Żegnamy z żalem Witolda Kwaśnickiego (5 IV 1952 – 19 VII 2022), człowieka szlachetnego, skromnego, ambitnego, pracowitego i naprawdę mądrego. Uczonego. Był nie tylko wybitnym ekonomistą. Był równocześnie ekonomistą wyjątkowym. Rzadko się bowiem zdarza, by utalentowany inżynier, informatyk, pasjonat cybernetyki stawał się dobrym znawcą nauki o zarządzaniu i alokacji rzadkich zasobów. Pogodzenie tych, zdawałoby się, odmiennych dziedzin wiedzy, ekonomii i nauk inżynieryjnych, było możliwe dzięki zainteresowaniu Witka Kwaśnickiego człowiekiem, a konkretnie: osobą ludzką.
W swojej pracy habilitacyjnej n.t. teorii wzrostu gospodarczego dostrzegał nie tylko elementy produkcji materialnej, lecz także osobę ludzką i jej rolę w procesach gospodarczych. W polskiej ekonomii jest to raczej przypadek wyjątkowy. Typowy polski ekonomista, zwłaszcza akademik, traktuje ekonomię jak matematyk fizykę. Liczą się dla niego indeksy, macierze, optymalizacje, no i państwo, demiurg, który w jakiś tajemniczy sposób porusza budżetami, procesami produkcji i konsumpcją, tworząc przy okazji PKB, roboczogodziny i inne wskaźniki „pseudoekonomiczne”.
Prof. Kwaśnicki, w przeciwieństwie do większości tzw. polskich ekonomistów akademickich traktował ekonomię jak naukę, rozumiał jej sens: uznawał rolę przedsiębiorcy, obchodziła go rzadkość zasobów, niepokoiły cykle prowadzące do malinvestment, arbitralne ustanawianie kosztu pieniądza, czy przypisywanie PKB i centralnemu planowaniu roli motoru wzrostu gospodarczego.
Witold Kwaśnicki dostrzegał w ekonomii osobę ludzką zarówno w jej roli inżynieryjnej, jak i w misji prawidłowego odczytywania poziomu cen na podstawie relacji popytu i podaży; jak i w procesach przedsiębiorczych, które wpływają na strukturę produkcji i poziom zaspokojenia potrzeb konsumenckich. Dlatego, będąc już inżynierem, z taką pasją zainteresował się pracami mistrzów austriackich: Ludwiga von Misesa, Carla Mengera, Eugene Boehm Bauwerka czy Josepha Schumpetera. To Szkoła Austriacka i poczucie humanizmu wytyczały jego drogę poszukiwań naukowych. Byłem świadkiem jego rozterek, gdy na zebraniach PTE przedstawiciele myśli ekonomiczno-politycznej skarżyli się na własność prywatną, przesadną wiarę w rynek, czy w wolną wymianę.
Był człowiekiem wrażliwym, taktownym, nie skarżył się, ale przeżywał w duszy gorycz porażki, jakiej dostarczały mu kontakty ze światem akademickim. Dlatego tak chętnie wiązał się z młodzieżą i dysydentami ekonomicznymi. Starając równocześnie podkreślać odważnie swoją niezależność intelektualną i licząc na to, że może jednak uda mu się nawrócić jakąś owieczkę z zagrody Keynesa, Samuelsona czy Krugmana na prawdziwą ekonomię.
Dlatego dla zwolenników szkoły klasycznej czy austriackiej – stykającymi się na co dzień z ignorancją mainstreamu i dominacją ekonomii politycznej nad ekonomią jako nauką był wręcz nadzieją, że jednak można być profesorem uniwersytetu, potępiać keynesizm i zarazem przyznawać się do Austriackiej Szkoły Ekonomii.
Mimo przejawów sympatii, jaką cieszył się w środowisku akademickim, płacił za tę swą odmienność i wierność nauce cenę. Nie zapomnę nigdy jego frustracji po tyradzie jednej z „guru” panowskiego mainstreamu, która uwalając przewód doktorski mojej pracy naukowej dowodzącej z perspektywy szkoły austriackiej korupcji w praktyce tzw. dóbr publicznych, którą w latach 2012 – 2017 przygotowywałem pod okiem Prof. Witolda Kwaśnickiego, wykrzyczała zwłaszcza Jemu: a czymże jest ta szkoła austriacka, żeby ją stawiać za kryterium poprawności decyzji gospodarczych państwa? Dlaczego doktorant opiera się na jakiejś peryferyjnej teorii, zamiast zająć się chociażby stanowiskiem Paula Samuelsona. Mój promotor miał w oczach łzy bezsilności. Odchorował ten afront przez dobrych kilka tygodni. Miałem wyrzuty sumienia, że naraziłem Go na takie ryzyko. „No, wiesz! To nie o mnie chodzi, lecz o ograniczanie swobody badań naukowych”.
Inżynierski background prof. Kwaśnickiego stał się dla wielu sympatyków i adeptów szkoły austriackiej Jego oryginalnym wkładem w naukę ekonomii. Podkreślanie roli przedsiębiorczości, jego przyjaźnie z przedsiębiorcami, z praktykami biznesu, nie rzadko właścicielami dużych polskich firm prywatnych utwierdzały nas w przekonaniu, że dobra teoria jest bardzo praktyczna. Gdyby Witek działał w USA współpracowałby pewnie z Izraelem Kirznerem. Tutaj nie miał poważnego partnera do badań. W czasie pobytu w Polsce Marka Skousena zaprzyjaźnił się z amerykańskim ekonomistą, też Austriakiem. Skousen był pod wrażeniem wiedzy Kwaśnickiego; z dumą ogłosił na Freedom Fest 2015, że polski profesor, jako pierwszy uznał Skousenowską „Logikę ekonomii” za swój oficjalny podręcznik do nauczania ekonomii. Kwaśnicki był tym zaskoczony; nie wiedział bowiem, że w amerykańskiej wieży z kości słoniowej szkoła austriacka traktowana jest równie nieprzyjaźnie, co i w naszym kraju.
Był inżynierem o duszy ekonomisty i biznesmena, a jednocześnie humanistą poszukującym wiedzy o działającym człowieku. Interesował się teorią ewolucji, na każdym kroku obalał mity ekonomiczne. Robił to nierzadko za cenę sporu z akademią. Sprzeciwiał się arbitralnemu wyznaczaniu stóp procentowych, a także bankowości opartej na rezerwie cząstkowej, krytykował przeregulowanie rynku pracy, krytykował koncept płacy minimalnej. Dużą część jego publicystyki ekonomicznej obejmowały teksty wyjaśniające sylogizmy ekonomiczne, zwłaszcza takie w których atakowano przedsiębiorców i kapitalistów. W tej materii był zafascynowany Thomasem Sowellem; organizowaliśmy z Witoldem, bezskutecznie zresztą, przyjazd Sowella do Polski. Nie udało nam się namówić alma mater Kwaśnickiego, Uniwersytetu Wrocławskiego, do przyznania honorowego doktoratu prof. Jesus Huerta de Soto. Nie sposób opisać całego bogactwa jego zainteresowań, namiętności i interwencji, tym bardziej, że temperament i umiłowanie życia Witolda Kwaśnickiego nie skłaniały nikogo do podsumowań. Był wciąż młody, pełen energii, zakochany w swojej małżonce, Halinie, w dzieciach, wnukach, w rodzinie. Dla każdego miał czas, dobre słowo, a jak trzeba było to i reprymendę, ale krytyka w Jego wykonaniu była jak komplement z ust zwykłego człowieka.
Witku, będzie nam Cię bardzo brakowało! Współpraca z Tobą była dla nas zaszczytem i rzadką przyjemnością. R.I.P.
Jan M Fijor