W 1936 roku portugalski neurolog Egas Moniz wprowadził nową metodę leczenia schizofrenii i innych zaburzeń psychicznych. Jego eksperymentalna procedura została szybko wprowadzona w życie w Stanach Zjednoczonych przez dr Waltera Freemana, który przeprowadził ją nawet na Rosemary Kennedy (siostrze Johna F. Kennedy) na prośbę jej ojca. Dr Freeman „wyleczył” łagodną niepełnosprawność rozwojową Rosemary dzięki tej nowej procedurze; niestety do końca życia nie mogła z tego powodu ani chodzić, ani mówić.
Procedura, o której mówię, to oczywiście lobotomia – operacja polegająca na wierceniu ludzkiej czaszki w celu bezpośredniego manipulowania mózgiem pacjenta. Czasami chirurg wstrzykiwał do mózgu czysty alkohol etylowy; w innych przypadkach używano specjalnego narzędzia do szturchania płata czołowego, jak gdyby był to kawałek mięsa. Cudem kilku pacjentów przeżyło to średniowieczne leczenie i zdołało prowadzić w miarę normalne życie. Jednakże większość pacjentów zmarła lub została trwale niepełnosprawna.
Pomimo tak katastrofalnych skutków, lobotomia przez dziesięciolecia pozostawała zatwierdzoną metodą leczenia w rozwiniętym świecie. W rzeczywistości lobotomię zalecano nawet do „leczenia” dysydentów politycznych z ich niebezpiecznych zaburzeń psychicznych. Media również zachwyciły się lobotomią, zachwalając ją jako nową cudowną procedurę. Magazyn „Time” przykładowo opublikował w 1936 roku artykuł zatytułowany „Lobotomia: sposób na usunięcie zmartwień z mózgu”. Zaś „The New York Times” opublikował w 1939 roku raporty na temat zaskakującej skuteczności „operacji leczenia szaleństwa”. Dr Egas Moniz, wynalazca procedury, został w 1949 roku nagrodzony Nagrodą Nobla w dziedzinie medycyny.
Do tego momentu kwestionowanie przez lekarzy lobotomii stało się z zawodowego punktu widzenia bardzo ryzykowne, gdyż każdy „ekspert” i „naukowiec” powszechnie zgadzał się z tym, że lobotomia jest bezpieczną i skuteczną procedurą. „Journal of Neurosurgery” opowiada historię kilku lekarzy z późnych lat 40. i wczesnych 50. ubiegłego stulecia, którzy odważyli się przeciwstawić paradygmatowi branży i wyrażali swój sceptycyzm wobec operacji. Jeden z nich, specjalista w sieci szpitali należących do systemu służby zdrowia dla weteranów, który stwierdził oczywisty fakty, że nie opublikowano żadnych długoterminowych badań dotyczących skutków lobotomii, a zatem „wiedza o niebezpieczeństwach, komplikacjach czy w ogóle o wynikach lobotomii” jest prawie żadna. Na zakończenie dodał, że gdy o niego chodzi, lobotomie będą wykonywane „po jego trupie”. Lekarz ten szybko został usunięty przez swoich szefów z listy konsultantów.
„Nie piszę dziś tego listu, aby podważyć jakikolwiek lek, leczenie czy szczepionkę. Nie jestem też „antyszczepionkowcem” – pisze autor Uważam jednak, że dominujące nasze życie dogmaty poprawności politycznej, pseudoparadygmaty, czy półprawdy” mogą nas doprowadzić do prawdziwej katastrofy. Chodzi o to, jak łatwo w obecnych czasach uciszyć społeczność medyczną, zastraszając ją zburzeniem kariery naukowej, a nawet usunięciem z pracy za głoszenie poglądów, które nie pasują do jakiejś nawiedzonej narracji wywodzącej się z obozu poprawności politycznej i sprawiedliwości społecznej. .
Przykład: pewien profesor uniwersytetu medycznego Uniwersytetu Kalifornijskiego przeprosił niedawno swoich studentów za to, że w trakcie swego wykładu użył sformułowania »gdy kobieta jest w ciąży«, które mogło by sugerować, że tylko kobiety mogą zajść w ciążę. „Bardzo was wszystkich przepraszam – stwierdził medyk z pokorą.
Pamiętajmy, że tu chodzi o profesora medycyny, oraz wykład dla studentów medycyny w szkole medycznej!
Nie jest to wcale przypadek odosobniony. W rzeczywistości ta sama szkoła medyczna prowadzi forum, na którym studenci mogą poprawiać nauczycieli, którzy używają terminów takich jak: karmienie „piersią” zamiast prawidłowego karmienie „klatką piersiową”. Rozesłano tam niedawno petycje wzywające do zawstydzania profesorów, którzy używają „nieprawomocnych sformułowań”, jak to ujął jeden ze studentów. Inny profesor przeprosił studentów za używanie terminów „ojciec” i „syn” podczas omawiania zaburzeń chromosomowych. Najwyraźniej bardziej nadawały się do tego celu terminy: „dostarczyciel spermy” czy „apłciowe potomstwo”.
Zdaniem niektórych studentów Uniwersytetu Kalifornijskiego, profesorowie w obawie przed odwołaniem ich ze stanowiska, unikają stwierdzeń w rodzaju: „pewne schorzenia są bardziej rozpowszechnione wśród mężczyzn niżu kobiet”. Nie chcą więc dyskutować o tym, że wczesne sygnały ostrzegawcze zawału serca u mężczyzn są różne od takich sygnałów u kobiet. Albo, w jaki sposób nerki męskie i żeńskie reagują na działaniem takich samych leków, co mogłoby wpłynąć na prawidłowe ich dawkowanie.
Aż strach bierze, gdy pomyślę, jak będzie wyglądać amerykańska opieka zdrowotna po dekadzie lub dwóch kontrolowania jej przez społecznie wrażliwy tłum; gdy lekarze nie będą mogli brać pod uwagę podstawowych różnic w ludzkiej anatomii. Nie jest to obecnie, rzecz jasna, jedyny antynaukowy tłum atakujący medycynę. Główne uderzenie wiąże się dziś z narracją dotyczącą COVID.
Lekarzom, którzy odważą się podzielić opinią medyczną na temat szczepionek COVID, która jest sprzeczna z „prawdą objawioną” grozi utrata pracy, a nawet cofnięcie licencji. Z drugiej strony, powszechnie akceptowane w doktrynie gender i sprawiedliwości społecznej są poglądy ewidentnie radykalne i błędne. Szkoła Medyczna uniwersytetu Yale zaprosiła psychiatrę, Arunę Khilanani, by wygłosiła wykład zatytułowany „Psychopatyczny problem białego umysłu”. Podczas wykładu dr Khilanani powiedziała m.in. „Nie raz miałam fantazję, że wypalam z rewolweru w głowę każdej białej osoby, jaka stanęła mi na drodze. Wyobrażałam sobie, że po tym wszystkim zakopuję jej ciało i wycieram pokrwawione ręce, po czym odchodzę w podskokach z przekonaniem, że oto uczyniłam światu pieprzoną przysługę”. Podczas tego samego wykładu powiedziała wręcz, że „biali ludzie są szaleńcami i takimi byli od dawna”. To właśnie uchodzi dziś za medycynę: biali ludzie są chorzy, coraz bardziej chorzy; mężczyzna może zajść w ciążę; płeć nie istnieje. Każdy, kto wypowiada się przeciwko tym absurdom, ryzykuje karierę i utratę środków do życia.
(…) Trend ten dołącza do długiej listy innych oczywistych sygnałów ostrzegawczych, że Stany Zjednoczone przeżywają poważny upadek. „Progresywizm w nauce”. Demontaż i lekceważenie podstawowych, konstytucyjnych wolności z powodu wirusa. Płacenie ludziom, by zostali w domu i nie szli do pracy. Przerażające zadłużenie i bezkarny dodruk pieniędzy. Inflacja. Cenzura Big Tech. Wzrost chińskiej potęgi i wpływów. Haniebna, upokarzająca katastrofa w Afganistanie. Każdy z tych trendów prowadzi do tego samego wniosku: Stany Zjednoczone i ogólnie Zachód chylą się ku upadkowi.
Zawsze są jakieś jasne punkty i powody do optymizmu. Kiedy jednak profesor medycyny boi się zasugerować, że „mężczyzna nie może zajść w ciążę” nadszedł najwyższy czas, aby poważnie rozważyć Plan B.
Simon Black
SovereignMan.com