od tego, jak bardzo się starają. Są samotni, nie mają rodziców, rodziny, braci, sióstr czy przyjaciół, którzy by im pomogli. Co gorsza, jest im wstyd iść i prosić o wsparcie, bo czują (tak, ci ludzie mają współczucie) że i innym życie nie jest lekko. Że też mają swoje problemy.
To są prawdziwi biedni, ale oni z pomocy społecznej i całej masy innych konfitur nie korzystają. Oni się swojej niechcianej biedy wstydzą. Starają się wielkim trudem przezwyciężyć swój los i samemu zaspokajać swoje potrzeby. Nierzadko jeszcze pomagają innym. Takim ludziom należałoby pomóc, ale ci, których na pomoc stać, nie szukają ich, bo zostali znieczuleni przez ministerstwa, agencje, pomoce społeczne i inne instytucje państwa opiekuńczego, które statutowo, pod przymusem zabierają pieniądze obywatelom, rozdając je zawodowym biednym.
Pani premier Szydło w swoim expose nie owija w bawełnę: rząd dał na dzieci tyle, na emerytów tyle, pomaga młodzieży, ratuje zabytki, buduje, funduje, płaci. Słowem się nie zająknęła, że rząd wziął te pieniądze od nas. Zabrał nam je siłą. Przeciętny Kowalski, zabiegany, zapracowany żeby zarobić na pieniądze dla rządu nie ma czasu na głębszą refleksję. Skoro rząd tylu biednym pomaga, to znaczy, ja już pomagać nie muszę. Tymczasem rząd – tak naprawdę – pomaga sobie. Za pieniądze przeznaczone na opiekę nad biednymi, daje się pracę politykom/urzędnikom, buduje pałace rządowe, stawia sute kolacje (ośmiorniczki, jagnięcina, wina z chateau), kosztowne konferencje na całym świecie, wręcza bukiety z egzotycznych kwiatów, okolicznościowe kosze, medale, nagrody pieniężne etc. To, co zostaje – resztki z pańskiego stołu – idzie na biednych, ale rząd dobrze wie, że krzywdy nie mają. Bo to nie są prawdziwi biedni. I to nie jest żadna pomoc. To łapówka za to, że ci „biedacy” z wdzięczności za hojność na rząd zagłosują.
Prawdziwi biedni są dumni i nigdy o sobie nie mówią: biedni. Są jak Mikołaj, autor listu, chłopak poruszający się o kulach, który nie ma czasu na korzystanie z pomocy społecznej, bo musi w tym czasie pracować na swoje utrzymanie. Czy on, choć słowem, skarży się na swój los? Jest sam, nie ma rodziny, nie ma wsparcia znikąd, jest mu ciężko ze względu na ułomność, jaka go dotknęła, a mimo to nie wyciąga ręki po kasę publiczną. Pracuje i to wbrew swej niesprawności, która uniemożliwia mu normalne życie. Jakby mu było mało, to chce z tego swojego skromnego dochodu (na granicy ustawowego minimum egzystencji) pomóc innym, radiu kontestacja, żeby szerzyło przesłanie o wielkości człowieka i jego wolności. Żeby służyć innym.
Pomoc nie polega na wyręczaniu. Pomoc to podanie drugiemu ręki. Nie możesz sobie poradzić z ciężkim przedmiotem, czy pokonaniem przeszkody – podbiegam i ci pomagam. Komuś, kto nie robi nic, kto się nie stara, nie ryzykuje, nie próbuje pomóc nie się nie da, wręcz nie wolno! Tymczasem właśnie na takich cwaniaków idą miliardy zabierane często ludziom, który potrzebują naprawdę, choć o tę pomoc ręki nie wyciągają.
Wbrew retoryce polityków, duchownych i sekundujących im mediów, takich naprawdę potrzebujących nie jest wielu. W skali takiego kraju, jak nasz, to garstka. Może 200 -300 tysięcy osób. Dla nich ta miliardowa „pomoc państwa” nie jest potrzebna. Jeśli nie będziemy musieli na nią łożyć, wystarczy nam, byśmy naprawdę ubogim mogli pomóc sami. Jeśli wskutek źle pojętej solidarności i pazerności państwa 1 Polak utrzymuje dziś co najmniej 2 innych Polaków, a mimo to polskiej klasie średniej i wyższej przybywa, to wyobraźmy sobie, jak szybko by nam majątki rosły, gdyby państwo przestało karmić pseudobiedaków i marnotrawić wysiłek obywateli.
Dopóki istniejącego modelu nie zakwestionujemy, biedy będzie przybywać, co gorsza, tej prawdziwej. Dlatego, dziękuję Mikołajowi za list, który nam to wszystko uświadomił.
Wesołych Świąt przyjacielu!
jmf
Szanuję tego Pana, świetnie, że sobie radzi – znam zbyt wiele osób, które nie mają ograniczeń(fizycznych) a „siedzą na zasiłku”. Doceniam jego hart ducha. Cieszę się, że są tacy ludzie i , że jako słuchacz Kontestacji mogę inspirować się ich działalnością…
… ale mam mieszane uczucia. Zastanawiam się bowiem nad kilkoma sprawami:
– Czy uzyskanie świadczeń/zapomogi/dotacji/etc. w sytuacji gdy najprawdopodobniej rodzice tego Pana opłacali składki na ten cel przeznaczone, byłoby rzeczywiście naganne? I czy zajęłoby tyle czasu, że nie pozwoliłoby już naprawiać tych cieknących kranów?
– Co z przyszłością? Czy planuje mieć żonę, dzieci? Co zrobi gdy dodatkowo zachoruje – nie będzie w stanie naprawiać kranów, opłacić leczenia ani nawet tego pokoju za 200 zł.
– Dorosły mężczyzna, który żywi się za 200 zł miesięcznie? Podziw budzi, że nie kradnie i jeszcze jest w stanie coś zaoszczędzić, ale 6,5 zł na jedzenie dziennie to nędza. Chwalebne jest to, że się nie poddał, że próbuje się z tej nędzy wydostać, ale środki jakie przedsięwziął wydają się nie być wystarczające.
– Dlaczego wybiera prace fizyczne przy niepełnosprawności ruchowej? Moim zdaniem powinien zastanowić się nad wykonywaniem prac zdalnych np. tłumaczeń, korekt tekstów etc. Rachunkowość też może być, ale tu będą duże schody – prowadzę działalność, nie powierzyłbym komuś takiemu prowadzenia księgowości, tłumaczenie jak najbardziej.
Nie chciałbym żeby mój komentarz został odczytany jako „hejt” i negowanie niewątpliwych osiągnięć tego Pana, niemniej moim zdaniem jeszcze długa droga przed nim. Serdecznie mu życzę żeby to była droga na szczyt 🙂