Rankiem 4 lipca 2017 nadeszła do nas z Wrocławia smutna wiadomość: odszedł nasz stary druh, mentor i przyjaciel – Leszek Szlachcic.
Wiedzieliśmy od ponad roku, że toczy walkę ze złośliwym nowotworem, ale to nie rak go zabił. Leszek Szlachcic, w kręgach przedsiębiorczych znany jako Wiktor Rębacz, był w dużym stopniu ofiarą polskiego systemu podatkowego, ignorancji i niekompetencji systemu sprawiedliwości i zwykłej ludzkiej zawiści, jaka towarzyszyła prawie przez ponad pół wieku jego przedsiębiorczym dokonaniom. Leszka Szlachcica, podobnie jak zmarłego 23 czerwca 2013 roku innego naszego przyjaciela i mentora, śp. Krzysztofa Habich, zabiła złośliwość i niekompetencja organów fiskalnych.
Obaj powinni zostać bohaterami polskiego kapitalizmu, tymczasem wskutek cynicznej ignorancji sędziów i prokuratorów, stracili zdrowie, a potem życie. Dość powiedzieć, że choć przesiedzieli w więzieniu dobrych kilka lat, żaden z zarzutów oskarżycieli nie został dowiedziony.
Szczytem brutalności polskich organów ścigania, było aresztowanie Leszka Szlachcica, rocznik 1934, w 2015 roku. Nie przeszkadzało nadgorliwym prokuratorom top, że miał 81 lat, że był niewidomy, że stracił wzrok na skutek serii aresztowań w latach 90. i na początku XXI wieku. Trzymano tego „groźnego gangstera” przez prawie 2 lata, bez aktu oskarżenia, bez zbrodni – wbrew prawu, bez sensu i i jak się potem okazało bez żadnej potrzeby. Skonfiskowany mu przez prokuraturę i sąd majątek odzyskał na kilka tygodni przed śmiercią.
Formalnie był absolwentem Politechniki Wrocławskiej na Wydziale Elektrycznym. Z urodzenia był urodzonym przedsiębiorcą. Próbkę jego możliwości intelektualnych, jego pomysłów i dokonań obrazują wydane przez nas w 2005 roku Zasady bezpiecznego biznesu.
Jeden z jego przyjaciół, dr Jan Czekajowski z USA, również człowiek przedsiębiorczy, napisał iż „Leszek nie pasował do żadnego systemu, ani PRL-owskiego ani post-PRL-owskiego”. Moim zdaniem to nieprawda. Leszek Szlachcic działał racjonalnie, czego dowodem jest chociażby to, że mimo ciągłego nękania go przez władzę, dorobił się znacznego majątku.
Gdyby żył w Stanach Zjednoczonych, zostałby miliarderem. W Polsce, gros swoich wysiłków, musiał koncentrować na szukaniu drogi, która umożliwiłaby realizację jego przedsiębiorczych pomysłów i wysiłków, jego konsumentom zaś zaspokojenie życiowych potrzeb i aspiracji. Nie docenili go nawet przedsiębiorcy lekceważąc wysiłki Szlachcica/Rębacza w walce z patologią fiskusa, z nadużyciami władz skarbowych. Fenomenalna książka p. Leszka, wspomniane już Zasady bezpiecznego biznesu, dopiero po 7-8 latach od wydania spotkała się z uznaniem Czytelników. Zanim to nastąpiło, wielu z nich potraciło firmy, majątek a nawet życie. Dostałem, co najmniej, 100 maili od ludzi, którzy przeczytali tę książkę późno.
– Gdybym wcześniej wiedział to, co napisał Szlachcic – powiedział mi kiedyś bardzo znany polski przedsiębiorca – nie straciłbym firmy, a moi ludzie miejsc pracy. Podobne opinie od ludzi biznesu, którzy przeczytali Zasady „już po szkodzie” zdarzają się nadal.
To, że książka na początku słabo się sprzedawała, było dla Szlachcica osobistą porażką. Obojętność przedsiębiorców wobec nadużyć władz skarbowych i prokuratury przypisywał syndromowi sztokholmskiemu. Wielokrotnie podkreślał, że nie chce być Don Kijote, lecz Mścicielem, Rębaczem. Ostatecznie został Męczennikiem za sprawę przedsiębiorczości i kapitalizmu.
Mieliśmy w planach napisać i razem wydać dwa kolejne tomy poświęcone bezsensownej i szkodliwej kryminalizacji działalności gospodarczej przez władzę, traktowaniu najzacniejszych ludzi narodu jak pospolitych przestępców tych, niestety nie zdążyliśmy. Adwokaci Leszka, a dokładniej prawnicy, którzy pod jego dyktando pisali pisma procesowe, bo p. Leszek (podobnie jak Krzysztof Habich) znał i rozumiał prawo lepiej niż jego sądowi i skarbowi oprawcy, przewyższał swą prawniczą wiedzą znakomitą większość przedstawicieli tzw. palestry. Ostatni raz na temat wydania kolejnych książek rozmawiałem z Wiktorem Rębaczem pod koniec marca b.r. Mimo iż serdecznie go namawiałem, zgodziłem się z jego argumentem, że „to pisanie psu na budę: nikomu nie pomoże, a tylko zaszkodzi mnie samemu”. Dopiero parę tygodni później, po rozmowie z Kamilem Cebulskim, który poprosił mnie o kilkanaście egzemplarzy Zasad, a ja nie mogłem ich już w magazynie znaleźć, zdałem sobie sprawę, że Szlachcic jednak nie ma racji.
Refleksja, jaka mnie wtedy naszła jest smutna i ironiczna. Okazuje się bowiem, że ogromną wartością Zasad bezpiecznego biznesu jest ich nieustanna aktualność. W 2004 roku, kiedy zamykaliśmy tekst do druku, spieszyliśmy się w obawie, że wejście Polski do Unii Europejskie uczyni naszą pracę bezużyteczną. Że się ona zdezaktualizuje. Tymczasem, Proszę Państwa, wnioski i wskazania jej autora, mimo upływu od jej wydania 13 lat, w czasie których, ten schorowany i niewinny człowiek, spędził w więzieniu/areszcie blisko 3 lata, są nadal aktualne. Organy ścigania nadal polują na przedsiębiorców.
Drogi Panie Leszku, przyrzekamy, że Fijorr Publishing, jak i Uczelnia Asbiro, zrobimy wszystko, aby pański wysiłek i cierpienie nie poszły na marne i nadal służyły polskiej gospodarce i jej twórcom. RIP!
Jan M Fijor
Mińsk, Białoruś, 6 lipca 2017 roku
P.S. Fot. Gazeta Wyborcza
P.P.S. Wiktor Rębacz, Jan M Fijor Zasady bezpiecznego biznesu, czyli jak uchronić firmę i majątek własny przed nadużyciami władz skarbowych. Fijorr Publishing, Warszawa, 2005.
Dzień dobry, znałam osobiście Pana Leszka, pracowałam w jego firmie. Dał ludziom pracę.
Bardzo brakuje w Polsce takich ludzi walecznych .
Czytałam Jego książkę.
Za każdym razem mówił ” jeszcze będzie żył do 2020 roku”,-się nie podda w walce z systemem, że jeszcze popracujemy …pocieszał.
Bardzo pani dziękuję za ten wpis. W końcu nie często wspomina się pracodawców z taką sympatią i uznaniem PANIE ŚWIEĆ NAD JEGO DUSZĄ.
Przeczytałem tę książkę dwa razy dzieki Twojej zachęcie Janku podczas którejś audycji w Radio Kontestacja