W procesie alokacji czasu, ludzkiego wysiłku, a także dóbr i usług ceny odgrywają wiele ról. Recykling, przykładowo, pociąga za sobą tyle czasu i wysiłku, że ich koszt może nawet przewyższać wartość produktów uzyskanych dzięki recyklingowi. Jeśli cząstkowa wartość produktów uzyskanych wskutek recyklingu przewyższa koszt alternatywnego wykorzystania czasu i wysiłku poświęcanego recyklingowi, wówczas recykling ten odbywać się będzie spontanicznie, jako wynik zwykłych operacji rynkowych – bez przymusu czy ustaw recykling nakazujących. Istnieje cała masa dóbr odzyskiwanych dzięki recyklingowi, których wartość cząstkowa jest wyższa niż włożone w ich odzyskanie nakłady i dlatego, w ich przypadku, nie potrzebny jest żaden przymus rządowy. Istnieje jednak równie wiele produktów, których odzyskanie jest nieopłacalne, dlatego wyrzuca się je do śmieci. Recykling nie jest zjawiskiem kategorycznie uzasadnionym lub nieuzasadnionym, lecz w sposób cząstkowy jest on opłacalny bądź nieopłacalny.
W pewnych krajach Trzeciego Świata, a także wśród chronicznie bezrobotnych czy bezdomnych mieszkańców krajów rozwiniętych, takich jak choćby Stany Zjednoczone, zbieranie zużytych puszek aluminiowych czy butelek w celu sprzedaży ich w punktach skupu może być całkiem uzasadnione i niektórzy ludzie robią to dobrowolnie, bez przymusu czy jakichkolwiek napomnień. W połowie XX wieku, w krajach zachodniej Afryki, wybitny ekonomista brytyjski dostrzegł „masowy handel zużytymi pojemnikami i puszkami cynowymi po nafcie, papierosach, zupach, mące, soli, a także po piwie.” I chociaż wielu obserwatorów z Europy uważało taki handel za marnotrawstwo czasu i wysiłku, prof. Bauer wyjaśnił dlaczego nie miał on z marnotrawstwem nic wspólnego:
Niektóre typy pojemników przerabiane są tu na urządzenia domowe czy inne produkty. Puszki po zupie i papierosach stają się małymi lampkami oliwnymi, a z toreb po soli robi się koszule lub tuniki. Zwykle jednak pojemniki te i puszki wykorzystywane są do przechowywania i przenoszenia towarów. Ci, którzy znajdują, kupują czy sprzedają te używane pojemniki są właścicielami kapitału. Robią wszystko, by zapobiec niszczeniu pojemników, zwykle też poprawiają ich kondycję, sprzedając je później tam, gdzie mogą być one wykorzystane najkorzystniej, najwydajniej i najdłużej. Działalność i praca handlarzy puszkami i pojemnikami jest pracą zastępującą kapitał.
Tym afrykańskim recyklingiem zajmowały się przede wszystkim kobiety i dzieci. To marginalne zajęcie było dla nich okazją do zarobienia niewielkich pieniędzy, o ile profity uzyskane ze sprzedaży pojemników i puszek przewyższały to, co mogliby zarobić robiąc w tym czasie coś innego. Działalność ta przynosiła korzyści także całemu społeczeństwu: „Trudno o bardziej ekonomiczne działanie, jak zastępowanie dóbr rzadkich, występujących w niedoborze, dobrami których mamy nadmiar.” Dobrem występującym w nadmiarze był w tym przypadku czas, który nie miał innego wykorzystania.
Niezależni obserwatorzy mogą dojść do wniosku, że zarówno w przypadku krytykowanego recyklingu afrykańskiego w latach 1950., jak i przymusowego recyklingu pod koniec XX wieku w Ameryce, wiedzą lepiej na czym polega istota rzeczy. W pewnych przypadkach bowiem każdemu opłaca się robić recykling, w innych recykling bywa nieopłacalny dla nikogo. Istotna jest tu wartość przedmiotów poddawanych recyklingowi, a także alternatywna wartość zasobów, w tym także wartość czasu ludzi zajmujących się recyklingiem, gdyby zostały przeznaczone do innej działalności.
Nawet w tak zamożnym kraju, jakim są Stany Zjednoczone, przez długi czas prowadzono regenerację aparatów fotograficznych, a sklepy sieci KEH w Atlancie czy Midwest Photo w Columbus specjalizowały się – w skali kraju – w sprzedaży używanych aparatów fotograficznych, i to w cenie kilkuset czy nawet kilku tysięcy dolarów każdy. Sprzedaż używanych samochodów jest popularna pod każdą szerokością geograficzną, a większość domów znajdujących się na rynku nieruchomości, to domy używane, mimo iż takiego terminu się wobec nich raczej nie używa. Dom, w który ktoś poprzednio używał jest czymś normalnym, nawet w odniesieniu do najbardziej luksusowych posiadłości. Tylko w przypadku nowych domów podkreśla się to, że nie były jeszcze „używane”.
W przypadku recyklingu nakazanego presją polityczną czy przymusem, porównywanie marginalnej korzyści z niego płynącej nie musi odpowiadać marginalnym jego kosztem. Analiza narzucanych przez państwo amerykańskich programów recyklingu dowodzi, że to, co dzięki recyklingowi zostało odzyskane było z reguły warte mniej niż wysiłek w to odzyskanie włożony. Można to przyrównać do sytuacji podatnika, który pod przymusem za cząstkowe korzyści płaci, dobrowolnie zaś, jako konsument, nigdy by tego nie uczynił.
Thoms Sowell (Ekonomia stosowana)
Pozostaje kwestia kosztów zewnętrznych (czyli firma produkcyjna niszczy otoczenie ludziom niebędącym jej klientami, po prostu produkując śmieci, które po łańcuszku pośredników gdzieś muszą trafić) i internalizacja tych kosztów (każdy powinien pokrywać sam koszty swojej działalności, nieetyczne jest przerzucanie tych kosztów na osoby trzecie).
Analogicznie można by dojść do wniosku, że rozlanie ropy w morzu nie wymaga działań państwa, bo jak komuś będzie opłacało się pozbierać ropę, to ją pozbiera. Pomija to koszt rybaków, właścicieli pensjonatów i innych użytkowników środowiska.
Stąd interwencjonizm na rynku recyclingu. Jak każdy interwencjonizm może być prowadzony lepiej lub gorzej.
Jak widać, rządy zrobią wiele, żeby uczynić swoich poddanych uboższymi. Nie rozumiem tej logiki, to jest wbrew interesom samego rządu. Chyba, że rząd służy komuś innemu niż własnym obywatelom?