Każdy z nas staje nie raz przed problemem, który nazwałem w tytule. Nie zawsze potrafimy sobie z nim poradzić. Oto moje sugestie. A nuż się przydadzą.
Przyzwyczajać dzieci do pieniędzy od najmłodszych lat, czy nie przyzwyczajać? Jedni twierdzą, że człowiek, które obcuje z mamoną od dziecka ma w dojrzałym życiu mniej problemów. Inni, że więcej – materialnie co prawda radzi sobie dobrze, lecz bywa wyrachowany, zimny, chciwy. Bez względu na to, kto ma rację, pieniądz jest faktem życia – nie da się bez niego żyć. Kontakt z pieniędzmi jest więc rzeczą pożyteczną, chociażby dlatego, że uczy posługiwania się nimi.
Autorzy głośnego amerykańskiego bestsellera, Sekrety amerykańskich milionerów, Stanley i Danko utrzymują wręcz, że ludzie wcześnie obeznani z pieniędzmi nie tylko lepiej sobie w życiu radzą materialnie, ale także są lepszymi współmałżonkami i ojcami, wrażliwszymi na ludzką krzywdę, czemu dają wyraz swoją filantropią. Słowem, są to – w potocznym rozumieniu – ludzie lepsi. Charakterystyka ta odnosi się wyłącznie do tych krezusów, którzy do majątku doszli własną pracą. Tylko wtedy dzieci wiedzą, że pieniądze biorą się z pracy, a nie z bankomatu.
Już choćby z tego powodu, z relacji rodzic – dziecko wykreślić należy, czym prędzej, termin: kieszonkowe.
W normalnym życiu zaliczka, czyli wypłata za pracę przed jej rozpoczęciem, należy do rzadkości, jeszcze rzadziej zdarza nam się otrzymać pensję bez pracy, dlatego wszelkie „wypłaty” na rzecz milusińskich uzależnić trzeba od wykonania przez nich konkretnej roboty. Jeśli dziecko ma otrzymywać od rodziców pieniądze, to ono je musi zarobić.
Okrutne?
Niekoniecznie. Prace, jakich będziemy od dzieci wymagać i za jakie będziemy im płacić, to z reguły zajęcia proste, rutynowe, stosunkowo lekkie, wymagające jednak odpowiedzialności, systematyczności, czasu i nieco wysiłku. Niech to będzie składanie odzieży do prania, prasowanie bielizny osobistej, nakrywanie do stołu, niewielkie zakupy, sprzątanie garażu czy koszenie trawy. Przy czym, sugerowałbym pójść dzieciom na rękę i dać im prawo wyboru tego czy innego zajęcia, jak również czasu ich wykonywania.
Ponieważ w dorosłym życiu każda płaca obłożona jest podatkiem, proponuję, ale tylko w odniesieniu do nastolatków, aby z każdej wypłaty odliczyć – powiedzmy – 10 proc. na pokrycie kosztów jej/jego utrzymania. Chodzi oczywiście o symbol, bo taka kwota wydatków nie pokryje, ale niech młody człowiek wie, co go w późniejszym życiu czeka. Jeden z moich znajomych pozwala dziecku przeznaczyć te 10 proc. na wybrany przez nie cel charytatywny. To też jest dobre rozwiązanie, uczy ponadto filantropii.
Jeśli praca ma kształcić w dziecku odporność i odpowiedzialność, płaca za nią musi być regularna. Proponuję na początek, czyli do 14 roku życia, wypłatę raz na tydzień, powiedzmy, w każdy piątek. Wypłaty nie wolno odkładać, przekładać, ani broń Boże, z powodu „chwilowego braku gotówki” jej obcinać. Później, gdy dziecko jest już starsze, wypłata może mieć miejsce raz na dwa tygodnie, albo nawet raz na miesiąc. Dzięki tej zmianie, dzieci uczą się gospodarowania swoimi pieniędzmi, a przede wszystkim oszczędności. Pamiętajmy, że dziecko, które nie potrafi rozłożyć swoich dochodów i wydatków w czasie, będzie w dorosłym życiu mieć ciągłe problemy z niedomykaniem się jego/jej własnego budżetu.
Dużym ułatwieniem może tu być konto bankowe, dlatego doradzam, aby każdy nastolatek zarabiający pieniądze posiadał swoje własne konto. Rozwiązaniem mogły by tu być Społeczne Kasy Oszczędnościowo – Kredytowe, popularne SKOK-i, ostatnio jednak nie cieszą się one estymą. Pieniądze w nich zgromadzone nie są bezpieczne. Alternatywą może być konto w banku, w którym swoje pieniądze trzymają rodzice. Dobrze by to był bank internetowy. Co prawda, oprocentowanie kont jest dziś stosunkowo niewielkie i raczej zniechęca do oszczędzania, to jednak a bezrybiu i rak ryba. Nawet niewielkie odsetki motywują do ciułania. Jeszcze lepsze są terminowe lokaty bankowe, które są najbardziej zyskowną formą oszczędzania, uczą przy tym gospodarności, uświadamiając przy okazji, że pieniądz odłożony „pracuje” na swego właściciela.
Motywacją do lepszej pracy jest podwyżka płac.
Proponuję więc, nie za często, powiedzmy raz na pół roku, płacę podnieść zarobki o parę procent, ale tylko wtedy, gdy wobec „pracownika” nie ma skarg i zażaleń. W późniejszym wieku, od 16 roku życia, kiedy potrzeby nastolatka znacząco rosną (komórka, kino, DVD czy randka), prócz rutynowej pracy domowej, trzeba mu/jej pozwolić na znalezienie sobie normalnej pracy.
Pamiętajmy jednak, że najlepszą szkołą gospodarności jest nasz dom i my sami. Dzieci ludzi pracowitych, zdyscyplinowanych i gospodarnych są przeważnie pracowite, zdyscyplinowane i gospodarne! Nic ich nie nauczy życia lepiej niż przykład płynący z domu.
Jan M. Fijor
Blog Milion plus
milionerstwo.pl