Dobra inwestycja to przede wszystkim mocne fundamenty.
Anonim
Po korespondencji od PT Czytelników zorientowałem się, że Wasza wiedza na temat inwestowania w papiery wartościowe jest stosunkowo skromna. Postanowiłem więc w kilku odcinkach przybliżyć najważniejsze pojęcia, oraz zasady rządzące rynkiem giełdowym i jego otoczeniem.
Oszczędzanie a inwestowanie
Inwestowanie w papiery wartościowe to nie jest zwykłe oszczędzanie. To lokowanie własnych pieniędzy w środowisku charakteryzujące się wyższym ryzykiem niż depozyty w banku, czy w instytucjach finansowych, w których zwykle deponujemy nadwyżki na stosunkowo bezpiecznych warunkach.
Inwestowanie zwykle ma swój cel, którym jest pomnożenie kapitału, z przeznaczeniem go na konkretną, i zwykle ważną potrzebę: czy to na biznes, który chcemy w przyszłości otworzyć; na studia dla dzieci, najczęściej zaś także na emeryturę. Po inwestowaniu spodziewamy się wyższych zysków niż z lokat bankowych czy w kasie samopomocowej, dlatego musimy uwzględnić ryzyko utraty kapitału. Ryzyko jest ceną podwyższonej rentowności inwestycji. Aby ryzyko nie zagrażało rentowności, czyli utracie kapitału, inwestycja wymaga dłuższego horyzontu czasowego. I właśnie tym dłuższym horyzontem czasowym inwestowanie różni się od oszczędzania.
Pieniądze trzymane w banku możemy wycofać z konta w dowolnym czasie, nie ryzykując z tego powodu jakiejś znaczącej straty. W przypadku inwestycji, tak łatwo nie jest. Przekładając to na język konkretu, oznacza to, że inwestując w akcje, obligacje, czy nawet zarządzane przez profesjonalistów fundusze powiernicze/inwestycyjne musimy założyć, iż bez pieniędzy, które w dany wehikuł wkładamy możemy się spokojnie obyć przez najbliższe 15-20 czy nawet więcej lat. Innymi słowy, wcześniejsze ich wycofanie, wskutek znacznych fluktuacji mających miejsce na rynku papierów wartościowych może się wiązać ze stratą części inwestycji.
Pamiętajmy, że dopóki mamy na koncie inwestycyjnym (zwanym potocznie: portfelem) 100 akcji spółki ABC, 200 akcji spółki XYZ oraz 10 długoterminowych obligacji MMM – nasze zasoby są raczej stabilne. Jeśli nawet ich wartość wirtualna jest niższa od tej, jaką wydaliśmy na ich zakup, tak długo jak długo ich nie spieniężymy, nie mamy się czym martwić. Gorzej, gdy papiery sprzedamy poniżej wartości zakupu. Wtedy strata staje się bezpowrotna. Dlatego właśnie postulat inwestowania tych takich środków, bez których nasz standard życia nie ucierpi.
Horyzont czasowy
Lokaty w papiery wartościowe na czas krótszy niż 10 czy nawet 15, są bliższe spekulacji niż inwestycji. Spekulacje to z reguły lokaty wysokiego ryzyka. I właśnie stopniem ryzyka różnią się od normalnej inwestycji. O ile te ostatnie są wybierane w miarę racjonalnie, w oparciu o realne, z reguły mierzalne parametry o tyle spekulacje przypominają kasyno, czyli hazard. Znaczy to, że ich rezultat wyznaczany jest częściej przez ślepy los niż racjonalne myślenie. Innymi słowy, spekulacje, to takie lokaty kapitału, które charakteryzują się wysokim, bardzo często kompletnie irracjonalny ryzykiem.
Osobiście znam kilku spekulantów, którzy żyją z ryzyka i to żyją na wysokim poziomie, aby jednak spekulować z powodzeniem, trzeba nie tylko mieć silne nerwy, odwagę i duże pieniądze, lecz przede wszystkim ogromną wiedzę, układy, czyli dostęp do informacji poufnej, oraz szczęście. Kiedyś jeszcze do tego tematu wrócimy.
Wspomniany już horyzont czasowy, to potoczne określenie przedziału czasowego, który – nawet w przypadku niesprzyjającej sytuacji na rynku – gwarantuje, że przed osiągnięciem owego horyzontu, rynek się ustabilizuje i nie tylko odzyskamy to, co włożyliśmy, ale zarobimy na inwestycji oczekiwany zysk.
Przykładowo, kupujemy 1000 akcji spółki budowlanej Progress SA w cenie 10 zł za sztukę, licząc na to, że rozpoczęte właśnie ożywienie gospodarcze na rynku pobudzi budownictwo. I tak się dzieje; cena akcji rośnie najpierw do 15 zł, potem 18 zł, w końcu do 25 zł Mogliby nasze akcje sprzedać z dużym (150.procentowym) zyskiem, ale my chcemy więcej. Mamy w duchu nadzieję, że cena pójdzie jeszcze wyżej. I oto w czasie kolejnych wyborów większość zdobywa frakcja, która zamiast wzrostu gospodarczego woli rozkręcić państwo socjalne. Podnosi w tym celu opodatkowanie, uszczelnia system poboru podatku, hamuje wzrost przedsiębiorczości i tp. Skutkiem takiej polityki jest szybkie osłabienie gospodarki, spadek produkcji, spadek tempa budownictwa . W rezultacie ceny akcji wracają do poziomu 15 zł, potem 10 zł, i dalej 8 zł, 6 zł… ale my się tym nie martwimy i czekamy aż nadejdzie kolejna faza rozwoju, co jest zwykle skutkiem dotkliwego kryzysu i pojawia się w wyniku kolejnych wyborów.
Przyczyną załamania się notowań danej spółki może być również kryzys wewnętrzny w firmie. Wymaga on zmiany kierownictwa, rewizji strategii i upływu czasu. Ostatni poważny kryzys w ogromnej i znanej spółce IBM trwał od końca lat 1980. Doprowadził on do spadku notowań akcji spółki z poziomu ok. 180 dolarów do ok. 40 dol. Mimo zmiany prezesa, zastosowania polityki ostrych oszczędności, a także całkowitej przebudowy strategii proces ożywienia tej wielkiej firmy trwał ok. 10 lat.
I znowu, ktoś, kto zainwestował w IBM po cenie 100 dol. za sztukę, i potrzebował swoich pieniędzy przed upływem 10 lat, straciłby na swojej inwestycji blisko 60 procent. Jeśli jednak postępował racjonalnie, a przy okazji jego horyzont czasowy nie uległ skróceniu, poczekał aż Big Blue „ozdrowieje” i po 10 latach nerwowości święcić będzie triumfy sprzedając swe udziały w cenie ok. 500 zł za sztukę. Przykład jest konkretny i prawdziwy.
Dlatego horyzont czasowy jest taki ważny. Im jest on dłuższy tym ryzyko straty mniejsze. Pod warunkiem, że decydując się na kupno tych czy innych papierów dokonaliśmy racjonalnego wyboru.
O tym, co nazywamy racjonalnym wyborem, opowiemy sobie później, dzisiaj chcę jedynie zwrócić uwagę, że chociaż inwestycje w papiery wartościowe wiążą się z ryzykiem, każdy inwestor ma na to ryzyko dość duży wpływ – właśnie poprzez wyznaczenie sobie horyzontu czasowego, który je zminimalizuje i konsekwentne trzymanie się go. Nagroda za cierpliwość jest zwykle wspaniała.
Ktoś, kto w 1889 roku zainwestował 100 dolarów (w obecnych warunkach odpowiada to kwocie ok. 15 tys. dolarów), w wynaleziony trzy lata wcześniej przez aptekarza z Atlanty „ciemny płyn o podejrzanej konsystencji i niezbyt przyjemnym wyglądzie i woni”, czyli w akcje firmy znanej dziś pod nazwą handlową Coca-Cola (symbol CCO, zmieniony w 1923 roku na KO), i przez pierwsze 30 lat jej istnienia nie przeraził się trudnych początków tej podejrzanej mazi, papierów swych nie sprzedał, a dodatkowo wszystkie dywidendy reinwestował to dzisiaj (rok 2017) byłby właścicielem fortuny rzędu 30 mln dol. I nie ma znaczenia, że te 30 mln dolarów, to w stałych cenach nie więcej niż 1 mln dolarów z 1919 roku, bo gdyby te swoje początkowe 100 dolarów (warte w dzisiejszym cenach kilkanaście centów) włożył do banku zostałoby mu nie więcej niż 40 tys. dol. zaś sama ta kwota warta jest dzisiaj raptem kilkaset dolarów.
Równie dużej aprecjacji doświadczyli odważni i pomysłowi inwestorzy wspierający w końcu lat 80. XX wieku start-upy: niejakiego Williama Gatesa, jego największych konkurentów: Steve’ów – Jobsa i Wozniaka, arogantowi, Michaelowi Dellowi, który wypowiedział wojnę IBM; czy nieco później, już w początkach XXI wieku, gdy grupa estońskich informatyków, pod wodzą Szweda, Nicklasa Zenstroema powołała do życia komunikator znany, jako Skype. Ktoś, kto tym ludziom uwierzył i w ich raczkujące firmy zainwestował na swoich pieniądzach uzyskał rentowność rzędu 50000 – 100000 procent! Kasując na 1000 dolarów do 20 mln dolarów w ciągu 5-8 lat.
Pamiętajmy jednak, że inwestycje w MSFT, DELL, czy FB oznaczały dla zwykłego śmiertelnika czystą spekulację. Nie przypadkiem więc największymi deweloperami/inwestorami tych wielkich start-upów nie byli zwykli śmiertelnicy, lecz doświadczeni biznesmeni tacy, jak Peter Thiel, George Soros, John Chisholm, Steve Jobs, George Soros i wielu innych, którzy nie tylko te raczkujące firmy wsparli własnym kapitałem, lecz, co ważniejsze, pomagali je budować swoim doświadczeniem zdobytym w biznesie i finansach.
Cdn.
Jan M Fijor