Wbrew przekonaniu większości obywateli i dziecięcemu optymizmowi krajowych bloggerów, banki nie są wcale oazą finansowego bezpieczeństwa. Wręcz przeciwnie!
Blaggerzy
Coraz więcej Polaków narzeka, że łatwiej było im zgromadzić znaczne oszczędności, niż znaleźć miejsce, w którym je później ochraniać. W odpowiedzi na ten problem polscy bloggerzy finansowi podają swoim czytelnikom listy banków, które płacą najwyższe odsetki od depozytów i lokat, oraz tych, w których opłaty za prowadzenie konta są najniższe. Doradzają także negocjowanie wyższych odsetek, jako formę poprawy rentowności złożonych w banku pieniędzy. Żaden znany mi blogger nie zgłasza pod adresem banków żadnych wątpliwości – podkreślają wręcz, że są one (banki) oazą pewności, rzetelności, i bezpieczeństwa.
Mimo ogromnego optymizmu popularnych bloggerów zadaliśmy sobie trud i sprawdzili, czy trzymanie pieniędzy w banku to rzeczywiście dobry pomysł?
Do czego służą banki?
Działanie banków komercyjnych, czyli tych, z którymi mamy najczęściej do czynienia mieści w sobie dwie główne funkcje: oszczędnościową, oraz kredytową. Pierwsza obejmuje proces ściągania gotówki do banku, druga, pożyczania tej gotówki pożyczkobiorcom[1]. Dzisiaj interesuje nas ta pierwsza, bo to ona stwarza główne zagrożenia i niesie ze sobą zasadnicze ryzyko dla naszych pieniędzy.
Panuje powszechna zgoda co do tego, że posiadanie konta banku jest dziś (a) koniecznością wynikającą z ustawy podatkowej, oraz (b) wygodną i bezpieczną formą przechowywania części naszych oszczędności, lub środków (walut, zarówno polskich, jak i zagranicznych) czy to znajdujących się „pod ręką”, a więc takich, którymi często obracamy lub które są nam potrzebne a vista. Potrzeba, wygoda i poczucie bezpieczeństwa sprawiają, że większość obywateli darzy banki zaufaniem, kojarząc je z uczciwością, rzetelnością, z miejscem, gdzie panuje pełna dyskrecja i nic złego nas spotkać nie może. Bankier (może poza legendarnymi Rothschildami i Goldmanami), to ktoś kryształowo moralny. Z tego samego powodu tak chętnie traktujemy banki jako narzędzia inwestycyjne służące pomnażaniu oszczędności – gdzie zyskiem są odsetki wypłacane od depozytów czy tzw. lokat terminowych.
Iluzja
Gdy się jednak przyjrzeć bankowości z bliska okazuje się, że ten nieskazitelny obraz to zaledwie monidło, żeby nie powiedzieć fikcja.
Zacznijmy od dyskrecji – pomimo istnienia RODO, konstytucyjnego prawa własności, tajemnicy bankowej i zasady prywatności, banki – bez względu na to, czy są państwowe (chętniej) czy prywatne (nieco mniej chętnie) – donoszą na nas do instytucji rządowych. Robią to – bez wyjątku – ochoczo, co wynika z obowiązującego prawa bankowego – w tym ustawy o praniu pieniędzy, finansowaniu terroryzmu, o bezpieczeństwie narodowym i z paru innych pretekstów. Głównie jednak z powodu istnienia niepisanego paktu, w ramach którego banki, w zamian za kablowanie na swoich klientów, otrzymują od państwa/rządu intratne przywileje. Najkorzystniejszy z nich to przywilej kreacji podaży pieniądza, który de facto sprowadza się do jego (pieniądza) fałszerstwa. Więcej o tym procederze napiszemy w którymś z kolejnych odcinków.
Po drugie, bezpieczeństwo pieniędzy klientów – pomimo nałożonego przez nadzór bankowy i finansowy obowiązku ubezpieczania naszych depozytów, za co zresztą płacimy sami, nasze pieniądze nie są w banku bezpieczne. Przekonali się o tym brutalnie klienci tych kilku SKOK-ów które sobie bezkarnie upadły. Mimo posiadania polisy ubezpieczenia na wypadek upadłości, odszkodowania za utracone oszczędności nierzadko odbiegają od tego, do czego się państwo zobowiązało. Bowiem, państwo, które depozyty ubezpiecza bardziej dba o upadający bank niż o jego klientelę. I to pomimo, iż odbywa się to przy pomocy pieniędzy podatnika – praktycznie zatem samych poszkodowanych. Kulminacją tej perfidii jest wprowadzona kilka tygodni temu dyrektywa unijna umożliwiająca sektorowi bankowemu konfiskatę pieniędzy depozytariuszy (posiadaczy kont, klientów banku). Wystarczy, że bank zaczyna podupadać, że brakuje mu pieniędzy na milionowe uposażenia prezesów, czy inne kaprysy – by wolno mu było sięgnąć po nasze oszczędności. Poligonem takiej polityki jest w Unii Europejskiej Cypr i Grecja, ale zagrożeni są wszyscy.
Mamy więc biznes (bank), który robi co chce, a gdy popełni błąd, jego skutki muszą pokryć (pod rządowym przymusem) jego klienci. Żaden biznes nie cieszy się taką bezkarnością. To nie wszystko – sektor bankowy ma legalny monopol na tworzenie inflacji, która jest nielegalnym podatkiem nakładanym na nas wszystkich. Inflacja[2] sprawia, że realne oprocentowanie naszych depozytów/lokat, po jej uwzględnieniu, spada (tak jest chociażby teraz) nierzadko poniżej zera.
Dodatkowym, a kto wie, czy nie największym zagrożeniem naszego bezpieczeństwa finansowego jest modny ostatnio i z pozoru niewinny koncept „społeczeństwa bezgotówkowego”. Pod pojęciem tym należy rozumieć zakaz posiadania gotówki; wszelkiej gotówki, jakiejkolwiek gotówki. I nie chodzi wcale o unowocześnienie płatności poprzez instytucję bankowości internetowej, przelewów elektronicznych, ripple, kart kredytowych, kryptowalut, jak bitkoin, litecoin i innych form pieniądza elektronicznego, lecz o pełną, szczelną i bezwzględną kontrolę nad tym co, gdzie i ile zarabiamy, oraz na co swoje pieniądze wydajemy. Wstępem do tej tematyki jest cykl blogu Milion Plus (milionerstwo.pl) zatytułowany W drodze do zniewolenia.
Cdn.
Jan M Fijor
[1] Wprawdzie w polskiej bankowość odróżnia się operację udzielanie pożyczki od operacji zaciągania kredytu, i traktuje je odmiennie, w tym tekście ograniczamy się wyłącznie do fazy oszczędzania (z punktu widzenia klienta bankowego), czyli do kumulowania kapitału (z punktu interesu banku) znajdującego się w dyspozycji banku.
[2] Inflacja to nie jest wzrost cen, lecz spadek siły nabywczej pieniądza. Ten spadek sprawia że ceny produktów i usług rosną; za to samo krzesło, pióro czy czekoladę musimy zapłacić więcej.
Bitkoin jest uroczy 🙂 a Ripple to nie kryptowaluta 😛
Z uwagi na troskę o należyte stosunki z PT Czytelnikami poprawiłem tego ripple, mimo iż na dobrą sprawę nie wiadomo, co to jest ta kryptowaluta, jaka jest jej natura, i definicja. Bitcoin jest uroczy (19600-6500)=13100 USD do tyłu. I to pan nazywa urokiem? Ludzie doprawdy mają różne upodobania.
Ukłony
W banku, który stawia na klienta i odpowiednie zabezpieczenia, dalego ja postawiłam na getin bank.
moich rodziców get**bank os**kał o parę tysięcy złotych, dlatego nie ufam temu bankowi.
Nie chce mi się wierzyć. Przecież oszustwo jest karane.
Musiałbym znać więcej szczegółów.
Janek, proponuję zastosować nagłówki h2 w tekście, lepiej się czyta oraz poprawia to pozycję tekstów w googlu.
Co to znaczy h2?
H2 to taki znacznik – tag. Wtedy tekst np. „Iluzja” będzie większy a tekst będzie miał hierarchię