W co wchodzić, czyli co robić z kapitałem? (I)

Coraz więcej Polaków zastanawia się, jak zabezpieczyć swój biznes, majątek, oszczędności, słowem przyszłość  przed skutkami nadchodzącego kryzysu. W tym segmencie odpowiemy sobie na pytanie: w co dzisiaj opłaca się wchodzić z pieniędzmi?

Akcje, obligacje, nieruchomości

Zacznijmy od instrumentów inwestycyjnych najbardziej znanych i popularnych. Należą do nich: akcje, obligacje i nieruchomości.

Nawet średnio zorientowany inwestor-amator wie, że lokata nadwyżek finansowych w rynek papierów wartościowe, po ponad dekadzie boomu napędzanego niskimi stopami procentowymi, tanim pieniądzem i łatwymi kredytami wywołała na rynkach sztuczną hossę,  której skutkiem są bańki spekulacyjne z rażąco zawyżonymi cenami i irracjonalnymi oczekiwaniami mas. W takich warunkach rynkiem interesują się przeważnie ignoranci, chorobliwi optymiści i spekulanci. Racjonalny inwestor, który nie chce narażać całego swojego majątku na ryzyko upadłości, od papierów wartościowych – przynajmniej od października 2018 – stroni. Co prawda większość indeksów największych giełd świata, od USA przez Niemcy, Wielką Brytanię i Chiny przeżywa wzrost, trzeba jednak nie mieć rozumu, aby w nie wchodzić. Jest to bowiem „wzrost na wyrost”. Ceny akcji i obligacji są w takich okolicznościach wyraźnie zawyżone, znalezienie okazji jest praktycznie niemożliwe. Dostrzegli to na przykład inwestorzy polscy i dlatego – w szczycie światowego boomu giełdowego – notowania, i to nawet dobrych spółek giełdy warszawskiej (WGI), szorują po dnie. Jest to niewątpliwie przejaw racjonalności polskich

inwestorów, w pewnym stopniu także nieznajomość rynków zagranicznych, głównie amerykańskiego, wysokie opłaty pobierane przez krajowe biura maklerskie działające na głównych parkietach świata, a także – niestety – lęk przed inwestowanie wywołany opresyjną polityką fiskalną i regulacyjną aktualnego rządu. Do tego tematu wrócimy w dalszej części rozważań…

Inflacja

W wyniku wspomnianej polityki monetarnej/kredytowej spadają płace realne ludności. Zresztą, oba te zjawiska: hossa na giełdach, oraz spadek siły nabywczej pieniądza mają te same korzenie, którym na imię: inflacja.

Wbrew statystykom oficjalnym, spada także zatrudnienie, a przynajmniej spada ono w tych sferach gospodarki, które tradycyjnie gwarantujących godziwe dochody. Rośnie tym samym liczba bezrobotnych i osób zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin. Następnym rozdziałem tego procesu będzie gwałtowny wzrost cen konsumpcyjnych. Na razie, wskutek tricków księgowych oraz dzięki skanalizowaniu nadmiaru podaży pieniądza na rynki papierów wartościowych i w nieruchomościach, inflacja cenowa jest stosunkowo niska, wkrótce jednak wzrośnie także i ona, a wraz z nią ceny produktów konsumpcyjnych codzienniejszego użytku.

Keynesowska polityka ekspansji kredytowej i napędzanie (przez rząd) inflacji najsilniej uderzają w tzw. rynki wschodzące, do których należy także nasz kraj, skutkiem czego oszczędzanie i inwestowanie narażone jest u nas na dodatkowe niebezpieczeństwo, jakim jest rynek walutowy. Parytety wymiany, obarczone rzekomo wyższym ryzykiem, deprecjonują walutę polską, czeską, węgierską, tajlandzką, indonezyjską i inne utrudniając rozwój gospodarczy i zachęcając do interwencji pieniężnych ze strony banków centralnych. Kredytowanie importu w dolarach, euro czy frankach szwajcarskich jest drogie, dużo za drogie, absurdalnie wysokie[1]. Ze względu na narzuconą nam przez tzw. Zachód deprecjację złotego (PLN) zagrożone jest oszczędzanie. Paradoksalnie, ostatnie[2] wzrosty ceny złota bulionowego (sztabki, monety) o ok. 5 procent spowodowały wzrost cen kruszcu w PLN o prawie drugie tyle. Jakby tego było mało, globalna zmowa banków centralnych pod egidą amerykańskiego FED zmusza do fałszowania statysty inflacji, i co gorsza, do obniżania stóp procentowych, które jeszcze bardziej zniechęcają do oszczędzania. Bez oszczędności nie ma kredytu, a bez kredytu nie ma inwestycji. Drukowanie pieniądza nie jest dobrym rozwiązaniem: nie dość, że rujnuje gospodarkę, rujnuje także finansowe obywateli.

Bańki

Większość inwestorów,, zwłaszcza z grupy ludzi młodych, agresywnych i bez doświadczenia ratuje się krajowymi flipami i mieszkaniami na wynajem, ale to tylko zwiększa ryzyko krachu. Robią sobie wzajemnie konkurencję, dając fałszywy sygnał dla rynku i deweloperów, że w Polsce istnieje ogromne zapotrzebowanie na nowe mieszkania. Skutkiem tego jest wciąż rosnąca bańka spekulacyjna, niczym nie uzasadniony boom budowlany  i wysokie ceny mieszkań, przewyższające nierzadko ceny na rynkach Hiszpanii, Portugalii, Czech, Rumunii, a nawet niektórych rejonów Niemiec i Skandynawii. Dopiero od kilku miesięcy mówi się głośno o eksporcie inwestycji w nieruchomości zagranicę. Temu tematowi poświęcimy jednak osobny odcinek…

Czyż więc, inwestor polski nie ma lepszej alternatywy? Czy pozostaje mu tylko ryzyko na poziomie ryzyka spekulacyjnego? Nad odpowiedzią na te pytania zastanowimy się w dalszej części rozważań…

Cdn.

Jan M Fijor

milionerstwo.pl

[1] Np. w odniesieniu do cen mięsa, chleba, czy wyrobów mleczarskich: 1 GBP = 1 – 1,2 PLN przy parytecie ok. 4,90 PLN za 1 GBP (maj 2019).

[2] Mam nas myśli przełom maja i czerwca 2019 roku.

 

Tags: akcje, bezrobocie, ceny, deprecjacja walut, giełda, kryzys, nieruchomości, obligacje, rynek walutowy

Related Posts

Previous Post Next Post

Comments

  1. Odpowiedz

    10 czerwca 2019 – spadek ceny (spot) złota o ok. 1 procent. Szansa dla tych, którzy nie zdążyli kupić poniżej $1300.00 za uncję. Dodatkowym atutem jest spadek parytetu dolara do PLN z 3,83 zł za dolara do 3,80 zł. Przemnożone przez siebie obie liczby dają tylko w cenie spot (cena kruszcu) handicap w wysokości ok. 1,5 – 2 procent. Warto kupować! Złoto jest na fali wnoszącej, która co jakiś czas pozwala na swobodny oddech i zasilenie portfela.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

0 shares