Czy bitcoin jest pieniądzem? – polemika z artykułem Jana Fijora

Bitcoin – kryptowaluta internetowa oparta o technologię blockchain, która ostatnimi laty zrobiła furorę na rynku spekulacji i cieszy się dużym (i uzasadnionym!) zainteresowaniem ze strony libertarian, zwłaszcza kryptoanarchistów – wzbudza także liczne kontrowersje.

Powszechna krytyka i nieufność a nawet otwarta wrogość pod jego adresem ze strony ekonomistów głównego nurtu, a zwłaszcza oficjeli banków centralnych i rządów, nikogo nie dziwi: wszak jest to zdecentralizowane, nieregulowane aktywo o charakterze bardzo przypominającym pieniądz*, które bywa postrzegane jako nowa technologia finansowa o potencjale zagrożenia obecnemu status quo w świecie ustrojów monetarnych. Tego typu opinie muszą wzbudzać irytację i obawy ze strony biurokratów i nadwornych intelektualistów rządu.

Jednak dziś nie zamierzam zajmować się atakami na bitcoina i kryptowaluty ze strony przedstawicieli władzy, lecz odpowiedzieć na wpis z bloga Jana Fijora, znanego szeroko w środowisku wolnościowym biznesmena, wydawcy licznych książek ekonomicznych i libertariańskich i stałego uczestnika audycji w internetowym radiu Kontestacja.

W swoim wpisie Jan Fijor przedstawia argumenty, które jego zdaniem świadczą o tym, że bitcoin nie jest pieniądzem. Pomimo, że zasadniczo zgadzam się z jego tezą (ale z innych powodów, niż przez niego wymienione), uważam, że przytoczone przez niego argumenty na poparcie jego tezy są błędne. W tym tekście postaram się wyjaśnić, dlaczego.

Jak już wspomniałem, podzielam opinię autora „Nie wszystko złoto…” co do faktów: bitcoin za pieniądz uznać (jeszcze?) nie można. I to nawet pomimo, że niektóre państwa, takie, jak Japonia, uznały go już jako legalną walutę! Jakkolwiek kuszące może być korzystanie z jednego z tych określeń, gdy wyjaśniamy komuś niezorientowanemu, „co to jest ten bitcoin”, to z technicznego punktu widzenia, żaden ekonomista nie nazwałby bitcoina „pieniądzem”. Dlaczego?

Ano dla tego, że pieniądz posiada swoją definicję: pieniądz to powszechnie akceptowany środek wymiany. Kluczem jest tutaj słowo „powszechnie”. Aby dane dobro – bitcoin niewątpliwie jest dobrem w sensie ekonomicznym: jest rozpoznawany przez ludzi jako środek do zaspokajania ich potrzeb (choćby potrzeby szybkiego transferu środków finansowych na drugi kraniec świata) – uznać za pieniądz, musi być powszechnie przyjmowane w handlu: w sklepach, płatnościach za rachunki, na targowiskach etc. Choć miliony entuzjastów bitcoina mogą płacić nim na całym świecie w tysiącach różnych sklepów oferujących najróżniejsze towary i usługi – od kawy po luksusowe jachty i wille – to jednak w porównaniu do ogółu rynków światowych, bitcoin ma bardzo ograniczony zasięg. Ekonomista powiedziałby, że jego pokupność jest niewielka: na 10000 losowych osób, nikt, albo zaledwie kilka zgodziłoby się przyjąć bitcoiny jako zapłatę w transakcji. Reszta albo nie wiedziałaby, czym właściwie proponujemy im zapłacić, albo nie zaufałby nam, a nawet mogliby uznać, że próbujemy ich oszukać. Innymi słowy: bitcoin nie ma jeszcze efektów sieciowych sprawiających, że masom opłaca się go nabywać, posiadać i używać. Bitcoin nie rozpowszechnił sie jeszcze wystarczająco, aby nazwać go „pieniądzem”.

Czym zatem jest bitcoin? Jest aktywem, elektronicznym tokenem, albo, co chyba najlepiej oddaje sens tego zjawiska: po prostu  kryptowalutą.  Posiada swoją wartość rynkową: zależną od podaży i popytu i ustalaną na bieżąco na licznych, internetowych giełdach bitcoinowych, gdzie można nabywać bitcoiny za waluty państwowe typu fiat. Niewątpliwie bitcoin aspiruje do roli pieniądza i – wraz z coraz powszechniejsza akceptacją – być może kiedyś sie pieniądzem stanie. Jednak ten moment jeszcze nie nadszedł.

Przechodząc jednak do nietrafnych argumentów Jana FIjora, muszę oddać mu uznanie, za to, że przynajmniej próbuje poznać i zrozumieć nature i funkcjonowanie bitcoina, pomimo, że niestety jego obecne zrozumienie mechanizmów jego działania jest błędne. To postaram się wykazać z, jak mniemam, korzyścią dla wszystkich, gdyż błędy popełniane przez niego były już wielokrotnie powielane wcześniej.

Zasadnicza linia argumentacji Fijora opiera się o pojęcie pieniądza jako towaru. Rzeczywiście, słusznie wskazuje on na fakt historyczny, jakim jest towarowe pochodzenie i charakter pieniądza w społeczeństwach ludzkich. Za wyjątkiem pewnych upartych antropologów😉 badacze zgadzają się z tym, że pieniądz najpewniej wyłonił się z barteru (wymiany bezpośredniej towar za towar) dominującego w prapoczątkach ludzkiej cywilizacji w procesie spontanicznego odkrywania przez naszych przodków dóbr, które były chętniej i powszechniej akceptowane w wymianach (bardziej pokupne). Dobra te – tak się złożyło, że najczęściej okazywały się nimi cenne kruszce: złoto i srebro – stały sie pieniądzem. Termin pieniądz towarowy bierze się stąd, że grudki a następnie monety z cennego kruszcu, miały też charakter towaru handlowego i inne, niż monetarne, zastosowania. Dotąd Jan Fijor ma pełną rację.

Jednakże z prawidłowego opisu historycznych zaszłości wyciąga on nieuzasadniony (a raczej nie do końca uzasadniony, o czym napisze zaraz) wniosek, że pieniądz musi być towarem:

„Pieniądz, żeby być pieniądzem nie tylko musi mieć zastosowanie niepieniężne, na które istnieje niezależny popyt, to na dodatek, zastosowanie musi mieć swoją własną cenę.”

Odwołuje się on tutaj (nie wymieniając go jednak wprost) do znanego w teorii ekonomii teorematu regresji. Zgodnie z tym teorematem, pieniądz czerpie swą wartość wymienną stąd, że jego użytkownicy pamiętają jego cenę (siłę nabywczą) z dnia wczorajszego. Cena z dnia wczorajszego zaś bierze się z wczorajszej wiedzy o cenie z przedwczoraj i tak dalej… Aż nie dojdziemy do momentu, gdy wartość pieniądza nie wzięła się z… wartości zwykłego towaru, którym był on, zanim zaczęto stosować go jako pieniądz, czyli jeszcze w okresie gospodarkibarterowej.

Gdyby ten teoremat odnosił się zawsze do każdego przypadku pieniądza, Jan Fijor miałby w pełni rację. Jednakże nie jest tak. Teoremat regresji, jak wykazują Laura Davidson i Walter Block, odnosi się jedynie do historycznego przypadku wyłonienia się pieniądza. Jednakże nie jest on konieczny do wyjaśnienia wyłonienia się ani wartości jego następców:

„Because the very first medium of exchange to emerge must have done so when there were no money prices, it follows that this good must originally have been valued, and bartered, in direct exchange. The regression theorem does not say that all subsequent media of exchange must have been exchanged directly or have a direct-use value.” (L. Davidson, W. Block, 2015)

Gdy instytucja pieniądza raz wyłoni się w społeczeństwie, nie ma już potrzeby, aby każda, kolejna postać pieniądza, wyłaniała się ponownie z barteru, ani przyjmowała formy pieniądza towarowego. Pieniądzem staje się wówczas to dobro, które jest najbardziej płynne na rynku – tak, jak pierwszy pieniądz był najbardziej płynnym towarem na rynku wymian barterowych. Na już wykształconym rynku znającym instytucje pieniądza, płynność staje sie artefaktem psychologicznej percepcji uczestników wymian rynkowych:

„But there is no praxeological necessity that money must have a direct use in order to be salable. The marketability of money depends on the confidence of market participants. Liquidity is a psychological phenomenon.” (L. Davidson, W. Block, 2015)

Bitcoin z pewnością spełnia w pewnym stopniu ten warunek płynności, przynajmniej na pewnym wycinku ogólnoświatowego rynku finansowego (bo, jak już przyznaliśmy: nie jest on powszechnie akceptowany i rozpoznawany). Mało tego: ma on szansę kiedyś stać się tak płynny, jak są dziś dolar, funt brytyjski, japoński jen, chiński juan czy euro (pozwolę sobie stwierdzić, że polska złotówka jest w istocie bardziej zbliżona do bitcoina, jesli chodzi o jej powszechyną akceptacje na świecie, niż do dolara amerykańskiego, dlatego nie umieściłem jej w tym wyliczeniu).

Z postulatami powrotu do standardu pieniądza złotego (lub srebrnego) podnoszonymi przez Jana FIjora dyskutować w dzisiejszym artykule nie zamierzam, gdyż jest to zbyt obszerny temat i wymagałby on otwarcia nowej linii osobnych polemik.

Muszę przyznać, że zupełnie niezrozumiały jest dla mnie zarzut drugi, jaki podnosi Jan Fijor w stosunku do bitcoina:

„Nie posiada też innych pożądanych przez pieniądz cech, jak na przykład nie powstał samorzutnie w wyniku procesu rynkowego, lecz został stworzony, czyli powołany (zadekretowany) do życia przez człowieka.”

Otóż zdanie to kompletnie nie ma sensu. Proces rynkowy nie jest czymś mistycznym, niezależnym od ludzi i ich poczynań, nie jest magiczną siłą z zewnątrz, która czegoś dokonuje. Proces rynkowy nie tworzy też żadnych dóbr ani wartości „samorzutnie”. Tworzą je ludzie. Proces rynkowy, jak ująłby to M.N.Rothbard, lub L. von Mises, jest skutkiem, wypadkową nieliczonych decyzji i działań podjętych przez wszystkich uczestników rynku w oparciu o ich subiektywne wartościowania. Pewna osoba (lub osoby – nikt w istocie do dziś nie wie, kto kryje się za pseudonimem „Satoshi Nakamoto”) napisała kod kryptowaluty bitcoin i wypuściła go na rynek. Inne osoby – konsumenci – zaczęli spontanicznie korzystać z tego kodu i używać go jako zabawki, spekulacyjnego aktywa, w końcu jako pieniądza. Wszystko to jak najbardziej mieści się w ramach pojęcia procesu rynkowego! Niczym sie to nie różni od sytuacji, w której neolityczny człowiek postanowił wypłukać ze strumienia samorodek złota i zaoferować go innym neolitycznym kompanom. Tak samo, jak w przypadku bitcoina, ryzykował on, że rynek zweryfikuje negatywnie jego pomysł używania złota i że nikt nie zechce ani nosić go jako ozdoby, ani tym bardziej używać jako pieniądza. Satoshi Nakamoto mógł zostać zweryfikowany negatywnie przez rynek i – w wyniku procesu rynkowego – ponieść przedsiębiorczą porażkę. Jeśli więc Jan Fijor rozumie jakoś inaczej pojęcie procesu rynkowego, niż ja je rozumiem, to chętnie się z jego definicją zapoznam.

Inny fragment ujawnia totalny brak zrozumienia Jana Fijora dla samej technologii blockchain, na której oparty jest bitcoin i stąd w ogóle – jak sądzę – pochodzi jego nieufność do tej kryptowaluty. Co gorsza, jest dobrem monopolistycznym, emitowanym tylko przez jednego emitenta, co naraża posiadaczy „waluty BTC” na fałszerstwa, manipulacje, czyli straty:

„Co gorsza, jest dobrem monopolistycznym, emitowanym tylko przez jednego emitenta, co naraża posiadaczy „waluty BTC” na fałszerstwa, manipulacje, czyli straty.”

Otóż nie: bitcoin po prostu nie jest dobrem monopolistycznym. A przynajmniej nie istnieje monopol na jego wytwarzanie, posiadanie i wymianę. Technologia blockchain jest z definicji zdecentralizowanym łańcuchem przechowującym zapis dotyczący wszystkich transakcji, a w toku dopisywania do tego łańcuch nowych „bloków” tych transakcji, rozproszeni po całym świecie, niezależni od siebie minerzy wytwarzają jednocześnie nowe jednostki bitcoina. Stworzone tak bitcoiny krążą w obiegu w kompletnie swobodny sposób: każdy użytkownik sieci może sie wymienić bitcoinem z każdym innym i nikt nie może w te wymiany ingerować a transakcje są „zatwierdzane” przez cały, rozproszony po globie system. Cena zaś kształtuje sie na kilkudziesięciu (w tym kilkunastu największych) giełdach w drodze swobodnych transakcji kupna/sprzedaży. Nikt zatem, żaden centralny emitent ani regulator, nie dysponuje wyłączną władzą ani nad podażą, jej tempem, przepływami ani ceną bitcoina! Stwierdzenia zatem, że bitcoin jest monopolistycznym dobrem jest równie kuriozalne, jak stwierdzenie, że jabłka są dobrem monopolistycznym – nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Jeśli zaś chodzi o rzeczywiste zagrożenia, jakie czychają na użytkowników bitcoina, to one oczywiście istnieją, ale nie wynikają z żadnego „monopolu”, którego boi się Jan FIjor, ale z zupełnie innych rzeczy. Przede wszystkim jest to ryzyko oszustw. Oszustw dopuszczają się zawsze tzw. „trzecie strony”. Dopóki posiadacz bitcoinów trzyma je sam na swoim komputerze i umie go dobrze zabezpieczyć, nie są one zagrożone ani trochę bardziej niż pieniądze na jego klasycznym koncie bankowym (a nawet są bezpieczniejsze w pewnym sensie!). Gdy jednak użytkownicy korzystają z giełd w celu spekulacji zarobkowej, ryzykują oczywiście że padna ofiarą oszustwa. Wielokrotnie zdarzało się, że bitcoiny przetrzymywane na giełdach przepadały: albo w wyniku ataków hakerów, albo w wyniku defraudacji samych właścicieli lub pracownikó giełdy. Najsłynniejszym przypadkiem była oczywiście upadłość największej na świecie kiedyś giełdy MtGox. Innym ryzykiem są oczywiście zakusy rządów, które w niektórych krajach próbują bitcoina zakazywać, opodatkować, albo jakoś inaczej utrudniać życie jego użytkownikom. Tak czy inaczej ,nie ma to nic wspólnego z „monopolem”. Pamiętajmy, że największym wrogiem własnego bezpieczeństwa jest zwykle sam użytkownik, a nie dana technologia. Większość włamań, ataków hakerskich i tak dalej, ma miejsce w wyniku niedopatrzenia, błędu lub głupoty ofiar. I tutaj bitcoin nie różni sie od innych technologii. Jeśli zostawisz klucz pod wycieraczką, nie dziw się, że ktoś kiedyś tam zajrzy i wejdzie Ci do domu…

Czwartym argumentem Jana FIjora przeciwko bitcoinowi, jest jego elektroniczna postać, a właściwie błędnie wskazana przez niego analogia bitcoina do innych form cyfrowych walut, takich, jak rządowe waluty fiat w formie zapisów cyfrowych na naszych rachunkach bankowych, kartach kredytowych czy kontach PayPal.

Choć słusznie wskazuje on na niezbezpieczeństwa grożące obywatelom w związku z „cyfryzacją” pieniądza prowadzoną od lat przez rządy na całym świecie, to zupełnie myli się, próbując rozciągać te zarzuty także na bitcoina. Prawdą jest, że z różnych względów* rządy robią wiele, aby – tak, jak najpierw wycofały z obiegu pieniądz kruszcowy i zastąpiły go wpustym pieniądzem typu fiat w postaci papierowych banknotów – zastąpić banknoty i monety na pieniądz elektroniczny. Promują więc karty kredytowe i portfele na smartfonach.

Na sam koniec pozostawiłem argument o „transparentności” sieci blockchain i bezpieczeństwie samego bitcoina przed rządową inwigilacją:Wprawdzie przyjmuje się, że technologia blockchain uniemożliwia zbadanie łańcucha transakcji (od kłębka do nitki), w praktyce jednak BTC transparentny nie jest. Nie jest więc anonimowy.

„Wprawdzie przyjmuje się, że technologia blockchain uniemożliwia zbadanie łańcucha transakcji (od kłębka do nitki), w praktyce jednak BTC transparentny nie jest. Nie jest więc anonimowy.”

Faktycznie, bitcoin, pomimo bardzo dużej dozy anonimowości, w rzeczywistości nie uniemożliwia całkowicie bardzo wytrwałemu, czujnemu i umiejętnemu specjaliście (np. pracownikowi CIA) prześledzenia transakcji bitcoinowych i połączenia ich z ich autorami i odbiorcami. Wymaga to jednak bardzo dużej wiedzy, sporych nakładów finansowych (które w większości przypadków czynią takie wysiłki nieopłacalnymi dla rządu: nie musisz się, Janku, obawiać, że IRS będzie śledził twoje bitcoiny), zwykłemu użytkownikowi bitcoina nie grozi więc, że władze zatrudnią zespuł krytpto-ekspertów do rozpracowywania ich transakcji. Zresztą istnieje wiele metod anonimizowania transakcji bitcoinowych i ukrywania się przed władzami, np. mixery, czyli serwisy internetowe, które mieszają ze sobą ransakcje w taki sposób, że znane techniki ich trackingu nie pozwalają namierzyć ostatecznego właściciela bitcoinów. Pracuje sie tez nad innymi rozwiązaniami i – tak jak we wszystkich innych wyścigach technologicznych – ci, co mają coś do ukrycia zawsze będą albo o krok do przodu, albo o krok do tyłu za ścigającymi ich. Nie ma od tego ucieczki. Ma natomiast rację Jan FIjor stwierdzając, że papierowa gotówka może być o wiele bardziej anonimowa, niż jakikolwiek pieniądz elektroniczny. Znó, pod warunkiem, że na drzewie nie siedzi agent IRS i nie fotografuje numerów seryjnych banknotów, którymi płacisz dilerowi!

Na koniec pozostaje mi życzyć wszystkim, którzy z bitcoina korzystają, aby ich bitcoiny były bezpieczne, aby ich trady na giełdach okazały sie udane i aby na rynku zwyciężył pieniądz najlepszy, nieważne, czy będzie to właśnie bitcoin, złoto i srebro, czy może pieniądz bankowy emitowany przez wolne od rządowych regulacji banki prywatne! Centralni bankierzy niech odejdą do lamusa historii!

Autor polemiki: Rafał Trąbski.

* wyjaśnienie przyczyn, dla których rządy pozbywają się pieniądza papierowego i bilonu (a przedtem pozbyły się złotego i srebrnego pieniądza) wykracza daleko poza ramy tego artykułu, zresztą sądzę, że nie ma potrzeby, abym je w nim przybliżał, gdyż zarówno Jan Fijor doskonale je zna, jak i sa one pewnie znane większości czytelników. Niemniej wszystkich, którzy chcieliby uzupełnić swą wiedzę w tym temacie, zachęcam do lektury książki Murraya Rothbarda pt. „What Has Government Done to Our Money?”, dostępnej w wersji pdf na stronie Mises.org.

https://phys.org/news/2017-02-harder-track-bitcoin-transactions.html


Źródła:

https://wiki.mises.org/wiki/Regression_theorem

Laura Davidson, Walter E. Block, Bitcoin, the Regression Theorem, and the Emergence of a New Medium of Exchange, w: „The Quarterly Journal of Austrian Economics” cz. 3 nr. 18, jesień 2015, str. 331-338.

Tags: bitcoin, kryptroanarchiści, Mises, pieniądz, Rothbard, środek wymiany, teoremat regresji

Related Posts

Previous Post Next Post

Comments

  1. Odpowiedz

    Dziękuję za tak poważną polemikę. Jej autor mi schlebił. W zapowiedzi na końcu omawianego tekstu (Nie wszystko złoto nr 5) napisałem jednak, że w kolejnym odcinku serialu zajmę się powszechnością medium, znanego jako BTC , zapowiedziałem bowiem, że napiszę o handlu. Teoremat regresji znam tylko z „Teorii pieniądza i kredytu” Misesa. Blocka na ten temat nie czytałem, ale sam jestem ciekaw czy dużo straciłem. Odpowiem też na pozostałe zarzuty. Ukłony

    • Mnm
    • 28 maja 2017
    Odpowiedz

    Kto jest autorem tekstu?

    1. Odpowiedz

      Rafał Trąbski

  2. Odpowiedz

    Dzień dobry.
    Wydaje mi się, że krytyka bitcoina wynika tylko i wyłącznie z jednego punktu widzenia: bitcoin to tylko zapis cyfrowy, który mogę kupić na giełdzie od innych osób, ale kiedy przyjdzie co do czego to wszyscy będą sprzedawać i cena runie w dół, a ja stracę pieniądze.
    Owszem, jest taka możliwość. Niestety to co opisałem powyżej jest wierzchołkiem góry, który zgarnia oklaski z jednej strony i gromy z drugiej strony. Z kolei Ci co ciskają gromy nie fatygują się, żeby zapoznać się z „resztą tej góry”. Nie mam zamiaru rozwodzić się nad podstawą technologiczną kryptowalut i czym jest blockchain, na czym polega decentralizacja tego systemu. Przeczytajcie w Internecie.
    Faktem jest też, że cenę BitCoina warunkuje prawo podaży/popytu i jesteśmy w fazie bańki. Ale nie zmienia to tego, że mogę w ciągu paru chwil przesłać komuś na drugiej stronie planety, z zupełnie innego kraju trochę bitcoinów, które ktoś może wymienić na swoją walutę i kupić dobra. Bitcoin ma w tej chwili wartość, która jest transferowalna praktycznie za grosze tylko za pośrednictwem Internetu. To jest złote rozwiązanie na problem transferów pieniędzy między krajami, między przedsiębiorstwami, między ludźmi w tym samym kraju, gdzie przelew idzie 24 godzin, a w weekend nie idzie w ogóle. art.raczka@gmail.com

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

0 shares